W kolejce po zupę spotykamy Marię. Do jadłodajni przychodzi od kwietnia. - Bieda nas przegoniła. Inflacja zjada moją lichą emeryturę. Jak opłacę rachunki i kupię lekarstwa, to na życie zostaje mi mniej niż 150 zł. Dlatego przychodzę tu, żeby coś zjeść - mówi.
- Robiłyśmy to najpierw same, pod chmurką. Z czasem zaczęło do nas przychodzić coraz więcej potrzebujących strzyżenia - opowiada siostra Józefa Krupa, inicjatorka "Fryzjera dla ubogich".
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.