- Kiedy świeci słońce, jak teraz, to mimo mrozu nie włączamy ogrzewania - mówi nam prezeska Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta w Kaliszu. Schronisko ma blisko 300 tys. zł długu.
Prokuratura nie szuka odpowiedzi, bo nie ma przestępstwa. Budynek należał do gminy, ale urzędnicy i pomoc społeczna nie mają sobie nic do zarzucenia: - Odmawiała pomocy. Smutna historia.
Do końca nigdy nie wiem, z kim przyjdzie mi się spotkać. Czasem siadam naprzeciw danej osoby, a ona mówi mi: zabiłem człowieka - mówiła w rozmowie z naszą dziennikarką Grażyna Ren, pracownica socjalna z 35-letnim stażem pracy. Wywiad zdobył wyróżnienie w konkursie "Twarze ubóstwa".
- Tych, którzy są niesamodzielni, kładzie się do łóżka o godz. 14.30, bo o godz. 15 panie kończą pracę. I oni leżą do rana. A jak w piątki po południu trafiają do łóżek, to wstają dopiero w poniedziałek - mówią nam dwaj członkowie rady mieszkańców poznańskiego DPS przy ul. Ugory. - My na szczęście jesteśmy samodzielni.
Tłusta kiełbasa, naleśniki, grochówka. Pensjonariusze poznańskich domów opieki narzekają na jakość posiłków i monotonię. - Ci, którzy mogą wyjść na zewnątrz, coś sobie dokupią. Najgorzej mają, ci, którzy wyjść nie mogą - mówi nam jeden z pensjonariuszy DPS przy ul. Zamenhofa.
Brudne ściany, zacieki i pościel zmieniana co trzy tygodnie. Do tego okropne jedzenie i smród niemytych ciał. Tak - według pensjonariuszy i ich rodzin - wygląda życie w miejskim domu pomocy społecznej. Sanepid potwierdza kiepski stan techniczny placówki
Wojewoda wielkopolski Michał Zieliński unieważnił polecenie swojego poprzednika, nakazujące wójtom, burmistrzom, prezydentom miast i starostom kompletne odizolowanie od świata mieszkańców DPS-ów. Dyrektorzy już odmrażają podległe im placówki.
Po wizycie u lekarza pan Krzysztof musiał spędzić 10 dni na kwarantannie, choć jest zaszczepiony. Dyrektorzy domów pomocy społecznej i miasto twierdzą, że nie mogą podjąć decyzji o poluzowaniu zasad działania placówek bez zgody wojewody.
Pan Stanisław mieszkał w domu opieki od 2019 r. Zmarł nagle na początku roku. - Nawet nie mogliśmy się z nim pożegnać. Decyzja o oddaniu ojca była trudna, ale nie wyobrażaliśmy sobie, że tak się to wszystko potoczy, że umrze sam, że nie zobaczymy go już przed śmiercią - mówi z łzami w oczach jego syn, Jakub
- Koronawirus to dla mnie śmierć. Boję się i nie wpuściłam opiekunki - mówi chora na stwardnienie rozsiane. Instytucje, które opiekują się takimi osobami, przyznają, że brakuje im środków ochrony i muszą sobie radzić same.
Kuratorka notuje, że gdy wyszła z domu pani Wioletty i pana Szwaka, drogę przebiegła jej świnia z zakrwawionym uchem
- Lubisz banany i pomarańcze? - pyta Dima, wchodząc do sali, w której leży Alona. Oboje są z Ukrainy i oboje mieli wypadek w polskich zakładach pracy. Dima zaoferował kobiecie wsparcie i pomoc. Ta ostatnia płynie też od zwykłych ludzi.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.