Strażacy, którzy przeżyli eksplozje w poznańskiej kamienicy, po miesiącu wrócili na zgliszcza. Pokazali, co się wydarzyło. Prokurator opowiedział o ustaleniach śledztwa.
W piwnicach budynku pracują już śledczy. Drobiazgowo przeczesują pomieszczenia, by znaleźć dowody na to, co stało się w nocy z 24 na 25 sierpnia, kiedy kamienica stanęła w płomieniach.
Irena i Janusz Ryszka wprowadzą się do nowego lokum w wyremontowanej kamienicy na poznańskiej Wildzie, gdy tylko uda im się jakoś je urządzić. Mieszkanie jest na tyle duże, że zmieści się w nim też Magdalena, córka pani Ireny, oraz jej pies Maksiu.
Gdy strażacy dogaszali ogień w kamienicy w centrum Poznania, Marcin Turzyński parzył dla nich kawę, smażył jajecznicę i serwował kanapki. Teraz strażacy chcą mu się odwdzięczyć.
- To gest solidarności ze strażakami i ich rodzinami. Zarówno tymi, którzy zginęli w pożarze, jak i tymi, którzy na co dzień ryzykują wiele - mówi Jan Józefowski, dyrektor Telewizji Polskiej w Poznaniu.
Akcja stawiania do pionu przewróconej maszyny zajęła kilka godzin. Na miejsce sprowadzono wielki podnośnik. Teren otoczyła szczelnie policja.
Na spotkaniu, które zorganizował w piątek późnym popołudniem wiceprezydent, pojawiła się dobra wiadomość. Ale tylko dla połowy najemców i właścicieli lokali usługowych w strefie zero. Reszta wyszła z niczym.
- Gdy weszliśmy do mieszkania, ściana była jeszcze gorąca. W środku było 37 stopni - mówią sąsiedzi spalonej kamienicy na poznańskich Jeżycach. Ich budynek też ucierpiał, ściana pękła, prawdopodobnie czeka ją rozbiórka.
Co jest niebezpieczne i w jakiej ilości? Od dwóch tygodni mieszkańcy Poznania pytają o to telefonicznie i mailowo straż pożarną. Przepisy w tej sprawie są jednak bardzo ogólne. Odwołują się raczej do zdrowego rozsądku, a na ten często nie można liczyć.
"Temat umarł " - miał usłyszeć od urzędników Jakub Tepper. Po wyłączeniu z użytku fragmentu ulicy w strefie zero podobnie jak wiele innych osób nie może prowadzić swojego biznesu. Pomoc dla przedsiębiorców po tragedii deklarował sam prezydent Jacek Jaśkowiak.
Chwilę przed eksplozjami trzech strażaków dociera do drzwi serwisu akumulatorów. Odsuwają palety, tłuką szybę, przez otwór wyciągają torbę. Przeżyje jeden.
Warzywniak pani Iwony i jej męża stoi na rogu ul. Kraszewskiego i Sienkiewicza. To granica strefy zero, którą wyznaczono po tragicznym pożarze kamienicy na poznańskich Jeżycach. Zła strona tej granicy. Sklep został zamknięty i rodzina z dnia na dzień została bez dochodów.
Straż pożarna serwisowała akumulatory do latarek w spalonej kamienicy, bo tam było najtaniej. - Zawoziliśmy i odbieraliśmy je w punkcie na parterze. Nie wiedzieliśmy, że serwis działa w piwnicy - mówią strażacy po publikacji "Wyborczej".
Budowlańcy pod nadzorem prokuratora rozbierają spaloną kamienicę przy ul. Kraszewskiego 12. Wciąż nie wiadomo, czy dokończą prace. Na powrót do mieszkań czeka ponad 100 osób z sąsiednich budynków.
Strażacy z Poznania wiedzieli, że w kamienicy na Jeżycach działa serwis akumulatorów, bo sami korzystali z jego usług. Nie dostrzegli zagrożenia.
Rozbiórka spalonej kamienicy zacznie się w poniedziałek. Co dalej, zobaczymy - przekazał nam szef poznańskiego nadzoru budowlanego. Kamienica była ubezpieczona na 1,5 mln zł, ale pojawiły się problemy.
Albo oddadzą modem, który spłonął w pożarze kamienicy, albo zapłacą karę. Gdyby pogorzelcy z Poznania nie pokazali nam korespondencji z firmą Netia, trudno byłoby uwierzyć w ich relację. Rzecznik prasowy Netii: Przepraszamy.
Patryk Michalski, który zginął w pożarze kamienicy na ul. Kraszewskiego, był nie tylko strażakiem, ale też nurkiem. W jednej z akcji wydostał na powierzchnię wody pilota samolotu. Miał 34 lata. W piątek spoczął na poznańskim cmentarzu na Miłostowie. Pogrzeb poprzedziła msza w katedrze.
Pracownicy bez doświadczenia naprawiali uszkodzone akumulatory w nielegalnie przerobionej piwnicy bez wentylacji - wynika z ustaleń "Wyborczej". Firma Lupo: Działaliśmy zgodnie z prawem.
- Głównym problemem są oparzenia bardzo dużej powierzchni ciała pacjenta - mówi Jarosław Stolarski, główny lekarz szpitala w Nowej Soli. Stan Artura, rannego w pożarze kamienicy określają, jako krytyczny.
- Był chłopcem, który chciał zostać strażakiem. Wartości tego zawodu wyniósł z domu rodzinnego, bo strażakiem był też jego tato - we wzruszającym kazaniu wspominał zmarłego Łukasza Włodarczyka starszy brygadier Jan Krynicki, kapelan krajowy straży pożarnej
Szukają nowych lokali, próbują zatrzymać pracowników. Biznesmeni z poznańskich Jeżyc opowiadają nam o życiu po wielkim pożarze.
Ściana spalonej kamienicy na poznańskich Jeżycach zachowuje się niepokojąco - poinformowała w środę wieczorem policja. Nadzór budowlany: - Ściana odchyliła się o cztery milimetry. Trzeba ewakuować kolejnych mieszkańców.
Pracami zajmie się poznańska firma. Fragment ulicy, na którym stoją zgliszcza budynku, może być całkowicie zamknięty nawet przez dwa miesiące.
Słyszeliśmy, jak strażacy próbują przebić się przez drzwi do miejsca, skąd ulatniał się dym. W tym momencie uderzyła nas fala ognia. Zaraz po pierwszym wybuchu, nastąpił drugi, potężniejszy - opowiada Krzysztof Juszkiewicz, który obudził sąsiadów palącej się kamienicy przy ul. Kraszewskiego 12.
Nastąpił wsteczny ciąg płomieni, śmiertelnie niebezpieczne zjawisko - uważa oficer straży pożarnej, który zna szczegóły wielkiego pożaru w Poznaniu. Wyjaśniamy, czym jest "ognisty podmuch".
Oni nie mają dosłownie nic, są zagubieni. Ojczym jest ciężko chory, nie rozumie, co się stało, chce wracać do domu - płacze Magdalena, której rodzice stracili w nocy z 24 na 25 sierpnia dach nad głową. Wraz z pożarem kamienicy spłonęły ich leki, dokumenty i pieniądze "na czarną godzinę".
Przy spalonej kamienicy biegły znalazł rozrzucone akumulatory - ustaliła "Wyborcza". Straż pożarna nie kontrolowała budynku ani działających na parterze firm.
Patryk był z zamiłowania sportowcem, kiedyś trenował rzut oszczepem, Łukasz budował dom w swojej rodzinnej miejscowości. Byli doświadczeni, można było na nich polegać, mieli swoje plany. Obaj zginęli w pożarze kamienicy w Poznaniu
Mieszkaniec kamienicy przy Kraszewskiego narażał życie, by uratować dwa małe psy, którymi się opiekował. Wtedy nastąpiły dwie eksplozje, a ogień zaczął trawić kolejne pomieszczenia budynku.
Strażacy wchodzą do piwnicy, by zlokalizować źródło ognia. Idą po omacku. Jest ciemno, gęsto od dymu, piwnice są ogromne i poskręcane jak labirynt. Tak wyglądał pożar w Poznaniu.
- Jak to huknęło, to już byłyśmy na nogach. Chwilę później, gdy ogień był coraz większy, kazali nam opuścić budynek. Nie wiemy, w jakim stanie jest nasze mieszkanie - mówi Lucyna, mieszkanka uszkodzonej przez pożar kamienicy przy Kraszewskiego.
W nocy z soboty na niedzielę spłonęła kamienica przy ul. Kraszewskiego na poznańskich Jeżycach. Pożar objął cały budynek, wcześniej świadkowie słyszeli wybuchy. Zawaliły się stropy, ściana frontowa się rusza. Są zabici i ranni.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.