Pilot samolotu lecącego z Poznania do Tel Awiwu zgłosił "awarię systemów pokładowych". Służby ratunkowe - zarówno lotniskowe, jak i miejskie - zostały postawione w stan gotowości. Maszyna wylądowała bezpiecznie. Nikomu nic się nie stało.

Samolot linii Ryanair z Poznania do Tel Awiwu startuje według planu o godz. 5.45. To jest lot, który powrócił do wiosennego rozkładu. W poniedziałek, 14 kwietnia rejs miał nieoczekiwany przebieg. Samolot wystartował z opóźnieniem. Ale to nie wszystko.

- Pilot zgłosił awarię systemów pokładowych i podjął decyzję o zawróceniu samolotu do naszego portu lotniczego. Poprosił też o lądowanie w trybie awaryjnym - mówi Błażej Patryn, rzecznik Portu Lotniczego Ławica.

Jak się okazało, pilot zgłosił awarię, gdy maszyna była już nad Rumunią. Nie wiadomo, dlaczego podjął decyzję, by wracać do Poznania, a nie lądować na pobliskim lotnisku.

Twoja przeglądarka nie ma włączonej obsługi JavaScript

Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej

Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.

Bartosz T. Wieliński poleca
Czytaj teraz
Więcej
    Komentarze
    Nie wiadomo, dlaczego podjął decyzję, by wracać do Poznania, a nie lądować na pobliskim lotnisku.

    a prę linijek dalej

    Wszystko trwało długo, ponieważ maszyna latała w okolicach Poznania. Według nieoficjalnych informacji była zbyt ciężka i musiała pozbyć się paliwa. Ostatecznie wylądowała krótko po godz. 10.
    @Andrzej12
    Poza tym w sytuacji awaryjnej, o ile to możliwe, ląduje się na rodzimym lotnisku. Logiczna zasada.
    już oceniałe(a)ś
    2
    1
    @dobrawa
    logika polega tu na tym że na bazie są mechanicy którzy w razie konieczności naprawią maszynę. Lądując gdziekolwiek indziej trzeba będzie płacić obcym za naprawę.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Skoro musieli wypalić nadmiar paliwa to nie było sensu krążyć nad budapesztem czy wiedniem. I tak na jedno im wyszedł powrót do Poznania. Tylko musieli zgłosić mayday bo częściowy czy całkowity brak klap oznaczał lądowanie z dużo wiekszą szybkością niż normalnie, czytaj przywalenie w pas z niezłym impetem
    @Farkas74
    Z Rumunii do Poznania to tyle co z Rumunii na Kretę.
    Mogli paliwo wypalić lecąc na południe.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    @Tytka
    Tej decyzji nie podjął sam kapitan, tylko po uzgodnieniu z linią gdzie będzie im łatwiej podstawić pasażerom zamienny samolot i wykonać naprawę. To nie było emergency w locie, tylko lądowanie w niewłaściwej konfiguracji. Dlatego lepiej było im wrócić z tym samolotem do bazy.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    W prostej linii z jednej granicy do drugiej to jakieś 125 km. Dla samolotu mgnienie oka.
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    Teraz wszyscy komentujący znają się na procedurach?
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    Ciekawe skąd kapitan na wysokości przelotowej wywnioskował że klapy nie działają.
    już oceniałe(a)ś
    0
    1
    Ktoś odpowie? Skoro była awaria to dlaczego nie wylądował w Rumunii ttlko wracał do Polski?
    @udet1124
    Jeśli samolot jest zabazowany w Poznaniu to jest kilka powodów. Koszty naprawy i obsługi będą tam mniejsze, bo zwykle operator ma tam więcej niż jeden samolot, a tym samym swoich mechaników lub umowy serwisowe. Dzięki czemu czas serwisu może być krótszy. Przewoznikowi łatwiej naprawić siatkę połączeń, bo tej kasy samoloty zwykle mają 3-4 rejsy dzienne w Europie i w jej pobliżu.
    I duże prawdopodobieństwo, że w tym przypadku to przewoźnik, a nie pilot podjął taką decyzję, ponieważ nie była to awaria zmuszająca do natychmiastowego ładowania.
    już oceniałe(a)ś
    5
    0