Tak optymistycznych danych w województwie nie było od 20 lat. 3,7-procentowy wskaźnik oznacza, że na koniec 2017 r. w wielkopolskich urzędach było zarejestrowanych niecałe 59 tys. bezrobotnych. Przy średniej krajowej 6,6 proc. mamy najniższy wskaźnik bezrobocia w Polsce. W poszczególnych powiatach naszego województwa stopa bezrobocia wynosi od 1,4 proc. w Poznaniu do 9,7 proc. w powiecie konińskim. Przy czym geografia się nie zmienia. Najwięcej osób bez pracy jest na wschodzie i północy regionu.
Takie dane powinny cieszyć, ale jest i druga strona medalu. – Mamy w regionie ogromne plany inwestycyjne. Ale martwimy się, czy brak rąk do pracy przy tak niskim bezrobociu nie stanie nam na przeszkodzie – mówił podczas noworocznego spotkania Marek Woźniak, marszałek woj. wielkopolskiego.
182 tys. legalnie pracujących Ukraińców
I wie, o czym mówi. Bo już w ub.r. rynek inwestycyjny dostał wiele ostrzegawczych sygnałów. Np. przy remontach i modernizacjach dróg wojewódzkich trzeba było unieważnić kilka przetargów, bo wykonawcy żądali kwot aż o 100 proc. wyższych niż zakładały kosztorysy. Firmy budowlane nie mają bowiem wyjścia. – Są wyższe koszty pracy, bo po prostu na budowach brakuje pracowników – tłumaczy Paweł Katarzyński, dyrektor Wielkopolskiego Zarządu Dróg Wojewódzkich.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Projektują kolejne trzy odcinki trasy S11
Dane z wielkopolskich urzędów pracy pokazują, że poszukiwani są właśnie przede wszystkim budowlańcy. Nie pomaga nawet zatrudnianie fachowców z zagranicy. Prof. dr hab. Józef Orczyk z Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu nie ma wątpliwości, że nasz region, jeśli chodzi o rynek pracy, jest skazany na migrację wewnętrzną z innych województw i z Ukrainy. – W 2016 r. zapotrzebowanie na pracowników z Ukrainy w całym województwie było ogromne. Chodziło o ok. 130 tys. osób. To już jest ogromna skala – wskazuje prof. Orczyk.
Z oficjalnych danych Wojewódzkiego Urzędu Pracy wynika, że na koniec ub.r. oficjalnie pracowało w wielkopolskich firmach już ok. 182 tys. obcokrajowców, z czego prawie 95 proc. stanowili Ukraińcy. Są także Białorusini. Adam Lewandowski, burmistrz Śremu i wiceprezes zarządu Stowarzyszenia Metropolia Poznań podaje przykład swojego miasta, w którym na ok. 40 tys. mieszkańców bezrobocie w ciągu dekady spadło z 21 do 2 proc. A pracujących tu Ukraińców jest tam dziś oficjalnie 1,2 tys.
Kryzys jest jednak tak duży, że agencje pośrednictwa pracy szukają ludzi w... Azji, np. w Nepalu czy Indonezji. Dotyczy to przede wszystkim pracowników fizycznych, jak np. magazynierzy, pakowacze, sprzątaczki, pomoce kuchenne, pracownicy ochrony.
Praca jest, ale słabo płatna
Oprócz budowlańców brakuje także kucharzy i fryzjerów. Sporo jest też ofert pracy dla kierowców samochodów ciężarowych i ciągników siodłowych. Od ręki znajdzie też zatrudnienie krawiec oraz pracownik produkcji odzieży. Wśród deficytowych zawodów są również pracownicy przetwórstwa spożywczego (brakuje np. masarzy i przetwórców ryb). Od ręki znajdziemy pracę w handlu.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Pieniądze z Unii Europejskiej na szkolenie zawodowców
Skąd tak duże braki? Często bezrobotnych zniechęcają niskie płace czy konieczność posiadania wysokich kwalifikacji zawodowych. W tym pierwszym przypadku odstrasza często oferowana najniższa krajowa pensja, czyli 2100 zł brutto (1530 zł na rękę). Brakuje ofert na poziomie średniej krajowej czy minimalnie ją przekraczających. Np. w Poznańskim Urzędzie Pracy jest zazwyczaj tylko kilka propozycji pracy na poziomie 4-6 tys. zł brutto. Jak informuje Agnieszka Kownacka, zastępca kierownika Działu Pośrednictwa Pracy i Poradnictwa Zawodowego, w styczniu poszukiwany był m.in. kierownik sprzedaży ze znajomością rynku ogrodniczego (6 tys. zł brutto), operator koparki przeładunkowej oraz operator ładowarki (5 tys. zł), czy technolog branży związanej z obróbką metali (4,3 tys. zł) i operator CNC (frezarka sterowana numerycznie – 4 tys. zł).