Aleksandra Sołtysiak-Łuczak, działaczka feministyczna
Spotkałyśmy się przy centrum Amarant, by na plac Mickiewicza ruszyć razem. Myślałam, że przyjdzie 30 osób, a szło nas 300, jeśli nie 500. Na moście Teatralnym dołączył do nas pochód z Łazarza. Po sobotniej demonstracji w Warszawie czułam, że kobiety są wkurzone. Miałam tylko nadzieję, że w poniedziałek plac nam nie wystarczy. I tak się stało, zablokowałyśmy cały Poznań, to była moc i siła.
Nie przeszkadzał mi deszcz, choć wiem, że gdyby pogoda była lepsza, kobiet przyszłoby dwa razy więcej.
Protestujące się zmieniały, gdy jedne opuszczały plac, inne przychodziły. Pieśń czarownic z Chwaliszewa porwała tłumy. Włączyły się moje koleżanki z pracy, dziewczyny, które nigdy nie chodziły na demonstracje.
Syn nie poszedł do szkoły, ale zajrzeliśmy tam, by zapłacić za obiady. Nauczycielki ubrane były na czarno, pani w stołówce powiedziała: strajkujcie też za nas. To była najlepsza manifestacja, jaką przeżyłam. I jestem przekonana, że tak, jak krzyczałyśmy: Szydło, niestety, ten rząd obalą kobiety.
Wszystkie komentarze
Ciągle ta sama fasadowa śpiewka. Nie wierzę, że setki tysięcy kobiet wychodzi na ulice, gdyż boi się gwałciciela. Jeśli nie boisz się o moją edukację, ani o alimenty i pampersy dla Taty, to bój się tego hipotetycznego gwałciciela, bo prędzej dostaniesz w głowę cegłówką, niż... A jeśli nie masz długu wobec jego materiału genetycznego, to z pewnością masz dług dla 50% swojego materiału genetycznego, jaki znajdzie się w tym zarodku. Pamiętaj, że zamiast uśmiercać dziecko, możesz minutę po urodzeniu przekazać je do Domu Dziecka, a jakaś inna szczęśliwa rodzina podziękuję Ci serdecznie i ze łzami w oczach. Może nawet zapłaci alimenty?