W listopadzie 1939 r. Gestapo zamordowało na Wzgórzach Morzewskich 40 Polaków i 2 Niemców. Polacy zginęli, bo byli lokalną elitą. Niemcy - bo drwili ze swoich rodaków albo służyli w Wojsku Polskim.
"Przez cały wieczór i od wczesnych godzin rannych zablokowane były nasze telefony" - pisały poznańskie gazety we wrześniu 1982 roku. - "Sympatycy futbolu dzwonili nawet do drukarni i wszyscy z jednym pytaniem - jaki jest rezultat meczu Lecha Poznań ze zdobywcą Pucharu Islandii". Niestety, dziennikarze nie mieli pojęcia.
- Dzisiaj się to wydaje zupełnie banalne, ale wtedy była to nowa jakość: ludzie oczekiwali, że wszystko będzie robione sensownie i uczciwie - opowiadał Janusz Pazder, który w maju 1990 r. został po raz pierwszy poznańskim radnym. Powojenny poznański samorząd ma już 27 lat.
21 lutego 1942 r. w poznańskim porcie rzecznym na Warcie członkowie Armii Krajowej puścili z dymem magazyny z żywnością i ciepłą odzieżą dla dywizji Wehrmachtu. Główną rolę odegrał zwykły woźnica i jego kumple z eki, która przed wojną trzęsła miejscowym półświatkiem
Statek "City of Cairo" poszedł na dno w ciągu dwóch godzin, trafiony torpedami niemieckiego okrętu podwodnego U-68. U-Bootem dowodził poznaniak Karl-Friedrich Merten. Jeden z ocalałych rozbitków powiedział później: - Nie mogliśmy być zatopieni przez sympatyczniejszego gościa.
Ksiądz Czesław Piotrowski napisał doktorat o życiu seksualnym chłopców z gimnazjum. A w Poznaniu wybudował nowoczesną szkołę, którą stracił po wojnie. Już do niej nie wrócił
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.