Fot. Kasia Chmura-Cegiełkowska
Jeżycjada nie może być terenem badań?
Poznańska autorka cyklu książek dla młodzieży Małgorzata Musierowicz w lipcu zaskoczyła wszystkich i pozwała CK Zamek i grupę Komuna // Warszawa. Poszło o wykorzystanie przez nie słowa "Jeżycjada" w nazwie spektaklu "Teren badań: Jeżycjada" oraz naruszenia dóbr osobistych i praw autorskich.
Musierowicz (która, na marginesie, spornego słowa nie wymyśliła - zrobił to prof. Zbigniew Raszewski) zastrzegła "Jeżycjadę" jako znak towarowy już po premierze sztuki, a teraz domaga się 150 tys. zł zadośćuczynienia i przeprosin na łamach ogólnopolskiego wydania "Gazety Wyborczej".
Po zastrzeżeniu słowa spektakl grany był w Niemczech już pod zmienionym tytułem "Teren badań: Zastrzeżony znak towarowy". A potem artyści grali spektakl jako: "Teren badań: literatura dziewczęca z poznańskich Jeżyc".
Co zaskakujące, sąd najpierw przychylił się do wniosku pisarki i zakazał wystawania sztuki, a potem do kolejnego wniosku, by proces utajnić.
Twórcy spektaklu bronią się i zaznaczają, że powieści Musierowicz były jedynie inspiracją do stworzenia niektórych, często żartobliwych części tekstu. Na scenie aktorka z doprawionym ciążowym brzuchem śpiewa na punkową nutę: "Kiedy nam smutno, pijemy herbatę. / Kiedy nam miło, pijemy herbatę. (...) / Zachodzę w ciążę, pijemy herbatę". Przewijają się imiona postaci jeżyckiej sagi. Kolejne numery zapowiadane są tytułami książek.
Wygląda na to, że poznańska pisarka po prostu się obraziła. A jej - bądź co bądź - radykalne działania każą zadawać pytania nie tylko o granice inspiracji, możliwość cytowania, ale także o dystans twórców do własnych dzieł.
Wszystkie komentarze