Na zdjęciu: ludzie - lekarze, pielęgniarki, lotnicy, kierowcy karetki, którzy uratowali życie 39-letniemu wówczas Hubertowi, leśnikowi z Piły. W 2010 w Poznaniu przeszedł przeszczep serca, jest "składakiem" nr 2.
Bije mocno?
- Są lepsze i gorsze momenty, ale generalnie jest OK. Przez całe życie martwiłem się o torebki stawowe, wiązadła, mięśnie, a teraz tylko frakcje, biopsje?
To wszystko jest takie niewiarygodne. Pamiętam, kiedy zobaczyłem pierwszy raz bliznę po operacji. Wydało mi się, że to taka mała ranka. Aż sam się zdziwiłem.
W szpitalu cały czas chodziłem w gorsecie. Kiedy zdjąłem gorset, skóra zaczęła się rozchodzić, a blizna rosnąć. I przestraszyłem się, że jeszcze mi to serce wyskoczy.
Mijają właśnie dwa lata od przeszczepu.
- W styczniu kładę się znów do szpitala na biopsję. Lekarze chcą sprawdzić, w jakim stanie jest mięsień serca. Wyluzowałem, już się tak nie denerwuję, nawet myślę: - Cholera, poszłoby się na boisko, a tu trzeba leżeć w szpitalu przez trzy dni.
Naszą rodziną składaków opiekują się prof. Ewa Straburzyńska oraz dr Hanna Baszyńska. Pod ich opieką czujemy się bardzo bezpiecznie.
Myśli pan czasem o dawcy?
- Cały czas. Jestem wierzący. Codziennie odmawiam za niego zdrowaśkę. Dostałem młode, silne serce. Tylko tyle wiem.
Coś się w pana życiu zmieniło?
- Podejście do życia. Już nie robię planów: za rok, za dwa, za trzy... Żyję dniem dzisiejszym. Dostałem drugą szansę. Wiem o tym, że to wszystko stało się po coś. Coś muszę w tym życiu jeszcze zrobić.
Co?
- Tego na razie nie wiem.
Ps.
Do grudnia lekarze z poznańskiej kliniki kardiochirurgii przeprowadzili 24 transplantacje. Obecnie w Wielkopolsce na przeszczep serca czeka 30 osób, cztery z nich potrzebują serca pilnie (leżą w szpitalach). Serca w Poznaniu przeszczepia zespół lekarzy: prof. Marek Jemielity, dr Tomasz Urbanowicz, dr Marcin Misterski, dr Mateusz Puślecki, dr Marcin Ligowski, dr Wiktor Budniak, dr Sławomir Katarzyński i dr Izabela Katyńska.
Wszystkie komentarze