Jesień 1980 r. W pokoju 213 Collegium Novum wieczny ruch i trzaskanie drzwiami. Do biura organizującej się ?Solidarności? co chwilę przychodzi ktoś po informacje. Najlepsze ma zwykle Krystyna Laskowicz, drobna blondynka z filologii polskiej.
Pochodzi z Torunia, w 1972 r. kończy studia i zaczyna pracę na uczelni. Kiedy w 1978 r. broni doktoratu, współpracuje już ze Stanisławem Barańczakiem i Komitetem Obrony Robotników. Kolportuje pierwsze opozycyjne pisma. Gdy latem 1980 r. wybucha "S", jest wśród założycieli związku na UAM. W grudniu 1980 r. zostaje wiceprzewodniczącą "S" na uniwersytecie, redaguje związkowe pisma, m.in. uniwersytecki "Serwis". Wtedy poznał ją Jan Kołodziejski, wówczas 17-letni. - Wszędzie jej było pełno - wspomina.
- Wcześnie straciłem mamę, więc pani Krystyna traktowała mnie jak matka. Pomagałem w pracy biura komisji, a ona często odwoziła mnie wieczorem do domu.
- Krystyna miała wielki zapał do pracy w związku. Jednocześnie źle się czuła, gdy miała publicznie przemawiać. Miała jakiś wewnętrzny hamulec - opowiada Janusz Pałubicki, wtedy szef biblioteki Instytutu Historii Sztuki UAM, a później szef podziemnej "S". 15 grudnia 1980 r., aula UAM. Laskowicz wpada na niesamowity pomysł: na otwarcie wyborów władz uniwersyteckiej "S" zdobywa gdzieś i puszcza kilkunastominutowe nagranie z Grudnia 1970 r. w Gdyni. - Wszyscy stali i słuchali: strzały, co jakiś czas ryk statków, jakiś wątły ludzki krzyk... Dla delegatów było to coś w rodzaju memento mori: pamiętajcie, jak się skończyła poprzednia próba - wspomina Pałubicki.
- Krystyna już wtedy była przeświadczona, że prędzej czy później dojdzie do kolizji z komunistami.
Gdy 13 grudnia 1981 r. milicja wdziera się do zarządu "S" na Zwierzynieckiej, na UAM trwa nerwowa ewakuacja: ukrywane są powielacze, pieczątki związkowe i bezcenny papier. - Krystyna też tam była - opowiada Kołodziejski. W pamięć wrył mu się widok związkowych dokumentów, przewożonych sankami do skrytek.Przez kilka dni Laskowicz ukrywa się u znajomych, bierze na barki ciężar budowy podziemnej struktury "S" na uniwersytecie (ludzie wykręcają się albo odmawiają pomocy). Ponieważ milicja dzień w dzień nachodzi jej rodzinę, uznaje, że musi zgłosić się na Kochanowskiego. Idzie tam 18 grudnia - i już nie wraca do domu. Przez miesiąc siedzi w areszcie na Młyńskiej. W styczniu 1982 r. w środku nocy wraz z innymi zatrzymanymi kobietami zostaje przewieziona milicyjną "suką" do ośrodka internowania w Gołdapi (przy granicy z okręgiem kaliningradzkim).
Aleksandra Bessert jedzie do Gołdapi razem z Laskowicz. Nie widzi jej, bo wnętrze nysy przegrodzone jest ścianą, ale ją słyszy: - Gdy przejeżdżaliśmy przez miasta, Krystyna intonowała pieśni bojowe, żeby nas usłyszeli ludzie: "Lance do boju, szabla w dłoń, bolszewika goń, goń, goń!".Działaczki "S" z całego kraju zamknięto w ośrodku Radiokomitetu. - Warunki przypominały sanatorium, tyle że strzeżone przez żołnierzy. Władza powiedziała im, że "przyjechały terrorystki przyłapane z bronią" - wspomina Barbara Napieralska, wówczas zatrudniona w Teletrze. Mieszkała z Laskowicz w jednym pokoju: -Już w lutym Krystyna wydrukowała na bibułkach ulotki ze "ślepowronem". Gąbkę wyjęła z głośnika, z kartonu wycięła mapę Polski, a jedna z koleżanek zdobyła tusz z pieczątek od lekarza. Ulotki rozrzuciłyśmy cichcem w "zaprzyjaźnionych pokojach" w drugą miesięcznicę wprowadzenia stanu wojennego. Już na Młyńskiej odzywają się chore nerki Laskowicz. W ośrodku w Gołdapi nie ma lekarza, więc w marcu 1982 r. wypuszczają ją z internowania.
Po powrocie jej mieszkanie w bloku na Osiedlu Oświecenia staje się centrum życia podziemnej "Solidarności" w Poznaniu. - Była nieśmiała, ale miała poczucie, że komunizm to zło, wobec którego nie można pozostać obojętnym. Ponieważ ograniczała swoją ekspresję, wielu nie domyślało się, ile miała w sobie wewnętrznego żaru - opowiada Pałubicki. To ona przez następne lata organizuje łączność z innymi organizacjami podziemnymi w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu czy Gorzowie. Nawiązuje też kontakt z zagranicą (za pośrednictwem konsulatu USA). Pisze teksty do prasy podziemnej, buduje sieć kolportażu "Tygodnika Mazowsze". Z Napieralską przewożą gazety z Warszawy do Poznania.
- Do mojej skrzynki w Poznaniu "Tygodnik Mazowsze" przywoził też późniejszy emigrant do Australii - jeżeli dobrze pamiętam - Zbyszek Osiński i dwóch innych, których nazwisk i imion nie znałam. Składali je nocą w ogrodzonym boksie na śmieci za dużymi pojemnikami. Było to pomiędzy 2 a 2.30 i zaraz potem, przed 3, odbierała paczki inna osoba. Ta skrzynka przetrwała bardzo długo i nigdy nie wpadła - wspominała Laskowicz na łamach - Gazet. Bessert śmieje się: - Raz odbierałam bibułę od Krystyny w jakimś warzywniaku, na hasło "Kilo ziemniaków". Napieralska: - Dla wielu osób Krystyna była busolą, wskaźnikiem. Była wolnym człowiekiem.Kamila Laskowicz-Young, córka: - To w tamtych czasach od mamy dowiedziałam się, co to jest Katyń, Amnesty International i podstawowe prawa człowieka. Jak ważne jest to, aby każdy mógł czytać, co chce, pisać, co chce, być, kim chce.
Od dawna jest na celowniku SB, od stycznia 1981 r. rozpracowują ją w ramach operacji pod kryptonimem "Jaszczurka" (w 1985 r. esbecy wciągną ją również do sprawy ?Uparty? dotyczącej Janusza Pałubickiego). Naprzeciw jej bloku dzień w dzień stoją demonstracyjnie duże fiaty esbeków.Jej mieszkanie jest otwarte dla wszystkich. - Gdy schodziliśmy ze zwykłych spraw na konspiracyjne, sięgaliśmy po karteczki. Pisaliśmy na nich ołówkiem swoje kwestie, a potem karteczki się darło i wrzucało do kibelka. Wszystko w obawie przed podsłuchem. Na pewno na podsłuchu był telefon - mówi Kołodziejski.
- Nie sądzę, by mieszkanie Krystyny miało inny podsłuch - ocenia Pałubicki. - Od sąsiada Krystyny mieszkającego bezpośrednio pod nią wiem, że kiedy starał się o paszport w 1985 albo 1986 r., esbecy zaproponowali mu, żeby udostępnił im na krótki czas swoje mieszkanie "do spotkań". Obiecywali, że je wyremontują i wymalują. Sąsiad Krystyny odmówił, a potem powiedział mi: "Wie pan, gdybym ja miał pewność, że mikrofon działa tylko w jedną stronę...". Laskowicz częstuje konspiratorów fantazyjnymi kanapkami. Na niektóre rozmowy - a zwłaszcza na dymka - wychodzi się z Krystyną na balkon. Kołodziejski: - Ona mi zawsze powtarzała: "Jasiu, ty tyle nie pal!". A sama kopciła jak lokomotywa - uśmiecha się Kołodziejski.
28 grudnia 1982 r. esbecy aresztują Krystynę Laskowicz, która odwiedza Janusza Pałubickiego, ukrywającego się na Osiedlu Przyjaźni. Pałubicki, Laskowicz i 21 innych działaczy Tymczasowego Zarządu Regionu "S" zostaje objętych śledztwem w sprawie o udział w "nielegalnej strukturze". Laskowicz przetrzymują znowu w areszcie na Młyńskiej. Nie staje jednak przed sądem jako oskarżona, bo obejmuje ją amnestia. Ze względu na stan zdrowia - chorą wątrobę - wychodzi w maju 1983 r. Akurat na pogrzeb ojca Honoriusza, dominikanina, który wspierał opozycję i zginął w niewyjaśnionym do dziś wypadku drogowym.Gdy jesienią 1983 r. sądzą Pałubickiego w Sądzie Wojsk Lotniczych, pod budynkiem gromadzą się tłumy, skandują ?Precz z komuną!? i rzucają kwiaty do wozu z szefem podziemnej "S".
- Krystyna miała znajomego kucharza w hotelu Poznań. Dzięki niemu wjechałem windą towarową na górę i zrobiłem zdjęcia z wprowadzania Janusza - relacjonuje Kołodziejski. Pałubicki dostaje cztery lata więzienia. Wychodzi ze zrujnowanym zdrowiem w czerwcu 1984 r., zamieszkuje u Laskowicz. Krystyna pomaga mu nawiązać kontakty ze Zbigniewem Bujakiem i innymi członkami Tymczasowej Komisji Krajowej. Pałubicki: - Zrobiła niesamowicie dużo, bo miała dar wzbudzania zaufania u ludzi. Raz odwiedza ją prof. Leszek Nowak, filozof zaangażowany w podziemną "S". - Pod twoim blokiem stoją ubecy - ostrzega. I proponuje, że wyniesie bibułę i inne "trefne" rzeczy. Po drodze omija trzy milicyjne samochody pod klatką. Trzy godziny później do Laskowicz wpadają ubecy. Nic nie znajdują.
"Mieliśmy dobre skrytki. Nigdy nie znaleźli np. aparatu do podsłuchu SB. Rozumienia skrytek nauczyła Krystynę w Gołdapi Gajka Kuroń. Mówiła: ?Wymyśl dobrą skrytkę, potem ją odrzuć, bo inni też tak pomyślą. Wymyśl drugą skrytkę i też ją odrzuć. Zaczynaj od trzeciej" - powiada Pałubicki.
Dzięki pomocy Czesława Miłosza w 1988 r. Laskowicz wyjeżdża na stypendium Instytutu Hoovera do Kalifornii. Pisze o zbrodniach sowieckich na polskich ziemiach wschodnich po 1939 r. Z USA wraca do wolnego kraju, już po wygranych przez "S" wyborach. Nareszcie może robić to, na czym się zna. Od 1991 r. jej biały ford mustang (przywieziony przez syna ze Stanów) parkuje przed wieżowcem na Piekarach, w którym błyskawicznie rodzi się pierwsza w Poznaniu komercyjna stacja radiowa. 11 lutego 1991 r. startuje Radio "S". Nazwa - skrót od "Solidarności" - ma być symbolem nowych czasów. Zespół tworzy mieszanka piorunująca: hipisi, punkowcy, metalowcy, rastafarianie, sportowcy, normalsi. Laskowicz zostaje szefową radia - już w latach 70. prowadziła na polonistyce warsztaty radiowe. Danka Woźnicka, dziś reporterka radia Zet pamięta przesłuchania kandydatów do radia "S", które odbywały się w studiu poznańskiego radia. ? Dla mnie Krystyna była osobą wiarygodną, miała brawurową historię. To było dla mnie bardzo ważne, że robiła fajne rzeczy w "S". I ważne było to, że to miała być rozgłośnia, która mówi prawdę.
"Eska" wniosła nową jakość. Kiedy startowała, Radio Poznań przywoziło jeszcze nagrane serwisy z Warszawy - opowiada.
Na antenie "eski" słychać reportaże, recenzje spektakli teatralnych, premier filmowych, audycje literackie, dla dzieci, dla alternatywnej młodzieży, materiały interwencyjne, a nawet eksperymenty w stylu Orsona Wellesa. I muzykę, która odróżnia "eskę" od wszystkiego innego w eterze. Laskowicz słucha swojego ?dziecka? na okrągło ? dzięki temu wyrzuca z radia pracownika, który prowadził pijany nocny program. Miała włączone radio nawet tak późno.
Bessert, wówczas dziennikarska TVP: - To radio było dla nas czymś rewolucyjnym. Dużym powiewem świeżości, Zachodu, nowoczesności. Jan Babczyszyn, ówczesny partner Laskowicz w interesach: ?Pamiętam Krystynę jako kobietę niezniszczalną (...).
Jan Koprowski, dziś dziennikarz PAP: - Zawdzięczam Krystynie to, że zostałem dziennikarzem. Przyjęła mnie, choć przyszedłem wtedy jako anarchista z Radia Lawina [tak nazywała się muzyka z tzw. rockiem alternatywnym w "esce" - red.]. Po jakiejś audycji zobaczyłem na tablicy ogłoszeń jej komentarz: "Dobry głos Janka K.". To znaczyło, że mogę tu pracować. To było niesamowite: ludzie, którzy przychodzili z pomysłem na siebie, nie mieli problemu, by znaleźć pracę w radiu. Z dziennikarzy, którzy rozpoczynali w radiu "S", nikt potem do "Faktu" nie trafił - podkreśla Koprowski.Woźnicka, reporter i wydawca w Radiu "S", swojej współpracy z Laskowicz nie nazwałaby harmonijną: - Jasne, napinałyśmy się o różne rzeczy. Ale Krystyna miała tę cechę, że z nią można się było kłócić. Była niezwykle otwarta na różne pomysły. Dziennikarze "eski" pamiętają swoją szefową jako osobę stojącą murem za swoim zespołem. I wręcz nadopiekuńczą. - Interesowała się naszymi losami, była nami przejęta. I to nie było wścibstwo - komentuje Woźnicka.
Szefowa radia "S" ma wyraziste poglądy. W 1991 r. startuje w wyborach do Senatu - oczywiście z listy "S". Bez sukcesu. - Ten start był wyrazem niezadowolenia z tego, co się działo w kraju - uważa Barbara Napieralska.
To był czas wielu politycznych zawirowań: zmiany rządów, zmiany stołków. - Nie podobało mi się, że do studia przyprowadzała polityków PC. Na Piekarach bywali Kaczyński, Dziuba... - rzypomina sobie Woźnicka. - Pamiętam, że robiłam kiedyś wywiad z Janem Olszewskim, uznany przez Krystynę za kąśliwy. Ale nie czułam nigdy presji. Choć Krystynie zdecydowanie nie odpowiadała Unia Demokratyczna, do naszego studia przychodzili też ówcześni politycy Unii z Poznania, Andrzej Machowski czy Hanna Suchocka. Gorzej było z lewicą...- SLD raczej się nie zapraszało. Ale to z założenia było radio, które nie zapraszało ludzi związanych z poprzednim systemem - dorzuca Koprowski. - Później, za rządu Buzka, "eska" zapraszała też często polityków AWS. Mile widziani byli też związkowcy z "S".
Kiedy jeden z jej dziennikarzy kpi na antenie z Leppera, prezes Laskowicz ma pretensje: - O tego typu ludziach nie należy mówić nawet żartem!
Latem 2000 r. prezes "eski" przenosi się do rządu. Na stanowisko szefa Departamentu Komunikacji Społecznej poleca ją Maciej Musiał, wówczas szef kancelarii premiera. Wraz z grupą poznaniaków Laskowicz ma zatrzymać opadające słupki poparcia dla gabinetu AWS. Nie udaje się - po wyjściu Unii Wolności z koalicji jest to typowa mission impossible.- Krystyna potraktowała to jako wyzwanie. Monitorowała odgłosy mediów na to, co robi rząd i komunikowała jego politykę. Zbudowała zespół i zrobiła bardzo wiele - wspomina Musiał. Dobrze czuła się w nowej roli? - Jakoś niechętnie o tym opowiadała - przyznaje Bessert.
Po zmianie rządu pracuje w poznańskim IPN, przygotowuje tu m.in. wystawę "Sowieckie piekło". - Miałem wrażenie, że znowu widzę ją w takim rytmie działania jak w uniwersyteckiej ?S? ? wspomina Kołodziejski. - Na emeryturze wydała dwa albumy o "S". Opowiada się za lustracją i ujawnieniem teczek tych, którzy "ewidentnie szkodzili ludziom". Z rezerwą odnosi się jednak do propozycji dostępu do akt SB dla wszystkich. - Nie chciałabym ponosić za to odpowiedzialności. Trzeba się liczyć z tym, że w teczkach są opisane sprawy osobiste ludzi - tłumaczy.
Inicjuje cykliczne spotkania "podziemniaków". - Choć ludzie "S" rozpierzchli się po różnych partiach, w jej domu spotykali się. I nigdy nie byli tam przeciwnikami - mówi Napieralska. -Mama nie podpisywała się pod żadną partią. Była prostolinijna i uczciwa, nie umiała lawirować politycznymi meandrami - opowiada jej syn Paweł. - Sympatyzowała z PC, AWS, potem PiS, ale otwarcie pozostawała przy ?S? w jej pierwotnych ideałach.? Była państwowcem. Chciała, by to państwo było silne ? dodaje Kołodziejski. ? W ostatnich latach nie była zachwycona Polską. Kiedyś miała nadzieję, że to będzie kraj dla wszystkich. Że wszystkim się będzie wiodło. Myślę, że trochę zawiodła się na III RP. Było jej przykro, że wielu jej znajomych z ?S? straciło pracę.Napieralska: ? Denerwowała ją małość ludzi sprawujących władzę. Była mocno krytyczna wobec zachowania władz państwa w sprawie wyjaśniania katastrofy smoleńskiej.
W 2010 r. wstępuje do komitetu poparcia kandydatury Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta. - Pod wpływem atmosfery po katastrofie smoleńskiej - wyjaśnia syn Paweł. Komitet daje początek Akademickiemu Klubowi Obywatelskiemu im. Lecha Kaczyńskiego, w ten sposób Laskowicz zostaje jego członkiem. Kiedy jednak dowiaduje się, że jej nazwisko sygnuje stanowisko AKO popierające prof. Krystynę Pawłowicz ("słynną" z niewybrednych ataków na mniejszości seksualne), chce usunąć swój podpis. - Nie zdążyła - przyznaje Paweł Laskowicz. Podpis mamy wycofał już po jej śmierci. Ateistka, do Kościoła odnosi się nieufnie. - Uważajcie, bo "czarni" znowu chcą nas oszukać! - ostrzega dziennikarzy "eski". - To się wzięło z jej rogatej duszy, z buntu. Bo przecież wychowała się w katolickiej rodzinie. W pewnym momencie doszła do wniosku, że Boga nie ma i tego się trzymała - tłumaczy syn. - Ale miała wśród duchownych bliskich i serdecznych przyjaciół. -- Kiedy widziałam się z nią po raz ostatni w szpitalu, a zauważyła księdza, zapytała półgłosem, tak żeby ksiądz usłyszał: "No i po co ten czarny tu wchodzi?". Było dla mnie zaskakujące, że ona "zwolenniczka prawicy" była taka liberalna. Popierała feminizm. Nigdy bym nie powiedziała, że jest przeciwko związkom partnerskim - wspomina Bessert. -Rozmawiałem z nią o badaniach bodaj CBOS na temat homoseksualizmu. Wyszło, że 80 procent Polaków jest przeciw. A ona mi mówiła w kuchni przy piekarniku, w którym robiła się zapiekanka: - W ogóle się tym nie martw, pamiętaj o tych 20 procentach, które są za - wspomina jeden z pracowników "eski".
Na emeryturze uprawia ogródek na Różanym Potoku, gdzie postawiła dom. W murach domu pozostawia otwory na ptasie gniazda. Maluje. W pamięci przyjaciół pozostają jej obrazy: dwa widoki jeziora Łańskiego, nad którym spędziła dzieciństwo (jej ojciec był tam leśniczym, zanim Łańsk stał się ośrodkiem rządowym) i droga z wierzbami. - Uwielbiała Ewę Demarczyk. Wszystkich zamęczała jej płytą - uśmiecha się Kołodziejski.Zdrowie szwankuje od dawna. Od lata 2011 r. zmaga się z nagłymi atakami gorączki, która wyniszcza jej organizm. Choć lekarze nie potrafią jej pomóc, nie narzeka. - Nie rozczulała się nad sobą - mówi Kołodziejski.Jeszcze w szpitalu umawia się na kolejne spotkania. Umiera w nocy z 16 na 17 marca.Już następnego dnia w internecie pojawiają się wspomnienia o niej: "Zebranie załogi"w jakiejś strategicznej sprawie. Czwarte piętro wieżowca na Piekarach, a więc jakoś w pierwszych latach radia. Gorączkowa dyskusja (...) i nagle ja, zwracająca się do Krystyny tak automatycznie: "ale słuchaj, mamo...". Dalej już tylko ogólna konsternacja, śmiech na sali....
- Na żadnego szefa tak nie wrzeszczałam jak na Nią (...) i na pewno żadnego nie będę tak dobrze wspominać. Spotkałam ją jesienią w drzwiach szpitala. - Nie jest dobrze... - tym krótkim zdaniem powiedziała wszystko. Krystyna odeszła. Mam przeczucie, że właśnie przekonuje Pana Boga do jakiegoś swojego nowego projektu. Zjedna Go do niego na pewno."Siedem dwa, dziewięć dwa, tu radio es Poznań. Jest siedemnasty marca, tuż po północy. Do usłyszenia, dobranoc Państwu...".
Wszystkie komentarze