Niemal od początków istnienia poznańskiego zoo przychodziło się do niego dla słoni. To one od ponad stu lat były bohaterami ogrodu zoologicznego. Jednego z tych bohaterów nigdy nie poznaliśmy.
- Zawieźliśmy tam specyficzny prezent. Nam on może śmierdzieć, ale dla zwierząt to coś więcej niż list, mail czy SMS. Odchody są zbiorem ogromnej liczby informacji, dlatego to bardzo poważna sprawa, chociaż brzmi zabawnie - tłumaczy Małgorzata Chodyła, rzeczniczka zoo.
Badania, które mają odpowiedzieć na pytanie, dlaczego słonica Linda nagle źle się poczuła i nie udało się jej uratować, wciąż trwają. Poznańskie zoo ma już jednak pierwsze przypuszczenia i wyklucza zatrucie nieświeżym pokarmem.
- Skoro Ninio woli kolegów od koleżanek, to w jaki sposób spłodzi potomstwo? - pytał całkiem serio poznański radny PiS. Wkrótce słynny słoń Ninio będzie mógł pokazać, co potrafi.
- Włożyliśmy całe serce i umiejętności - mówią nam strażacy, którzy w poznańskim zoo uczestniczyli w dramatycznej akcji ratowania słonicy Lindy. Nagranie wideo mówi więcej niż seria zdjęć.
Kilkanaście godzin trwała walka o uratowanie życia 35-letniej słonicy Lindy z poznańskiego zoo. Nie pomogli ani strażacy, ani międzynarodowe konsylium weterynarzy. W środę po południu przeprowadzono sekcję.
Wielki słoń leżał ranny, ciężko wzdychał i ledwo poruszał trąbą. - Trzeba go dobić - orzekli pracownicy cyrku Sarrasaniego. Wtedy do akcji wkroczyli pracownicy ZOO Poznań. - Nie zabijajcie go! My go przygarniemy - wołali. Największy indyjski słoń świata ocalał.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.