Choć PO przegrała w październiku wybory parlamentarne, to wciąż ma decydujący głos w naszym samorządzie. A polityczne karty w Poznaniu i Wielkopolsce nadal rozdaje Rafał Grupiński.
To właśnie jego w poprzednim rozdaniu porównaliśmy do Franka Underwooda. Jako baron wielkopolskiej Platformy i ówczesny szef klubu parlamentarnego PO miał największy zakulisowy wpływ na to, co dzieje się w mieście. To on wymyślił Jaśkowiaka jako kandydata na prezydenta, on dzielił stanowiska w partii i miał wiele do powiedzenia przy decyzjach personalnych w urzędzie. Nie zawahał się, gdy ważyły się losy Jędrzejewskiego. Nie bronił uparcie swojego bliskiego współpracownika, dyrektora Krzysztofa Kaczanowskiego, po zarzutach mobbingu.
Asem w mieście pozostaje prezydent Jacek Jaśkowiak. Nie jest posłusznym wykonawcą woli partii, choć posła Grupińskiego uważa za swojego mentora. Mało tego, napięcie między nim a radnymi PO narasta, co najlepiej pokazuje spór o to, czy na ul. Grunwaldzkiej priorytet ma mieć komunikacja miejska, czy samochodowa.
Jacek Jaśkowiak na pewno zmienił styl prezydentury w porównaniu do 16 lat rządów Ryszarda Grobelnego. Gdy Kościół upomniał się o finanse, Jaśkowiak "odpalił armatę" w kierunku Ostrowa Tumskiego. Poszedł na Marsz Równości, świadomie zrezygnował z udziału w uroczystościach w Dniu Pamięci "Żołnierzy Wyklętych". Ma swoje zdanie w sprawie uchodźców, a gdy w Poznaniu obcokrajowcy bici są tylko dlatego, że mają inny kolor skóry, potrafi ich przeprosić czy odwiedzić w szpitalu. Zaraz po wyborze ogólnopolskie media przekręcały jego nazwisko, a premier Ewa Kopacz zwyczajnie go nie pamiętała. Przez ten rok Jaśkowiak przebił się - również mocnymi wywiadami w prasie krajowej - do "mainstreamu". Jeśli przegra walkę o reelekcję, w Polsce będą zachodzili w głowę, dlaczego poznaniacy odrzucili "tego fajnego prezydenta". Kluczem do drugiej kadencji wydaje się jednak nie styl, a skuteczność - zwłaszcza co do terminów realizacji inwestycji w mieście.
Na asa wytypowaliśmy też Tomasza Lewandowskiego, niedawnego szefa miejskiego SLD. Od dwóch tygodni współtworzy lewicową Inicjatywę Polską. I choć sukces tego projektu politycznego jest pod znakiem zapytania, to bez Lewandowskiego Jaśkowiak nie mógłby spokojnie rządzić Poznaniem. To on zapewnił prezydentowi większość w radzie miasta. To on położył rękę na "mieszkaniówce", robiąc wiceprezydentem Arkadiusza Stasicę. To on najlepiej zdyskontował aferę wokół wiceprezydent Pachciarz. Choć sam żadnego stanowiska na pl. Kolegiackim nie objął, ma ogromny wpływ na to, co w mieście się dzieje.
Nie zapominamy o zwycięskiej w skali kraju partii Jarosława Kaczyńskiego. Kto ma dziś w poznańskim PiS największą realną władzę? Bynajmniej nie jest to żaden poseł, senator ani najaktywniejszy radny. Tak naprawdę teraz liczy się tylko jeden polityk - wojewoda Zbigniew Hoffmann. To on, jeśli tylko zechce, utrąci jakąkolwiek uchwałę rady miasta (że może to robić, udowodnił już przy okazji sprzedaży budynku szkoły przy ul. Taczanowskiego). Wojewoda może wypowiedzieć otwartą wojnę samorządom różnych szczebli, jeśli tylko uzna, że coś przyniesie korzyść PiS-owi. Tak naprawdę tylko on, jako reprezentant rządu w terenie, może skutecznie powalczyć o szpital dziecięcy w Poznaniu. Jeśli ta lecznica nie znajdzie się na mapie potrzeb zdrowotnych, to w kolejnym rozdaniu Hoffmann podzieli los Jędrzejewskiego i Kaczmarka.
Wszystkie komentarze