Komendant Ratman nie zdążył wyzdrowieć...
Ostatnia głośna dymisja to odejście komendanta straży miejskiej Wojciecha Ratmana. Zbiegło się w czasie z wynikami audytu w straży miejskiej.
Jednak Ratman stracił stanowisko głównie za to, że krył swoich podwładnych, którzy zdobyli uprawnienia do pracy dzięki oszustwu. Chodziło o zastępcę komendanta Zbigniewa Borowczyka oraz naczelnika Wiesława Paluszkiewicza.
W "Wyborczej" od trzech lat opisywaliśmy, jak obaj nie zaliczyli w pełni obowiązkowego szkolenia i praktyk. Mimo to szef ośrodka, który je przeprowadzał, dopuścił ich do egzaminu. Sami strażnicy prawa nie złamali. Jednak prokuratura nazwała ich działania "nieetycznymi".
Komendant Ratman przez trzy lata nie reagował na doniesienia prasowe. Problemu nie widział też ówczesny wiceprezydent Tomasz Kayser. Po wyborach władza się zmieniła. Nowy wiceprezydent Mariusz Wiśniewski zaczął się domagać wyjaśnień od Ratmana, a ten... uciekł na zwolnienie chorobowe. Później przedstawiał kolejne. Miał wrócić do pracy 13 maja. Nie zdążył, bo Jaśkowiak z Wiśniewskim stracili cierpliwość.
Na razie obowiązki szefa straży miejskiej pełni Waldemar Matuszewski, dotąd jeden z naczelników.
Wszystkie komentarze