Przed rokiem, 17 listopada w Brukseli zmarł Gabriel Chmura, dyrektor artystyczny Teatru Wielkiego w Poznaniu. Stolica Wielkopolski dla tego wielkiego maestra była miejscem szczególnym, choć - jak mało kogo, jego właśnie należy nazywać obywatelem świata.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Właśnie w Poznaniu, właśnie Teatr Wielki w rocznicę śmierci zaprezentuje specjalny koncert pamięci Gabriela Chmury. Podczas przebudowy Teatru gościnnie swej auli użyczył Uniwersytet im. Adama Mickiewicza.

O poprowadzenie memoriałowego koncertu poproszono Justina Browna, dyrygenta młodego pokolenia. Urodzonego w Anglii, absolwenta m.in. Uniwersytetu w Cambridge. W świecie muzycznym już wypracował sobie ogromną renomę. Jest dyrektorem muzycznym teatru operowego w Karlsruhe i Orkiestry Symfonicznej w amerykańskiej Alabamie. Współpracował z wieloma orkiestrami i teatrami muzycznymi na całym świecie.

W programie koncertu przewidziano dwa dzieła: I koncert skrzypcowy g-moll op. 26 Maksa Brucha oraz Ein Deutsches Requiem – Johannesa Brahmsa. Wystąpią: Rusłana Koval – sopran i Dario Solari – baryton, a na skrzypcach zagra wybitny wirtuoz Boris Belkin, oczywiście towarzyszyć im będą orkiestra i chór Teatru Wielkiego. Imprezę poprowadzi Andrzej Seweryn.

Koncert odbędzie się 23 listopada o godz. 19 w Auli Uniwersyteckiej przy ul. Wieniawskiego 1.

Gabriel Chmura – obywatel świata

Urodził się we Wrocławiu w 1946 r., w rodzinie polskich Żydów ocalałych z Holocaustu, po tym, jak po bombardowaniu Warszawy uciekli do Związku Sowieckiego. Choć według Joanny Wnuk-Nazarowej, wieloletniej dyrektorki Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, prawdziwym miejscem narodzin Gabriela był pociąg wiozący repatriantów polskich do Wrocławia.

W stolicy Dolnego Śląska rozpoczęła się jego edukacja muzyczna. Jego opiekunem był Adam Kopyciński, były dyrektor Opery Wrocławskiej. Jednakże gdy Gabriel miał ledwie 13 lat, rodzina – po wydarzeniach z października 1956 r. – musiała wyemigrować do Izraela. Na szczęście nie oznaczało to dla młodego chłopca rozstania z muzyką. W Tel Awiwie, mając 18 lat, rozpoczął studia kompozytorskie, dyrygenckie i pianistyczne. Jeszcze w latach 60. XX w. studiował w paryskiej Ecole Normale de Musique, Akademii Muzycznej w Wiedniu oraz w Sienie. W Wiedniu uczył się pod okiem wybitnego mistrza Hansa Swarowskiego.

Pracował jako dyrektor muzyczny Theater Aachen, Bochumer Philharmonic, National Arts Centre w Ottawie i Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia.

Laureat wielu nagród

Już w 1970 r., a więc niedługo po ukończeniu studiów, zdobył pierwszą nagrodę w konkursie dyrygenckim w Besançon, rok później do kolekcji dołożył triumfy z Mediolanu i Berlina. W Polsce był laureatem nagrody im. Jana Kiepury (jako najlepszy dyrygent), otrzymał tytuł doktora Honoris Causa Akademii Muzycznej we Wrocławiu, a w 2017 r. został odznaczony medalem „Zasłużony Kulturze – Gloria Artis". Od 2012 r. pełnił rolę dyrektora artystycznego Teatru Narodowego w Poznaniu. To tutaj wystawił m.in. „Lady Makbet mceńskiego powiatu" – Dymitra Szostakowicza czy „Persifala" Ryszarda Wagnera. Ogromnym wydarzeniem w świecie muzycznym była poznańska inscenizacja „Śpiewaków norymberskich" – Wagnera, których w Polsce wystawiono po raz pierwszy po ponadstuletniej przerwie.

Mimo iż Polskę opuścił w wieku młodzieńczym, doskonale posługiwał się językiem ojczystym, i to właśnie po polsku do końca życia korespondował z matką. Na stałe jednak zamieszkał wraz ze swą żoną – Niemką – w okolicach Brukseli. Wcześniej, gdy był dyrektorem Opery w Ottawie, otrzymał także obywatelstwo kanadyjskie.

– Był człowiekiem wybitnym, ale pełnym ciepła. Dokonał wielkich rzeczy. Teraz zapanowała moda na Mieczysława Weinberga, a to właśnie Chmura jako pierwszy nagrał płyty z twórczością Wainberga – wspominała w audycji Polskiego Radia Joanna Wnuk-Nazarowa. – Tym bardziej ogromy żal, że odszedł w chwili, kiedy mógł jeszcze tak wiele zrobić. Do końca życia będę pamiętać „Jenufę" Janaczka, genialnie przez niego poprowadzoną. Także „Śpiewaków norymberskich" Wagnera. To dzięki ogromnej muzykalności Chmury. Wielki muzyk, wspaniały dyrygent, spełniony także na gruncie polskim. Wniósł wiele do naszej kultury.

– Maestro wymagający i nieodpuszczający żadnej fałszywej nuty. Była to trudna praca, ale efekt końcowy był znakomity – mówił o Chmurze Jaromir Trafankowski, solista Teatru Wielkiego w Poznaniu.

Nie ulega wątpliwości, że maestro Chmura zasłużył na wspomnieniowy koncert. Ba, zasłużył na to, by takie koncerty odbywały się cyklicznie. Obsada i repertuar najbliższego zapowiadają, że będzie to prawdziwa muzyczna uczta.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Zaloguj się
    Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem
    Mam nadzieję, że koncertem tym zakończy roczny okres żałoby również Pani Dyrektor. Doceniam talent tego dyrygenta, jednak z punktu widzenia teatru, a przede wszystkim wyborów repertuarowych zmarłego dyrektora muzycznego, nie będzie to dyrekcja artystyczna zaliczana do wybitnych i nie będzie w jednym rzędzie z Latoszewskim, Górzyńskim, Satanowskim i Dondajewskim, a chce się nam to tak przedstawić. To był bardzo dobry dyrygent filharmoniczny, ale czy operowy? Czas zająć się przyszłością, a nie przeszłością. Teatr ma to do siebie, że istnieje tylko tu i teraz. Cykl koncertów wspominkowych to naprawdę nie jest najlepszy pomysł. Trochę dystansu czasowego dobrze nam wszystkim zrobi, żeby spojrzeć na człowieka i jego dokonania z jakiejś perspektywy. Na razie jej nie ma.
    Teatr również nie ma co się chwalić wystawieniem "Śpiewaków" Wagnera. Poszły bodaj dwa spektakle. Zupełnie jak polska prapremiera "Rienziego" we Lwowie jeszcze w XIX w. Nawet w cyklu stagione powtórek jest więcej. Oznacza to, że w przestrzeni teatralnej i muzycznej ten spektakl nie zaistniał. Będzie punktem w rejestrze premier, ale nie w pamięci widzów. Po co stawiać coś wielkim nakładem sił i środków coś, co potem można zobaczyć dwa razy? O ile mi wiadomo, Teatr Wielki w Poznaniu nie jest teatrem festiwalowym, a niestety praktycznie wszystkie produkcje operowe za dyrekcji tandemu Chmura - Borowska-Juszczyńska mają wyjątkowo krótki żywot sceniczny. Nie pamiętam, aby jakikolwiek spektakl był grany więcej niż 20 razy (nie liczę tu baletowych). Teatr to nie tylko premiery, to codzienny repertuar, ale widać nie było to interesujące.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0