Pozostałości po poznańskich Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego na Wildzie odwiedziłem w ostatnich latach kilka razy. Jak opisać wrażenia, które mi towarzyszyły podczas ostatniego spotkania z tą podupadłą materią?
Wędrując w półmroku i ciszy przerywanej jedynie skrzypieniem drzwi, odgłosami hulającego wiatru, i wody kapiącej ze stropów pustych, przeoranych hal i biurowców, miałem wrażenie, jakby coś lub ktoś dał tu upust swojej niekontrolowanej nienawiści. I jakby ta chęć wyżycia się na otoczeniu pozbawiła życia ludzi i kompletnie zniszczyła wszystko to, co te ludzkie istoty stworzyły przez kilka pokoleń.
Tę moją wizję apokalipsy dopełniają ślady palenisk i smród spalonych izolacji kabli. Sprawcami są cienie przemykające o zmierzchu. Oni przeżyli i sprzątają resztki.
Moje spotkania z tym miejscem są rezultatem fascynacji obrazem. Nie ma tu żadnych innych ukrytych racji. Potrzebę fotograficznej dokumentacji czy zapisu długiej tradycji tego poznańskiego zakładu, zakończonej upadkiem, pozostawiam innym. Ale ponad 140-letnia historia tego miejsca nie jest mi obca, nie tylko z racji, iż mieszkam obok tej postindustrialnej przestrzeni: na Łazarzu, po drugiej stronie torów. Bez tej wiedzy nie byłaby możliwa weryfikacja wrażeń zmysłowych. A to właśnie one są istotą obrazów, które powstały.
Poprzemysłowy teren między torami kolejowymi a ul. Roboczą na Wildzie ma powierzchnię ok. 20 hektarów. Działały tu Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego, które w latach 90. XX w. zaczęły podupadać. Od listopada 2015 r. właściciel, spółka ZNTK Nieruchomości, jest w stanie likwidacji. Teren prawdopodobnie zostanie sprzedany.
Wszystkie komentarze
No cóż, najprężniej działające świetlice jaskiniowców też kiedyś upadły, a nostalgiczni jaskiniowcy w swoich nowych szałasach po nich zapłakali.
nie można bo nie znaleli się ludzie biznesu, którzy by to pociagnęli. Z pustego i Salomon nie naleje
Szefową tamtejszej Solidarności była Lidka Dudziak, obecna radna z PiS
Nie da się zadekretować, tak jak w komunię, dzisiaj wszystko zależy od ludzi i ich pomysłu, a czy ten pomysł sprzeda się na rynku, też nie da się zadekretować, inaczej możnaby udać się do Morawieckiego i zaproponować mu w zakładach ZNTK produkcję elektryków, za co zapłacimy my wszyscy z naszych podatków.