Dawny stadion Warty, noszący kiedyś miano 22 Lipca, a od początku lat 90. XX w. – Edmunda Szyca, jest dziś obrazem nędzy i rozpaczy. Zdewastowany, w samym centrum przestrzennego bałaganu, zamieszkany przez bezdomnych i pełny dorodnych samosiejek bardziej przypomina polanę pośrodku gęstego zagajnika, niż sportowy obiekt. Ale kłopoty w tym miejscu to nic nowego. Mimo, że – – jak informuje „Atlas architektury Poznania” – „założenie stadionu należy do wzorcowych realizacji plastyczno-architektonicznych autorstwa Sylwestra Pajzderskiego”, to pierwsza, przedwojenna wersja widowiskowo-sportowej areny była wielkim niewypałem. 

Stadion Szyca
Stadion Szyca ŁUKASZ CYNALEWSKI

Nowy stadion niewypałem

Decyzja o budowie stadionu na skraju południowego klina zieleni, zapadła w 1928 roku. Obiekt o owalnej formie obliczony na 20 tys. widzów miał docelowo służyć klubowi piłkarskiemu Warta, ale na początku był przewidziany na organizację masowych imprez towarzyszących Powszechnej Wystawie Krajowej. Otwarto go więc w 1929 roku, ale już w trakcie pierwszej uroczystości trzeba było ewakuować widzów i prezydenta RP Ignacego Mościckiego. Żelbetowej trybunie głównej groziła katastrofa budowlana, co dla obeznanych z projektem specjalistów nie było raczej zaskoczeniem. Aż trudno uwierzyć do ilu błędów i zaniedbań doszło podczas projektowania oraz budowy.

Po pierwsze, ciężkie trybuny wzdłuż dłuższych boków stadionu (z ulokowanymi pod spodem restauracją, zapleczem sportowym i garażem) stanęły na niestabilnych gruntach zalewanych wcześniej przez Wartę. Gorzej: bagnisty teren zasypano śmieciami, licząc, że będzie to dobre podłoże dla żelbetowego stadionu. Po drugie, całość była źle zaprojektowana, a palowanie za płytkie. Po trzecie, nie pomyślano o dylatacji, która pozwoliłaby zapobiec pęknięciom i naprężeniom. Po czwarte, niepraktyczne zadaszenie trybun ważyło zbyt dużo. Władze miasta świadome usterek zdecydowały jednak o otwarciu stadionu – jak się okazało: na kilka godzin.

Wyłączone z użytkowania konstrukcje naprawiono do 1931 roku, by zamknąć je znów po pięciu latach. Przez ten płyta stadionu cały czas służyła piłkarzom i lekkoatletom. W 1937 roku zapadła decyzja o częściowej rozbiórce i przebudowie, lecz plany przerwała wojna, która zapisała w historii stadionu wyjątkowo smutny rozdział. Niemcy urządzili tu obóz pracy dla Żydów. Panowały w nim fatalne warunki, doszło do epidemii tyfusu, a złapanych uciekinierów wieszano publicznie na pobliskich szubienicach. Obóz zlikwidowano w 1943 roku, wywożąc więźniów do Auschwitz. Tragiczne wydarzenia upamiętnia obelisk ufundowany w 1983 r. i przeniesiony 14 lat temu spod stadionu w bardziej eksponowane miejsce obok Multikina.

Obelisk poświęcony pamięci Żydów zamordowanych na stadionie Szyca podczas wojny
Obelisk poświęcony pamięci Żydów zamordowanych na stadionie Szyca podczas wojny PIOTR SKÓRNICKI

Skąd się wzięło targowisko Bema? 

Po wojnie stadion przebudowano w latach 1950-1957 opierając się na odtworzonej przedwojennej dokumentacji. Usypana z ziemi budowla bez żelbetowych trybun zyskała nową nazwę: 22 Lipca. Mieszcząc 60 tys. widzów i będąc trzecią co do wielkości sportową areną w kraju, stała się miejscem wielu sportowych wydarzeń, w tym występów narodowej reprezentacji. Swoje mecze rozgrywała tu nie tylko Warta, ale także Lech, a w 1974 roku urządzono Centralne Dożynki połączone z obchodami 30-lecia PRL. Stadion został wtedy zmodernizowany i od zachodu zyskał lekki, przeszklony pawilon wejściowy przykryty charakterystycznym zygzakowatym dachem. Od strony wschodniej przebito główne wejście na płytę boiska.

Jednocześnie, z okazji dożynek, powstał ambitny „kompleksowy realizacyjny plan zagospodarowania rejonu stadionu 22 Lipca”. Przy ul. Królowej Jadwigi miały powstać boiska: hokeja na trawie i lekkoatletyczne. Kryte lodowisko planowano przy Drodze Dębińskiej w rejonie Bielnik, odcięte od Warty trasą szybkiego ruchu poprowadzoną wzdłuż nabrzeża. Przed wejściem na stadion wytyczono „plac Armii Poznań”. Od południa, w części dzisiejszego parku im. Jana Pawła II poznaniaków miało bawić całoroczne wesołe miasteczko. Z planów prawie nic nie wyszło, a po 1989 roku gwałtownie zmieniło się otoczenie stadionu, który obrósł targowiskami znanymi pod ogólną nazwą „Bema” urobioną od PRL-owskiej nazwy Drogi Dębińskiej (Alfreda Bema). Resztówką potężnego niegdyś bazaru są dziś stragany i namiotowa hala wzdłuż Dolnej Wildy.

Duńczycy zostali na lodzie

W latach 90. klub Warta zaczął mieć kłopoty finansowe po utracie głównego sponsora, którym od lat 50. były zakłady Cegielskiego. Po spadku drużyny do drugiej ligi w 1995 roku stadion zaczął szybko podupadać. Wtedy też klub przejął od skarbu państwa prawo wieczystego użytkowania obiektu, pod warunkiem, że utrzyma na nim funkcję sportową i rekreacyjną. Trzy lata później zbył je jednak na rzecz duńskiego dewelopera, firmy TK Development, który chciał zstąpić stadion centrum handlowym.
Tak zaczęły się poważne komplikacje. Klub przyjął bowiem od Duńczyków zaliczkę (ok. 4mln zł), a reszta pieniędzy miała trafić na jego konto, jeśli uda się doprowadzić do zmiany funkcji terenu na handlowo-usługową. Tyle, że miasto postawiło tamę tym planom chroniąc klin zieleni. Tymczasem klub nie mógł oddać zaliczki, którą już wydał i Duńczycy zostali na lodzie z terenem o funkcji, którą nie byli zainteresowani.
Kolejne lata to cykl różnego typu podchodów, które miały doprowadzić do komercyjnej realizacji. W 1999 roku belgijsko-holenderski inwestor proponował budowę nowoczesnego stadionu na miarę zachodnich inwestycji naszpikowanego pod trybunami usługami i handlem. Zamierzenia nie wyszły poza sferę planów.

O stadion walczyli społecznicy

Rok później teren został skomunalizowany, ale miasto i tak miało związane ręce, bo w grze byli Duńczycy. W połowie pierwszej dekady XXI w. TK Development porzucił plany handlowe i wspólnie z firmą Von der Heyden Group, która miała wtedy na koncie budowę wieżowca PFC, starał się o zastąpienie stadionu osiedlem mieszkaniowym. Sprzyjała temu wprowadzona w 2003 roku zmiana prawa, która unieważniła część starych planów zagospodarowania. Miasto nie wydało jednak inwestorom warunków zabudowy, a w 2006 roku zaczęły się prace nad planem dla klina zieleni od ul. Królowej Jadwigi do autostrady. Później plan podzielono na mniejsze części i fragment ze stadionem czekał na swój wielki dzień aż do 2017 roku.

Zarośnięta murawa stadionu Szyca
Zarośnięta murawa stadionu Szyca ŁUKASZ CYNALEWSKI

Przez ten czas o zielony charakter terenu walczyli m.in. społecznicy ze Stowarzyszenia My Poznaniacy, Rada Osiedla Wilda i SARP. O swoje interesy zabiegali z kolei kupcy z targowiska, którzy nie chcieli się wyprowadzić spod stadionu. W 2012 roku miasto urządziło więc tzw. sondaż deliberatywny, w którym przedstawiło 120 wybranym mieszkańcom cztery wersje zagospodarowania terenu. Wygrał wariant parkowy, ale deweloperzy nie dawali za wygraną. Doprowadzili do tego, że w 2014 roku Samorządowe Kolegium Odwoławcze, wbrew decyzjom miasta, zgodziło się na budowę 17 bloków, w tym wieżowców nawiązujących wysokością do… hotelu Poznań i kompleksu przy placu Andersa. Rok później Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił tę decyzję. Ostatecznie, uchwalony rok temu plan zabezpieczył sportowy i rekreacyjny charakter terenu, a teraz miasto „odbiło” wreszcie stadion z rąk dewelopera.

Co dalej?

Dziś sytuacja nie jest łatwa. Przez dwie dekady stadion obrósł nie tylko zielenią, ale i nieplanowaną wcześniej zabudową. Tam, gdzie miały powstać boiska wyrosło 20 lat temu Multikino, później dołączyło do niego gęste skupisko bloków, a niedawno pierzeję ul. Królowej Jadwigi uzupełnił pokaźnych rozmiarów biurowiec Maraton, który przytłoczył niski modernistyczny budynek AWF-u. Uczelnia także się rozbudowała, a w miejscu planowanego lodowiska na Bielnikach stoją domy mieszkalne.

Ten nowy i niespójny kontekst trzeba brać pod uwagę myśląc o zagospodarowaniu miejsca po stadionie. To niezłe miejsce na halę widowiskowo-sportową, co lansują władze miasta, ale koszt budowy oddala tę inwestycję w czasie. Poza tym, dawniej spora kubatura hali stałaby pośrodku otwartych zielonych terenów, a dziś może przytłoczyć otoczenie. Dlatego też społecznicy proponują przekształcić teren w poznański „central park”. Kto wie, może powinno być tutaj, jak w berlińskim Mauerpark, którego bezpretensjonalna forma i urządzany tam pchli targ przyciągają tłumy.

Obie funkcje się zresztą nie wykluczają, ale trzeba głębokiego namysłu, jak połączyć je w kreatywny i przyjazny sposób. Jednym z rozwiązań może być zielony dach płynnie łączący się z okolicą. Inspiracji nie brakuje, wystarczy spojrzeć na warszawskie Centrum Nauki Kopernik lub – katowickie ośrodek kongresowy koło Spodka. Żeby osiągnąć podobny poziom potrzebny jest jednak architektoniczno-urbanistyczny konkurs, który może dostarczyć kreatywnych pomysłów. To chyba najważniejsze zadanie, które stoi obecnie przed władzami miasta. Równolegle warto szukać pieniędzy lub współinwestora. A dziś, przede wszystkim, stadion i jego okolice trzeba gruntownie wysprzątać, zaproponować dzikim lokatorom alternatywne lokum i zapraszać poznaniaków na zapuszczoną arenę, by według własnych pomysłów mieli szansę oswoić miejsce, które stało się białą plamą na mapie miasta.