W Kolejorzu grali lepsi piłkarze, ale trudno znaleźć bardziej walecznego na boisku i barwnego niż on.
REKLAMA
fot. Tomasz Kamiński
1 z 8
Billboard od kibiców
Gdy dekadę temu odchodził z Poznania, trener Czesław Michniewicz mówił, że "był jak starszy brat, z którym nikt nie boi się wyjść na miasto", a kibice wykupili przed stadionem billboard z jego zdjęciem i napisem "Akcja kibiców na rzecz pozostania Piotra Świerczewskiego w Lechu. Chcemy Świra". Nie poskutkowało, ludzie z Amiki Wronki, którzy objęli w 2006 roku rządy w Kolejorzu, nawet nie zaczęli rozmów o nowym kontrakcie dla pomocnika.
- Akcja z billboardem była niesamowita. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim. To świadczy, że nie byłem aż tak słabym piłkarzem, by się mnie tak łatwo pozbywać. Ale też mówi wiele o nowych władzach klubu - zlekceważyli nie tylko mnie, ale mieli gdzieś zdanie kibiców - komentował Piotr Świerczewski.
fot. Małgorzata Kujawka
2 z 8
Bez udawania
Pseudonim "Świr" nie wziął się tylko z nazwiska. Na boisku harował, grywając czasami z dopiero co zszytą raną czy z nosem nastawionym w szatni po złamaniu. Przy takim podejściu, granie podczas najcięższych mrozów w krótkim rękawie i spodenkach, można nazwać nie tyle odwagą co "odważną stylizacją".
W przeciwieństwie do wielu gwiazd piłki - na boisku nie udawał. Nie przewracał się przy mocniejszym podmuchu wiatru, a po starciu z rywalem nie wpadał w konwulsje, jakby właśnie został potrącony przez pociąg.
- Na boisku twardy, ale poza nim - do rany przyłóż! - opisuje go szkoleniowiec z poznańskich czasów, Czesław Michniewicz.
fot. internet
3 z 8
Big Brother i Mamy cię
Piotr Świerczewski sam przyznaje, że lubi się pośmiać, pobawić, pobrylować. Był gościem w pierwszej polskiej edycji "Big Brothera", kiedy indziej wkręcał i był wkręcany w "Mamy cię". Teraz łączy sport z show w "Celebrity Splash" - pokazywanej "na żywo" z Term Maltańskich rywalizacji celebrytów w skokach do wody. Były piłkarz jest jedynym z 16 uczestników, którego można skojarzyć z Poznaniem.
Pierwszy odcinek programu obejrzało w telewizji Polsat 2,7 mln widzów. Może to i robi wrażenie, ale niekoniecznie na nim. Gdy w 2001 roku, razem z reprezentacją Polski, wywalczył po 16 latach awans do mistrzostw świata, decydujący o tym mecz z Norwegią oglądało na stadionie w Chorzowie 42 tys. osób, a w tv - ponad 8 milionów.
4 z 8
Medal olimpijski i Puchar Polski
Jako 20-latek zdobył srebro igrzysk olimpijskich w Barcelonie (1992), niedawno został drugim trenerem swoich następców w reprezentacji młodzieżowej. W ?dorosłej? drużynie narodowej wystąpił w 70 meczach, tylko 11 polskich piłkarzy dostąpiło tego zaszczytu więcej razy. Gdy przestał dostawać do niej powołania, po 10 latach gry we Francji (z przerwami na krótkie pobyty w Japonii i Anglii), został graczem Lecha Poznań. To był 2003 rok.
- Siła tej drużyny tkwi w nas, "dziadkach" - mówił Świerczewski o Piotrze Reissie, Bartoszu Bosackim i sobie. "Dziadki" doprowadziły Kolejorza do zdobycia Pucharu Polski (2004), co dla biednego wówczas klubu było sukcesem potężnym, fetowanym na Starym Rynku jak mistrzostwo świata.
Z młodszymi kolegami z Lecha lubił grać w "siatkonogę" (kopanie piłki nad siatką, najczęściej w dwuosobowych drużynach), zakładać się o zwycięstwo i... wygrywać. Potem musieli go nosić na plecach wokół boiska albo do szatni i obwieszczać, że jest najlepszym piłkarzem świata. - Klub nam wtedy rzadko płacił, więc nie mogliśmy zakładać się o pieniądze. Nosili mnie "na barana", schodziłem z treningu jak król, ale nie chodziło o żadne upokarzanie - opowiada Piotr Świerczewski.
Trener Czesław Michniewicz potwierdza: - Młodsi lubili słuchać jego wspomnień z czasów gry we Francji, przy czym sam z siebie się nimi nie chwalił, musiał zostać wyraźnie zapytany.
fot. youtube.com
6 z 8
Zidane wypróbował na nim cios
Nawet jeśli ktoś nie interesuje się futbolem, powinien kojarzyć cios, jaki Francuz Zinedine Zidane wymierzył głową w klatkę piersiową włoskiego rywala w finale mundialu 2006. Ponad dekadę wcześniej podobne starcie z Zidanem miał Świerczewski. Z tą różnicą, że Polak oddał przeciwnikowi "z łokcia" i zrobiła się draka. - Po meczu podaliśmy sobie ręce - zastrzega nasz zawodnik.
Jeszcze ostrzej potraktowali go przeciwnicy na ulicy. - W Poznaniu mieszkałem na Smochowicach i w Baranowie, a na początku - przy ul. Poznańskiej. To właśnie tam zostałem raz wysadzony z samochodu, którym po chwili odjechało dwóch bandytów - opowiada. Mercedesa ostatecznie udało się odzyskać. Innym razem, w Marsylii, do jego domu przyszło trzech młodych chłopaków na "gościnne występy". - To była godz. 2 w nocy. Zobaczyłem świecącą latarkę, a że akurat miałem obok miecz samurajski z czasów gry w Japonii, z nim w ręku i w samych galotach goniłem chłopaczków po ulicy aż wyrzucili to, co zabrali - wspomina sportowiec.
7 z 8
Turbokozak nie gryzie się w język
Scena z meczu Lecha w Zielonej Górze. Długo lżony piłkarz w końcu nie wytrzymuje. - Jak ci nie wstyd, przyszedłeś z dzieckiem na mecz i bez przerwy przeklinasz - rzuca w stronę jednego z widzów. - Jestem kibicem i mam prawo wyzywać - słychać ripostę. - Ty kibicem? Jesteś wieśniak, nie kibic.
Gdy innym razem Świerczewski strzelił do bramki z połowy boiska, a arbiter niesłusznie nie uznał gola, głośno mówił do kamery: - Można się pomylić raz-dwa, ale nie osiem. Sędzia wszędzie widzi faule, nie wiem, co mam zrobić z rękami, chyba je sobie gdzieś wsadzę. Nie oszczędzajcie go panowie w telewizji, bo jest naprawdę do dupy.
Ta sytuacja przypomniała mu się podczas udziału w "Turbokozaku", organizowanym przez transmitującą mecze polskiej ligi stację Canal+. To konkurs, w którym piłkarze popisują się swoimi umiejętnościami. Świerczewski, choć był już na piłkarskiej emeryturze, pokonał graczy co tydzień grających w ekstraklasie. Co nie zmienia faktu, że w pewnym momencie zamiast do bramki strzelił do... stawu z kaczkami. I musiał się zanurzyć po piłkę.
8 z 8
Dziesięć metrów? Masakra!
Piotr Świerczewski obiecuje, że z jury Celebrity Splash (Otylia Jędrzejczak, Danuta Stenka i Tomasz Zimoch) kłócił się nie będzie. - Akceptuję zasady programu, nawet jeśli jako sportowiec nie do końca się z nimi zgadzam. Rolnik skoczył słabo z pięciu metrów i wygrał [na zdjęciu], a Saleta świetnie z dziesięciu i odpadł. Pamiętam jednak, że to show. Nie zgłosiłem się do teleturnieju "Jakie ptaszki żyją w Azji?", bo tej wiedzy nie mam. Skoki do wody to dyscyplina olimpijska, a ja uważam się za sportowca.
Gdy na początku patrzyłem z 10 m w dół, trzymałem się barierki i myślałem: "jaka masakra!". To jednak co innego niż wrzucanie się do basenu w ubraniach z ?poziomu zero? - śmieje się 42-letni Piotr Świerczewski. - Po dwóch miesiącach ćwiczeń skoczę ze stania na rękach. Gdyby zagłosowały na mnie wszystkie osoby, które poznałem grając w piłkę, pewnie bym wygrał i Celebrity Splash, i za jednym zamachem Taniec z gwiazdami. Ale jest ryzyko, że tak nie będzie.
@duza_pyra
nie rozumiesz ze teraz to sa opiniotworcze programy? stanales w miesjcu, teraz to jest top i trendy, tance na lodzie, jakies spiewanie, jakis rolnik, muzyczne bitwy.
niedlugo bedzie jak oni sie "wyprozniaja", kto kogo posuwa, kto kogo i jak zdradza....
Wszystkie komentarze