Fot. Lukasz Ogrodowczyk / Agencja Wyborcza.pl
Szymon Szynkowski vel Sęk, lat 30, polityk, szef klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości
Jesienią 2010 r. "Gazeta" namówiła mnie, bym na tydzień zostawił auto pod domem i wsiadł na rower. Spodobało mi się. A teraz jeszcze prezydent rozkopał i zakorkował całe miasto, czym jeszcze bardziej zachęcił mnie do codziennej jazdy na dwóch kółkach. Wcześniej pedałowałem rekreacyjnie, jeździliśmy z żoną po Mazurach albo na weekendowe wycieczki.
Dzięki rowerowi przestałem się spóźniać, bo na wszystkich trasach jest szybszy niż samochód. Szacuję, że oszczędzam ok. 100-150 zł miesięcznie na benzynie.
Jazda rowerem pozwala mi utrzymać dobrą kondycję i zapanować nad wagą. Choć wciąż nie doszedłem do formy i po całym dniu przemieszczania się rowerem wracam do domu skatowany.
Zaczynam już kupować ubrania pod kątem jazdy rowerem. A więc spodnie, które wyglądają na eleganckie, ale jednak są dżinsami, czy kurtki odpowiedniej długości. Podróżuję w marynarce, bo w plecaku bardziej się gniecie niż na mnie. Póki nie ma upałów, nie zabieram ze sobą rzeczy na zmianę. Czasem tylko buty, bo nie zawsze wypada mi iść na spotkanie w sportowych.
Kiedy pierwszy raz przyjechałem rowerem na sesję rady miasta, ludzie podejrzewali, że to element marketingu politycznego. Ale ja się na rowerze nie lansuję. Zresztą to nie jest drogi, czy szpanerski pojazd, więc nawet go nigdzie nie przypinam. Nazywa się Schauff. Dostałem go, jak miałem 14 lat i pracowałem w górskim schronisku w Niemczech u zaprzyjaźnionej rodziny. Towarzyszy mi od 16 lat i będę na nim jeździł tak długo, jak tylko się da.
Jeździcie po Poznaniu na rowerze? Przyślijcie nam swoje zdjęcia, napiszcie o sobie i swoich pojazdach. Wspólnie stwórzmy wielką galerię poznańskich rowerzystów. Czekamy na maile pod adresem czytelnicy@poznan.agora.pl.
Wszystkie komentarze