W 992 roku Poznań, Gniezno i cała Wielkopolska pogrążyły się w smutku i strachu. Po pierwsze - 25 maja tego roku zmarł książę Mieszko (o ile tak naprawdę się nazywał), a w marcu Wielki Piątek pokrył się ze Świętem Zwiastowania, a to - w myśl przepowiedni - oznaczało pewny koniec świata i nadejścia Antychrysta. Antychryst nie nadszedł, świat istniał dalej, a strach z 992 roku był niczym w porównaniu z psychozą, jaka opętała świat siedem lat później.
Gdy w kwietniu 999 roku zmarł dotychczasowy papież Grzegorz, to cesarz stał za osadzeniem na jego miejscu w Rzymie niejakiego Gerberta z Aurillac - benedyktyna, swego wiernego powiernika, spowiednika, przyjaciela i nauczyciela. Francuski duchowny był bowiem człowiekiem nauki. Znał filozofię, także starożytną, był poliglotą, biegłym w fizyce i matematyce. Kto wie, czy lepiej niż na prawie kanonicznym nie orientował się w obróbce metali, astronomii, muzyce. Przyjął imię Sylwester II, na cześć poprzednika który - wedle legendy - pokonał szatana w ciele wielkiego smoka i przykuł łańcuchami w lochach Rzymu.
Lud był przekonany, że z drugim papieżem Sylwestrem coś nie gra. To liczenie, dziwne cyfry, konszachty z Arabami i cesarzem. Ten podejrzany Francuz sam wyglądał na Antychrysta. Podejrzewano go wręcz o ateizm. Przekazywane z ust do ust szepty nabierały siły, aż stały się legendą tak przerażającą, że aż trudno było dokończyć zdanie, gdy się wygłaszało.
Wedle nich, wraz z nastaniem dziwnego roku 1000 wielki smok miał się wyswobodzić i zgładzić świat. Panika była wielka. Z Rzymu z przepowiedniami docierali do państwa Bolesława Chrobrego posłańcy, domokrążcy na gościńcach pod Poznaniem i Gnieznem nawoływali do pokuty i datków. Nadchodził czas sądu.
Spełniała się apokalipsa św. Jana. Tamta noc z 31 grudnia 999 na 1 stycznia 1000 roku musiała wyglądać naprawdę przerażająco.
O świcie papież Sylwester II pobłogosławił Rzym i świat "urbi et orbi" - po raz pierwszy w dziejach. Godziny mijały, nic się nie działo, świat się nie rozpadał. Gdy dzień się skończył, strach ustąpił miejsca euforii.
Ludzie padali sobie w ramiona, ściskali. Z piwnic taszczono gąsiory z winem, odkorkowano beczki z piwem, by wypić zdrowie zbawcy świata, papieża. Od Poznania i Gniezna po Rzym - rozpoczynało się wielkie świętowanie. Pierwszy w dziejach sylwester.
O psychozie tamtego Sylwestra można przeczytać tutaj
Wszystkie komentarze