Uśmiejecie się, bo kiedy byłem mały, chciałem być... dziennikarzem. To znaczy prawdopodobnie nie umiałem tego tak określić, ale w gruncie rzeczy o to mi chodziło. Miałem całą szufladę różnych kartek, zeszycików i notesików pełnych zapisków - rozmaitych historii, opowiadań, quasi-powieści o jakichś pierdołach. Na szczęście wszystko to któregoś dnia spłonęło, wrzucone przeze mnie do ogniska. Spłonęło, gdyż prawdopodobnie nie umiałbym znieść poziomu tych "dzieł". Swoją rolę jednak odegrały. Dziś wydaje mi się, że większą niż myślałem.
Jako dziecko uwielbiałem kłaść się do łóżka z książką. Czytałem o zwierzętach, o dalekich krainach i wyprawach, o świecie, o sporcie i o tym, co się kiedyś zdarzyło. Miałem wtedy poczucie, że tak wiele mnie ominęło, tak wiele się już wydarzyło, a ja o tym nie wiem. Potem kładłem się spać, a rano siadałem i spisywałem to wszystko, co potrafiłem sobie wyobrazić - z każdym rokiem coraz więcej rzeczy.
Któregoś dnia moja koleżanka z klasy, niejaka Marzena miała urodziny. Zapytałem ją, co chce na prezent. Odpowiedziała: coś, co sam zrobisz. Własnoręcznie. Napisałem jej wtedy opowiadanie. Myślę, że to był moment, w którym zapragnąłem pisać nie do szuflady. Wtedy, gdy widziałem jak siedzi i czyta. Od tamtej pory nie można mi sprawić większej przyjemności, niż mnie czytać.
Radosław Nawrot (zajmuje się sportem): Uśmiejecie się, bo kiedy byłem mały, chciałem być... dziennikarzem. To znaczy prawdopodobnie nie umiałem tego tak określić, ale w gruncie rzeczy o to mi chodziło. Miałem całą szufladę różnych kartek, zeszycików i notesików pełnych zapisków - rozmaitych historii, opowiadań, quasi-powieści o jakichś pierdołach. Na szczęście wszystko to któregoś dnia spłonęło, wrzucone przeze mnie do ogniska. Spłonęło, gdyż prawdopodobnie nie umiałbym znieść poziomu tych "dzieł". Swoją rolę jednak odegrały. Dziś wydaje mi się, że większą niż myślałem.
Jako dziecko uwielbiałem kłaść się do łóżka z książką. Czytałem o zwierzętach, o dalekich krainach i wyprawach, o świecie, o sporcie i o tym, co się kiedyś zdarzyło. Miałem wtedy poczucie, że tak wiele mnie ominęło, tak wiele się już wydarzyło, a ja o tym nie wiem. Potem kładłem się spać, a rano siadałem i spisywałem to wszystko, co potrafiłem sobie wyobrazić - z każdym rokiem coraz więcej rzeczy.
Któregoś dnia moja koleżanka z klasy, niejaka Marzena miała urodziny. Zapytałem ją, co chce na prezent. Odpowiedziała: coś, co sam zrobisz. Własnoręcznie. Napisałem jej wtedy opowiadanie. Myślę, że to był moment, w którym zapragnąłem pisać nie do szuflady. Wtedy, gdy widziałem jak siedzi i czyta. Od tamtej pory nie można mi sprawić większej przyjemności, niż mnie czytać.
Wszystkie komentarze