"Ambona ludu", Wielki Piątek, godz. 19, Teatr Nowy (ul. Dąbrowskiego 5)
'Ambona ludu' Wojciecha Kuczoka w reżyserii Piotra Kruszczyńskiego miała być spektaklem o kibicach. Grudniowa premiera Teatru Nowego staje się czymś w rodzaju współczesnego 'Wesela' z puentą, która wywołuje konsternację.
Jesteśmy w lesie, czyli w Polsce. Dosłownie. Scenografia Mirka Kaczmarka to gęsta brzezina z elementami charakterystycznymi dla polskich lasów: krajobrazem syfu (stare fotele) i wszechobecnego myślistwa (stojąca w centrum czerwona ambona).
W scenicznym lesie mamy też cały przekrój społeczny. Jest m.in. gniazdowy (ubrany w patriotyczną, sportową odzież Marcin Kalisz, który dobrze odgrywa charakterystyczne i stereotypowe zachowania nabuzowanych kibiców). Jest kumpel Gniazdowego - Kibol, który żal po śmierci matki przemienił w obsesyjną miłość do ojczyzny i 'swojej kobiety'.
Ekipa teatralna czeka na Reżysera (Mateusz Ławrynowicz). To postać, w której krzyżują się ironiczne wyobrażenia o awangardowych twórcach. Obwieszony koralikami, w ekstrawaganckim płaszczu, w natchnieniu opowiada o duchowości zaklętej w sanskrycie i o tym, że jego teatr zaczyna się tam, gdzie kończy się słowo - w związku z tym z planowanego do wystawienia 'Wesela' najlepiej wyciąć wszystkie samogłoski.
Pomiędzy tymi dwoma obozami lawiruje para celebrytów - Piłkarz (amant Andrzej Niemyt) i Dziennikarka - vlogerka (Karolina Głąb, która powoli osiąga mistrzostwo w graniu niezbyt lotnych i przesłodzonych dziewcząt).
Takie to towarzystwo siedzi wspólnie w lesie (trudno powiedzieć, jak się tam znalazło, ale wiadomo - ten las to metafora Polski). Właściwie nie dzieje się tam za wiele. Spektakl zmienia się w serię monologów o Polsce, historii, tradycji i tożsamości. Nie jest żadnym odkryciem, że narrację na te tematy przejęły środowiska prawicowe i nacjonalistyczne, zaś te 'lewicowe' się od nich odżegnują.
Ale trzeba przyznać - momentami w spektaklu jest naprawdę śmiesznie.
Kolejny pokaz - w piątek o godz. 19 na Dużej Scenie.
Wszystkie komentarze