Telewizje nie przygotowały na ten weekend tak spektakularnych premier, jak w minionych tygodniach, ale kilka filmów zdecydowanie warto sobie odświeżyć. Z innymi mam problem. Ciekaw jestem, czy Państwo też? Filmy w przeglądzie ustawiłem chronologicznie.
REKLAMA
materiały prasowe
1 z 14
"Na skraju jutra" czyli wczorajsze lądowanie w Normandii - jutro (2014)
reżyseria: Doug Liman
scenariusz: Christopher McQuarrie, Jez Butterworth, John-Henry Butterworth
w rolach głównych: Tom Cruise, Emily Blunt, Brendan Gleeson
6 czerwca wojska alianckie lądują w Normandii, by otworzyć nowy front w Europie opanowanej przez morderczego agresora. Podbił on niemal cały kontynent, z wyjątkiem Skandynawii, Połwyspu Pirenejskiego oraz Wysp Brytyjskich, a od wschodu ogranicza go armia rosyjska.
Opis D-Day z 1944 roku? Bynajmniej! To skrótowy zarys okoliczności filmu "Na skraju jutra".
W tym wypadku jednak agresorem, który podbił Europę (także Polskę, niestety) nie są hitlerowskie Niemcy, ale przybysze z obcej planety zwani mimikami - niezwykłe szybkie, agresywne i mordercze istoty. Stanąć naprzeciw nich na normandzkiej plaży to jak spojrzeć w lufy karabinów maszynowych Niemców przed 70 laty.
Po obejrzeniu "Na skraju jutra" zastanawiam się nad tym, jak niechętnie Amerykanie kręcą filmy o inwazji na ich kraj, choćby mieli jej dokonać kosmici o ośmiorniczych mackach. Znacznie bardziej wolą interweniować w Europie, niż aby Europa musiała interweniować i nich. A jeszcze ciekawszy jest fakt, że film "Na skraju jutra" jest adaptacją książki japońskiego pisarza Hiroshi Sakurazaki ("All You Need Is Kill"). A dla wyspiarskich Japończyków desanty na plaży zawsze odgrywały ważną rolę.
Nawiązania do D-Day to tylko maleńkie cofnięcie się w czasie w porównaniu z tym, co dostaniemy przez niemal dwie godziny tego filmu opartego właśnie na bezustannym cofaniu się i odtwarzaniu tego samego dnia i tych samych wydarzeń raz jeszcze. Co już samo w sobie jest bardzo wymagające dla widza, gdyż oznacza nie tylko konieczność dużego skupieni, ale i zaakceptowania powtórek (choćby skrótowych) znanych już zdarzeń.
"Wędrówki z dinozaurami" czyli nie umiemy opowiadać dzieciom o dinozaurach? (2014)
reżyseria: Barry Cook, Neil Nightingale
scenariusz: John Collee
w rolach głównych: Bartosz Obuchowicz, Lidia Sadowa, Bartosz Opania, Paweł Ciołkosz (polski dubbing)
Film ten nazywany jest kinową wersją znakomitego i zupełnie przełomowego serialu BBC "Walking with Dinosaurs" z 1999 roku, pokazywanego zresztą także przez TVP. Serial był atakowany przez paleontologów i dinofilów za to, że hipotezy podawał jako pewniki, ale to nie ma znaczenia. Był genialny, choćby z uwagi na formę. Brytyjczycy stworzyli film stylizowany na dokumenty przyrodnicze. Wirtualny, komputerowy świat wymarłych epok został w nim przedstawiony tak, jak w klasycznych filmach przyrodniczych o zwierzętach, takich z lwami i antylopami. Był nawet głos Krystyny Czubówny czy Macieja Gudowskiego (uwielbiam jego wokal).
To był genialny pomysł, dziś wielokrotnie kopiowany!
Te "Wędrówki z dinozaurami" to jednak nie stylizacja na film przyrodniczy, ale stylizacja na kino familijne. Bohaterowie - dinozaury rogate o trudnej (choć nie dla dzieci) nazwie pachyrinozaur - są zantropomorfizowane. Też trudne słowo, a oznacza po prostu tyle, że ... mówią ludzkim głosem.
Doceniam zabiegi twórców polskiego dubbingu, by uczynić dialogi zabawnymi i wieloznacznymi. Gdy się w nie wsłuchać, rzeczywiście takie są. Choćby przedstawienie teropoda o nazwie gorgozaur - naprawdę, wyszło śmiesznie i nowatorsko. Wszystko to jednak są niuanse zupełnie nieuchwytne dla dzieci, a ten film jest zbyt infantylny, by z kolei spełnił jakąkolwiek sensowną rolę dla dorosłych.
Dla dzieci też się jednak nie nadaje. Jest zbyt brutalny, nie oszczędzający małego widza w żadnym aspekcie mezozoicznej walki o przetrwanie.
"Dinopociąg" to jeden z popularniejszych filmów edukacyjnych dla dzieci pokazywanych na Mini Mini. On przedstawia świat dinozaurów w formie, która subtelnie przemyca pewne informacje, nie psując przy tym zabawy i infantylności dziecięcego świata. Przypominam sobie choćby "Madagaskar", gdzie lew dzieli pierwszy plan filmu z zebrą. Czy to znaczy, że muszą się od razu zżerać? Skakać do gardeł i chlapać krwią w stronę przerażonej dziatwy?
"Jak zdobyto Dziki Zachód" czyli kim jesteś, Amerykaninie (1962)
reżyseria: Richard Thorpe, John Ford, Henry Hathaway, George Marshall
scenariusz: John Gay, James R. Webb
w rolach głównych: Henry Fonda, Gregory Peck, Carroll Baker, Debbie Reynolds, John Wayne
Wraz z rozwojem kinematografii i nakładów na nią czynionych, wraz z nastaniem czasu superprodukcji robionych z wielkim rozmachem na kilka godzin oglądania, Amerykanie doszli do wniosku, że właściwie nie mają pojęcia, kim są. Naród, przynależność do narodu - pojęcia, które stały się tak ważne i brzemienne w skutki w Europie ostatnich dekad, pojęcia zapisane w amerykańskiej konstytucji wciąż nie miały filmowego wypełnienia.
"Jak zdobyto Dziki Zachód" to kolonialna saga, oparta na klasycznej budowie tego typu opowieści. Jak każda saga, opowiada o losach rodu - w tym wypadku nazwiskiem Prescott, który w 1800 roku wyrusza na Zachód, by go zdobyć.
Jest jednocześnie westernem, robionym według kanonów gatunku w czasie jego złotego okresu. Dopiero z czasem przyszła reforma westernu zapoczątkowana przez Włochów.
emisja: piątek godz. 16.50 (TVN Fabuła)
materiały prasowe
4 z 14
"Nigdy nie jest za późno" czyli rodzina, ta kula u nogi (2015)
reżyseria: Jonathan Demme
scenariusz: Diablo Cody
w rolach głównych: Meryl Streep, Mamie Gummer, Rick Springfield, Kevin Kline, Audra McDonald
"Podstarzała piosenkarka rockowa postanawia odnowić relacje z rodziną" - przeczytałem zapowiedź. Pomyślałem wtedy, ot film zahaczający może o kino familijne, w którym popsute relacje rodzinne na pewno da się jeszcze jakoś ponaprawiać.
Nie spodziewałem się, że dostanę coś zahaczające raczej o "Godziny".
"Nigdy nie jest za późno" wracającego w wielkim stylu Jonathana Demme ("Milczenie owiec", "Filadelfia") jest filmem bez porównania lżejszym od "Godzin", o zupełnie innym sposobie komunikacji. Rzeczywiście, bardziej skręca w stronę kina familijnego, ale pozbawiony jest niemal zupełnie tak typowego dla niedzielnego gatunku infantylizmu. Stanowi opowiastkę zwyczajnie obyczajową, bez większego przymusu i mrocznej moralistyki. A jednak niepozornie, zupełnie niepostrzeżenie przemyca kilka kwestii, które nie dają spokoju.
Pierwszą jest strach. Taki strach, którego granice wyznaczają uwarunkowania społeczne oraz tabu. Ono nakazuje bać się realizacji własnych dążeń kosztem innych, zwłaszcza najbliższych. Rodzina jako bariera, jako tama w samorealizacji - to jest rodzaj tabu, które dość rzadko pęka na ekranie filmowym.
Drugą są konsekwencje wyboru. To wszak nie jest klamka, która gdy raz zapadła, nie da się jej już podnieść. Meryl Streep za ową klamkę szarpie, by spróbować na powrót wejść przez drzwi, które sama zatrzasnęła.
"Bardzo poszukiwany człowiek" czyli wróg twój mija cię ulicą (2014)
reżyseria: Anton Corbijn
scenariusz: Andrew Bovell
w rolach głównych: Philip Seymour Hoffman, Rachel McAdams, Willem Dafoe, Robin Wright
Kino szpiegowskie na podstawie prozy Johna Le Carrego niemal zawsze jest frapujące, bo bardzo oryginalne. Złożone z intryg zamiast strzelanin, żmudnych procesów i dociekań zamiast pościgów. Nie jest to szpiegostwo dynamiczne, za to przeciekawe, bo prawdziwe.
Ten film jednak fascynujący jest szczególnie. Właściwie należałoby powiedzieć, że stanowi arcydzieło w swym gatunku. To perfekcyjnie ułożona, opowiedziana, zagrana i wreszcie rozwiązana historia, sięgająca do najgłębszych pokładów cynizmu jako cnoty wywiadowczej numer jeden.
Jest też niezwykły z uwagi na Philipa Seymoura Hoffmana w roli hamburskiego policjanta, jednej z ostatnich w jego życiu. Nie tylko jednak, bo przecież kawał doskonałej, drugoplanowej roboty odwaliła tutaj Robin Wright (znana jako Jenny z filmu "Forrest Gump") czy tez Rachel McAdams.
To absolutnie unikalny i wyjątkowy film. Film, który historie szpiegowskie odziera ze złudzeń jak mało który.
"Uwikłanie" czyli komisarz Szacki w spódnicy (2011)
reżyseria: Jacek Bromski
scenariusz: Jacek Bromski, Juliusz Machulski
w rolach głównych: Maja Ostaszewska, Marek Bukowski, Krzysztof Stroiński, Andrzej Seweryn, Danuta Stenka
To nie pierwszy przypadek, gdy ktoś uznaje, że kryminałów Zygmunta Miłoszewskiego nie da się tak po prostu przenieść na ekran. Trzeba pokombinować. Niekiedy z tego kombinowania wychodzą pokraczne figury. U Jacka Bromskiego, znanego zwłaszcza z serii "U Pana Boga za..." przesunięcia są znaczne. Komisarz Szacki, znany mizogin, staje się... kobietą. Bohaterką tego filmu jest komisarz Agata Szacka (w tej roli Maja Ostaszewska). Jej ekspresja sprawia, że i tak pozostaje jednym z najciekawszych punktów tego filmu, w odróżnieniu od całej reszty towarzyszących jej postaci takich jak chociażby Marek Bukowski.
Najsłabiej jednak ten film wypada na styku polityki i kryminału. Te dwa światy, choć w rzeczywistości tak bardzo się przenikają, robią z filmu dzieło mocno pretensjonalne.
emisja: piątek godz. 20 (Kino Polska)
materiały prasowe
7 z 14
"Gry uliczne" czyli jeśli wiesz, co chcę powiedzieć (1996)
reżyseria: Krzysztof Krauze
scenariusz: Krzysztof Krauze, Jerzy Morawski
w rolach głównych: Redbad Klinjstra. Robert Gonera, Grażyna Wolszczak, Marian Dziędziel
Te historie prześladują nas do dzisiaj. Ubeckie metody i zasadzki, wynajmowanie bokserów i zapaśników, by załatwili sprawę, mordy polityczne i obrzydliwe zemsty w cieniu ludowego państwa, które stworzyło ku temu warunki. Warunki do istnienia państwa w państwie, jakim była bezpieka.
"Gry uliczne" doceniłem bardzo późno, dopiero po którymś obejrzeniu. Uważałem je za nieuprawnioną żonglerkę rozdziałami naszej historii najnowszej, do których śmierć Stanisława Pyjasa, zamordowanego w krakowskiej kamienicy w 1977 roku. Żonglerkę w hollywoodzkim stylu. Później to doceniłem, podobnie jak doceniłem w ogóle moc kina Krzysztofa Krauzego.
Krzysztof Krauze nakręcił political fiction, który nie ma na celu rozwiązać zagadkę morderstwa Stanisława Pyjasa przez "nieznanych sprawców". Ten film pokazuje raczej odbicie tamtej historii z lat siedemdziesiątych w czasach współczesnych. Jest to odbicie bardzo wyraźne. Krzysztof Krauze zastosował to, w czym zawsze był dobry - mocny montaż, silny kontrast, niepokojącą muzykę (plus Katarzyna Nosowska) i wreszcie świeżość aktorską. Redbad Klijnstra zagrał w tym filmie jako debiutant, o historii Pyjasa niewiele wiedział. Poznawał ją tak, jak jego bohater.
emisja: sobota godz. 22.50 (TVP Kultura)
materiały prasowe
8 z 14
"Gdzie jest Nemo?" czyli podwodny wyścig zbrojeń (2003)
Odkąd w 1995 roku wytwórnia Pixar wypuściła na ekrany animowany hit "Toy Story", którego akcja rozgrywa się wśród zabawek, jak pamiętamy, rozpoczęła się nowa epoka w dziejach filmu animowanego. Epoka filmów rysunkowych dla dorosłych, opartych na tekstach, aluzjach, antropomorfizacjach i innych zabiegach komediowych, które sprawiały, że odtąd kto szedł na film animowany, szedł z takim zamiarem, by się pośmiać.
Zyski były ogromne. I te zyski spowodowały wyścig zbrojeń na niezwykłą skalę. Ścigały się wytwórnie Pixar i DreamWorks. Ścigały się tak bardzo, że niemal kopiowały swoje pomysły. Pixar zrobił "Dawno temu w trawie", a DreamWorks - "Mrówkę Z". "Iniemamocni" w Pixarze, "Megamocny" - w DreamWorks. DreamWorks stworzył "Madagaskar", to w wytwórni Disneya (późniejszy Pixar) powstała "Dżungla".
Można było zakładać, że ten wyścig spowoduje spadek jakości, ale nic podobnego się nie stało. "Gdzie jest Nemo?" to film, którym Pixar zdobył przewagę, którą DreamWorks nadrobił dopiero pingwinami, królem Julianem i "Madagaskarem". Jego odpowiedź na te kreskówką, czyli "Rybki z ferajny" nie dorastała bowiem do pięt perfekcyjnej produkcji, jaką jest podróż dwóch rybek przez ocean w poszukiwaniu małego błazenka. Ze szczególnym uwzględnieniem spotkania AA rekinów.
emisja: niedziela godz. 8.45 (Polsat)
materiały prasowe
9 z 14
"Brunet wieczorową porą" czyli nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem (1976)
reżyseria: Stanisław Bareja
scenariusz: Stanisław Bareja, Stanisław Tym
w rolach głównych: Krzysztof Kowalewski, Wiesław Gołas, Wojciech Pokora, Ryszard Pietruski
Spośród wszystkich filmów Stanisława Barei ten akurat cenie najmniej, co nie zmienia faktu, że kilka tutejszych gagów jest niebywałych. Może po prostu ten film - w odróżnieniu od późniejszych komedii barejowskich - nie jest aż tak naszpikowany gagami, aby przez nie nie przebiło się nieco fabuły. Przez to znajdzie się tu kilka słabszych momentów. Za to te mocne są wyśmienite.
"Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem" - to tylko pierwszy z brzegu. Ja szczególnie lubię tę rozmowę:
"- Muszę zrobić korektę na jutro.
- Pan się namęczy, a oni i tak z błędami wydrukują.
- Ale już nie z moimi"
czy też tę bajeczną wręcz scenkę na filmie poniżej.
emisja: niedziela godz. 14.05 (TVP1)
materiały prasowe
10 z 14
"K-19" czyli pływająca bomba atomowa (2002)
reżyseria: Kathryn Bigelow
scenariusz: Christopher Kyle
w rolach głównych: Harrison Ford, Liam Neeson, Peter Sarsgaard
Kathryn Bigelow, która nakręciła "Hurt Locker" i "Wroga numer jeden", stworzyła film o amerykańsko-radzieckim wyścigu zbrojeń od zupełnie innej strony. Z radzieckiego punktu widzenia. Długo nie zdarzało, by amerykańskie kino próbowało zajrzeć, domyślić się, co działo się po drugiej stronie. Przypomnę, że takim filmem był "Hostile Waters" z Rutgerem Hauerem i Martinem Sheenem (polski tytuł "Złowroga głębia"), no i wreszcie takim filmem było kultowe "Polowanie na Czerwony Październik".
"K-19" w gruncie rzeczy przypomina jednak najbardziej "Karmazynowy przypływ", gdyż jego smaczkiem jest starcie dwóch osobowości dwóch radzieckich kapitanów, granych przez Harrisona Forda i Liama Neesona. W obu wypadkach to bardzo nietypowe dla nich role.
Dla koneserów istotą jest kanwa tego filmu, czyli umieszczenie go w 1961 roku - w bodaj najciekawszym momencie zimnej wojny, gdy wydawało się że ZSRR zdobywa technologiczną przewagę nad Stanami Zjednoczonymi. Wysłał na orbitę sputnika, pierwszego człowieka, wreszcie skonstruował nowoczesny okręt podwodny - pływającą bombę atomową.
emisja: niedziela godz. 16.15 (TV4)
materiały prasowe
11 z 14
"C.K. Dezerterzy" czyli jeder Stoss ein Franzos (1985)
reżyseria: Janusz Majewski
scenariusz: Janusz Majewski, Pavel Hajny
w rolach głównych: Marek Kondrat, Wojciech Pokora, Wiktor Zborowski, Krzysztof Kowalewski, Zbigniew Zapasiewicz
Pomyślałby kto, że jeśli Polacy (choć wespół z Czechami i Węgrami, jak przystało na CK Monarchię) zrobią naszą, rodzimą wersję Svejka, wyjdzie z tego coś żenującego. Tymczasem polscy "C.K. Dezerterzy" to jedna z najbardziej udanych komedii w dziejach naszej kinematografii. A przynajmniej najbardziej pacyfistyczna komedia w dziejach.
Spora w tym zasługa obsady. Wojciech Pokora, Zbigniew Zapasiewicz, Krzysztof Kowalewski, a nawet - któż by się tego spodziewał! - Mariusz Dmochowski z drugiej linii zrobili z tego filmu perełkę w znacznie większym stopniu niż walczący na pierwszym froncie Marek Kondrat.
emisja: niedziela godz. 18.10 (TVP Kultura)
materiały prasowe
12 z 14
"Walkiria" czyli źli Niemcy i dobrze Niemcy (2008)
reżyseria: Bryan Singer
scenariusz: Christopher McQuarrie, Nathan Alexander
w rolach głównych: Tom Cruise, Eddie Izzard, Kenneth Branagh, Bill Nighy
W "Walkirii" wątpliwości nie pozostawia jedynie pierwsza scena, w której oddział Afrika Korps pułkownika von Stauffenberga zostaje zaatakowany w Tunezji przez brytyjskie samoloty, a sam oficer ranny. Cała reszta stanowi już dość radosną twórczość Bryana Singera, po której obejrzeniu można się zastanawiać nad jedną ważną kwestią: gdzie się podziali w lipcu 1944 roku ci wszyscy Niemcy, którzy tak gorliwie popierali Hitlera?
Nieudany zamach na Hitlera w Wilczym Szańcu i jego konsekwencje są tu przedstawione nieomalże w taki sposób, jakby przez cały czas istniało w Trzeciej Rzeszy znakomicie funkcjonujące podziemie antyhitlerowskie, które tylko czekało na zamach stanu. Całe grupy prawych ludzi gotowych usunąć satrapę w każdej chwili, która dotąd jakoś nie nastąpiła. Niemcy ciemiężone przez jednego dyktatora, którego nikt nie chce i nie chciał.
Przecież to zupełny nonsens! Nie ma w "Walkirii" ani słowa o tym, dlaczego zwolennik Hitlera, a także gorący wyznawca tezy o niższości Słowian w obliczu panowania aryjskich panów nagle zmienił front. Dlaczego zmienili go pozostali. Jak właściwie doszło do nocy "Walkirii".
A to znacznie ciekawsze od samego jej przebiegu.
emisja: niedziela godz. 20 (TV4)
materialy prasowe
13 z 14
"Patriota" czyli znów ci przeklęci Anglicy (2000)
reżyseria: Roland Emmerich
scenariusz: Robert Rodat
w rolach głównych: Mel Gibson, Heath Ledger, Joely Richardson, Jason Isaacs
Był taki okres, że Anglicy nie mieli lekko z Melem Gibsonem. Urodzony w Stanach Zjednoczonych, a osiadły w Australii aktor, a potem reżyser znany jest powszechnie ze swoich sadystycznych zapędów. Wszystkie filmy z jego udziałem ociekają krwią, nie wyłączając "Pasji" o męce Jezusa Chrystusa. Jednakże "Patriota", a także wcześniejszy "Braveheart" z 1995 roku wymierzone były bardzo mocno w Anglików.
Anglia protestowała przeciwko temu, jak przedstawiono ją w "Patriocie". Brutalne mordy, palenie ludzi żywcem, brutalność - tego nie robiliśmy podczas wojny o niepodległość USA... zapewniali Anglicy. Protestować powinni przeciwko czemu innemu - absolutnie jednostronnemu przedstawieniu całej batalii, wedle którego rozdzielenie bieli od czerni, dobra od zła nie stanowi najmniejszego problemu i zależy jedynie od koloru kurtek. To zupełnie absurdalna jednowymiarowość, rzutująca na jakość tego widowiskowego filmu.
Ten nieznośny wymiar filmu pozwolił jednak na popis Jasona Isaacsa, czarnego charakteru "Patrioty", który jest tu tak zły, że aż ciekawy. Plus młody Heath Ledger w roli syna głównego bohatera.
emisja: niedziela godz. 20.10 (Polsat)
materiały prasowe
14 z 14
"Chappie" czyli zaprogramowany kawałek drewna (2015)
reżyseria: Neill Blomkamp
scenariusz: Neill Blomkamp, Terri Tatchell
w rolach głównych: Sharlto Copley, Dev Patel, Hugh Jackman, Ninja, Yo-landi Visser, Sigourney Weaver
Motto:
"Był sobie raz...
- Król! - powiedzą od razu moi mali czytelnicy.
Nie, dzieci, pomyliłyście się. Był sobie raz ...."
Nie, nie kawałek drzewa, jak w "Pinokiu" Carlo Collodiego, ale kawałek metalu. Robota dokładnie. Kawałek metalu, który śmiał się i płakał jak dziecko.
Neill Blomkamp - absolutnie nietuzinkowy twórca z Republiki Południowej Afryki, który zupełnie porwał mnie swoim stylem w" Dystrykcie 9" i nieco ostudził, ale wciąż intrygował w ?Elizjum? - nie robi nic innego, jak opowiada nam "Pinokia" raz jeszcze. Klasyczną opowieść o nowej istocie stworzonej i dosłownie, i społecznie od początku. Wyrzeźbionej - powiedziano by w czasach Garibaldiego i Collodiego. Zaprogramowanej - powiemy dzisiaj.
Neill Blomkamp pokazał się przecież jako twórca o sporym talencie i jeszcze większej wrażliwości. W jego "Dystrykcie 9", ale także w "Elizjum" uderzyła mnie unikalna stylistyka i sposób filmowania, nawiązujące żywo do paradokumentu albo współczesnych całodobowych programów informacyjnych relacjonujących na żywo, znakomicie współgrające z tematyką, którą afrykański reżyser się interesuje. Jest to wszakże tematyka mocno bieżąca i mocno społeczna, korzeniami wrastająca w Soweto i slumsy Johannesburga, we współczesną RPA, do której porównać zda się chyba tylko Brazylię. Robił zatem Neill Blomkamp filmy usadowione w niedalekiej przyszłości i plenerach s-f, ale w gruncie rzeczy niezwykle współczesne i tak mu bliskie, że jakby z sąsiedztwa. Wielu twórców robi filmy s-f, ale niewielu potrafi w nich tak znakomicie osadzić problematykę społeczną czy naukowo-społeczną.
I teraz, po tym wszystkim, po tym zaangażowanym społecznie kinie s-f dostajemy bajkę. Akurat wtedy, gdy Neill Blomkamp zabiera się za kwestie bardzo delikatne, mianowicie za granice definicji człowieczeństwa. I akurat wtedy trywializuje...
Neill Blomkamp mocno skręcił w stronę komedii. Wydobył z filmu wiele sytuacyjnego humoru i zdecydowanie na to postawił. Udało mu się przenieść swoją dotychczasową twórczość na grunt komediowy. Mnie tym zaskoczył i trochę... rozczarował, ale przyznaję, że zrobił to zręcznie.
Wszystkie komentarze