Po wojnie Jadwiga zamieszkała na os. Warszawskim ? u najstarszej córki Walerii.
Bogdan Dymny: - Stale w fartuchu, stale w chustce na głowie ? tak ją zapamiętałem. Bez chustki widziałem ją tylko, kiedy myła głowę. Miała grube włosy, lekko siwe, które splatała w warkocz. Co pewien czas mama w kuchni obcinała jej końcówki warkocza. Całe życie urzędowała w kuchni, rozpalała pod kuchnią i pilnowała ognia. Nigdy jej w łóżku nie widziałem. Była stara poznaniarą. Kruszyła biały ser, kładła go na szafie, ser gliwiał, śmierdział. Potem smażyła go z kminkiem. ?Idź Bodziu, przynieś drewna? ? prosiła. Czasem mi się nie chciało, bo mówiąc szczerze babcia cały czas goniła mnie do roboty. Wtedy dodawała: ?No, dam ci 50 groszy na dropsa!?
Nie wychodziła z domu, bo chorowała na nogi. Żeby wejść po schodach, musiała trzymać się ściany. Ale zapraszała znajomych. Przychodziły do niej koleżanki z winiarni.
W 1956 r. mama poszła do pracy i babcia musiała się mną zająć. Wymyśliła, że zapiszemy się do biblioteki. Po książki jeździłem co tydzień trolejbusem. Dwie brałem dla babci, jedną ? dla siebie. Babcia czytała najpierw swoje, potem moją. Jak się nudziła, grała w piotrusia. Sama!
W niedzielę pilnowała, żebym poszedł na godz. 9 do kościoła. Jak wróciłem z mszy, musiałem jej opowiedzieć, co ksiądz na kazaniu mówił, jaką ewangelię czytał. Nie była praktykująca, ale w Wielkim Poście ksiądz przychodził do niej do domu i dawał rozgrzeszenie.
Czy jestem do niej podobny? Babcia była trochę przygłucha ? jak ja teraz. Spokojna, pomocna, nie kłóciła się. Bardzo lubili ją sąsiedzi.
Była szczęśliwa? Nie wiem. Dziadek podobno pił, pieniądze wydawał na ?bombki?, czyli butelki. A do roboty gonił babcię.
Nie pożegnałem się z nią... Kiedy wróciłem z pracy, już nie żyła.
Wszystkie komentarze