- Widziałem ten plakat i już go nienawidzę - mówi Franek. - Nie chcę go już widzieć, chcę, żeby policja już go zniszczyła w piecu.
- Jaki plakat? - dopytuje go mama.
- Tego dziecka martwego. Tam krew jest. Potem mam koszmary. Wczoraj miałem koszmar o ten plakat.
Rozmowę z Frankiem Agnieszka Kossowska nagrała i opublikowała na facebookowej stronie Dzielny Franek, na której opisuje życie swojego syna. Franek urodził się jako głęboki wcześniak, dwa miesiące był podpięty do respiratora, dzielnie walczy z licznymi niepełnosprawnościami.
- Publikacja tego filmu nie jest dla mnie łatwą decyzją, mam jednak nadzieję, że może głos dziecka zostanie usłyszany - mówi mama Franka.
Kossowska jest autorką książki "Duże sprawy w małych głowach", w której o swoim świecie opowiadają dzieci z niepełnosprawnościami. Jest prezeską Fundacji Rozwoju Edukacji Empatycznej FREE, prowadzącej edukację domową m.in. dla dzieci takich jak Franek. Na stronie facebookowej można zobaczyć jej zdjęcie z Agatą Dudą - po wydaniu książki została zaproszona przez żonę prezydenta na spotkanie. W jej warsztatach wokół książki brały udział podczas Kongresu Kobiet także prezydentowe Anna Komorowska i Jolanta Kwaśniewska.
- W ostatni weekend wybrałam się z synem na sanki - opowiada dzisiaj. - Przy drodze jest wielki plakat antyaborcyjny, ze zdjęciem zakrwawionego płodu. Cała wyprawa to był nieustający lęk mojego syna: "Dlaczego on tu jest? Nie chcę na to patrzeć. Czy jak będziemy wracać, to też będzie?". A potem odreagowywanie w domu za dnia i problemy ze snem w nocy - opowiada Kossowska. - To nie był pierwszy raz. Franek widział ten plakat już wcześniej na billboardach i furgonetkach krążących po mieście. Za każdym razem reagował koszmarnym strachem, nie chciał potem wychodzić z domu. W październiku 2019 roku napisałam list do rzecznika praw dziecka, nie dostałam żadnej odpowiedzi. Mąż zgłaszał sprawę na policji, był przesłuchiwany. Czuję się bezsilna - mówi. - Teraz, gdy wróciłam z tych sanek do domu, byłam tak zdenerwowana, że musiałam zadziałać.
"Domagamy się wydania jednoznacznego zakazu prezentowania w miejscach publicznych drastycznych, brutalnych, nieprzyzwoitych i budzących odrazę obrazów antyaborcyjnych oraz tym samym ochrony dzieci przed emocjonalnymi, behawioralnymi i fizjologicznymi skutkami związanymi z nagłą ekspozycją na nie" - piszą autorki petycji Agnieszka Kossowska oraz psycholożka Anna Bereś i pedagożka specjalna Joanna Ławicka.
Petycję adresują do premiera Mateusz Morawieckiego oraz minister Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej Marleny Maląg, rzecznika praw dziecka Mikołaja Pawlaka i Adama Bodnara, rzecznika praw obywatelskich. Przekażą im ją po zebraniu podpisów.
Agnieszka Kossowska i Franek mieszkają w Opolu. Ale antyaborcyjne plakaty, o których mówi petycja, można spotkać w miastach w całej Polsce, wywiesza je Fundacja Pro-Prawo do Życia.
Są na billboardach, ulicami jeżdżą oklejone nimi furgonetki, działacze fundacji pikietują z nimi pod szpitalami. Regularnie takie pikiety odbywają się m.in. pod oknami szpitala położniczego przy ul. Polnej w Poznaniu, największej porodówki w Polsce.
- Nie jestem przeciwna temu, że ktoś wyraża swoje poglądy. Ale powinniśmy wiedzieć, gdzie, w jakiej formie prowadzić dyskusje na tak ważne i drażliwe społecznie. Czy pokazywane są publicznie zdjęcia rozczłonkowanych zwłok dorosłych z hasłami: stop zabijaniu ludzi? Czy pokazywane są zdjęcia zmacerowanych zwłok topielców z hasłem: nie popełniajcie samobójstw, skacząc do wody? - pyta Kossowska.
"Narażenie dzieci na kontakt z drastycznymi, brutalnymi i traumatyzującymi obrazami może znacząco wpłynąć na ich rozwój emocjonalny i behawioralny" - piszą autorki petycji. "Grupą podlegającą szczególnej ochronie powinny być dzieci i osoby z niepełnosprawnościami, które nie posiadają żadnych mechanizmów mogących chronić ich wrażliwość przed obecnymi w przestrzeni publicznej treściami drastycznymi. W szczególności problem dotyczy dzieci i osób niepełnosprawnych intelektualnie oraz autystycznych, które stanowią około 5 proc. populacji naszego kraju. Brak ochrony tej grupy przed traumą dotyka także ich rodziny, które muszą sobie same radzić ze skutkami, czyli zaburzeniami lękowymi i emocjonalnymi powstałymi w wyniku kontaktu z opisywanymi zjawiskami".
Powołują się też na "Apel naukowców dotyczący treści drastycznych w przestrzeni publicznej” opublikowany 3 stycznia tego roku. Podpisało się pod nim 28 psychologów, psychiatrów i neurobiologów, w większości związanych z Uniwersytetem Jagiellońskim. Wskazują oni na "negatywny wpływ, jaki ma ekspozycja treści drastycznych na zdrowie psychiczne dzieci". I postulują wprowadzenie zakazu prezentowania takich treści w przestrzeni publicznej. "Używanie zdjęć drastycznych w kampaniach społecznych powinno być kontrolowane przez władze i dopuszczone tylko w sytuacjach, gdzie na ekspozycję treści drastycznej nie są narażone dzieci oraz dotyczy ona wyłącznie docelowej grupy odbiorców (np. zdjęcia patologicznych tkanek prezentowane są tylko na opakowaniach papierosów)".
- Nie patrzymy na ten problem z punktu widzenia polityki, ale wiedzy psychologicznej - mówi psycholożka dr Anna Bereś, jedna z inicjatorek apelu naukowców i współautorka petycji. - Treści drastyczne są w Polsce mocno kontrolowane. Np. przy oglądaniu horrorów mamy ostrzeżenie, że przeznaczone są dla grupy wiekowej 16 plus i rodzice muszą zdecydować, czy ich dziecko jest gotowe na takie obrazy. Natomiast w przypadku plakatów antyaborcyjnych to nie działa. Oglądanie żadnych treści drastycznych nie powinno być przymusowe. A teraz mamy sytuację, że wszyscy są do tego zmuszani na ulicach, także dzieci - mówi.
Apel krakowskich naukowców powstał po tym, jak wojewoda małopolski unieważnił podjętą w listopadzie ub.r. uchwałę radnych Krakowa zakazującą prezentowania na plakatach czy billboardach w przestrzeni Krakowa drastycznych treści. Chodziło właśnie o antyaborcyjne plakaty. Dwa tygodnie temu miasto skierowało z kolei skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego na decyzję wojewody. Sprawa jest w toku.
Autorki petycji przypominają też, że w Polsce obowiązuje Kodeks wykroczeń, który prezentowanie drastycznych treści w przestrzeni publicznej kwalifikuje jako wykroczenie: na podstawie art. 51 KW jako „inny wybryk zakłócający spokój, porządek publiczny lub wywołujący zgorszenie w miejscu publicznym” oraz art. 141 KW jako “umieszczanie nieprzyzwoitego ogłoszenia, napisu lub rysunku w miejscu publicznym”.
W polskich sądach toczyło się w ostatnim czasie wiele spraw przeciwko działaczom wywieszającym drastyczne antyaborcyjne plakaty. W jednych zapadały wyroki uniewinniające, w innych zasądzano grzywny. Jeden z działaczy skierował w styczniu tego roku skargę do Trybunału Konstytucyjnego - chce, żeby trybunał uchylił przepis, na podstawie którego uznano go winnym wykroczenia. Chodzi właśnie o artykuł 141 Kodeksu wykroczeń.
Na początku stycznia tego roku z kolei politycy ruchu Polska 2050 Szymona Hołowni zapowiedzieli, że będą dążyć do zmiany prawa tak, by samorządy mogły skutecznie walczyć z drastycznymi treściami prezentowanymi w przestrzeni publicznej. Z plakatami antyaborcyjnymi od dawna już walczą działacze Partii Razem, którzy w ramach akcji "Szantaż z dala od szpitala" pomagają m.in. w sprawach sądowych.
Agnieszka Kossowska po tym, jak opublikowała film z Frankiem i apel o podpisywanie petycji, odbiera wiele głosów wsparci, i wiele głosów od ludzi oburzonych. "Głosy oburzenia przyjmuję ze spokojem. Za każdym razem podkreślam, że nie jest to petycja pro- czy antyaborcyjna, lecz działanie prawodzieckowe. I nie zwątpiłam ani przez chwilę w słuszność podjętego działania. To my, dorośli, powinniśmy wiedzieć, w jakiej przestrzeni prowadzić dyskusję na tak trudny, delikatny i drażliwy społecznie temat. Prowadzić ją tak, by nie traumatyzować tych, o których w tej dyskusji ponoć chodzi" - napisała dwa dni temu na Facebooku mama Dzielnego Franka.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze
Katoliccy fundamentaliści, wzorem średniowiecznych inkwizytorów albo współczesnych muzułmańskich dżihadystów, jak kto woli, chcą nas siłą zakonserwować w tym rezerwacie. Tam kobieta nie ma prawa decydować o swoim ciele, bo za nią zdecyduje ksiądz "dobrodziej".
Wstydliwa jest bierność nas wszystkich w sprawie tych banerów, tych furgonetek ryczących w centrum miasta kłamliwe brednie.
Pozwalamy grupie oszołomów deptać naszą wolność poglądów, poczucie przyzwoitości, uczucia, inteligencję i estetykę.
Brawo dla mamy Franka. Kropla w morzu, ale daje nadzieję.
Drogi głupiwieśniaku. W tekście pomiędzy napisem Petycja do premiera (poznasz po dużym czarnym napisie, a z góry i z dołu tego napisu jest trochę białego) a zdjęciem bilbordu z dużą ilością ciemnoczerwonego koloru, jest kilka linijek napisanego w czerwonym kolorze. Jak tam klikniesz, to trafisz na stronę, gdzie możesz podpisać.
Przepraszam, że tłumaczyłem jak głupiemu, ale w demokracji każdy głos się liczy. Teraz podpisuj, trollu.