Mieszkańcy Cytadeli regularnie zgłaszają problem z pojawiającymi się w okolicy dzikami. Na poniedziałek służby zaplanowały zajęcie się zwierzyną, ale akurat wtedy dziki nie przyszły.
Poznaniacy skarżą się, że od miesięcy dzików nie ubywa, że stanowią zagrożenie, miasto nie odpowiada na ich wezwania, a jeśli już służby przyjeżdżają, to po to, by przegonić zwierzęta. - Podejmiemy kroki prawne. Miasto się na nas wypięło - mówią mieszkańcy dzielnicy Rataje.
Rozpoznanie migracji dzików w mieście ma pomóc z problemem nadmiernej populacji. Eksperci podkreślają jednak, że to zaledwie połowa rozwiązania, a najważniejsze zadanie leży po stronie mieszkańców. - Niestety, stworzyli dzikom bardzo dobrą stołówkę - mówi Mieczysław Broński, dyrektor Zakładu Lasów Poznańskich.
Wydział Zarządzania Kryzysowego i Bezpieczeństwa Miasta Poznania uważa, że to jedyny sposób, by dzików było w mieście mniej.
Tysiące zgłoszeń, kolizji oraz incydentów każdego roku nie zniechęcają niektórych poznaniaków w dalszym dokarmianiu dzików. - Robimy krzywdę sobie i dzikom - mówi Witold Rewers, dyrektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Bezpieczeństwa.
2522 zgłoszenia, 1350 kolizji, 459 odstrzelonych dzików - to statystki z ubiegłego roku. Mieszkańcy skarżą się na rozryte trawniki i zniszczone skwery. Za szkody pozostawione w mieście przez dziki nikt nie chce płacić.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.