Okropny hałas, odgłos maszerującego tłumu wyrwał z łóżek mieszkańców hoteli: Lech, Bazar, Wielkopolskiego i Poznańskiego. Był czwartek rano, 28 czerwca 1956 r. Zdezorientowani obcokrajowcy podbiegli do okien i zobaczyli coś, czego nikt się nie spodziewał. "Tysiące ludzi, całe miasto wydawało się zalane przez maszerujących w słońcu marnie ubranych ludzi, skandujących wstrząsające słowa: Chcemy szczęścia [być może hasło to można też rozumieć jako chcemy dobrobytu, chociaż takiego hasła również historycy nie zanotowali w czasie Czerwca '56 - red.].
Obserwatorzy szybko zorientowali się, że są to robotnicy. Opisywali ich jako maszerujące ubóstwo. Zniszczone, niebieskie ubrania robocze i marne obuwie. Relacjonowali, że szli spokojnie, z godnością, w długich kolumnach zajmując całą szerokość ulicy, zatrzymując się od czasu do czasu i klaszcząc w dłonie. "Oni jednak nikogo nie oklaskiwali. Oni protestowali po polsku z minami osób zadziwionych własną śmiałością" - opisuje nastrój dziennikarz ?Paris Match?. Goście z zagranicy na początku zupełnie nie wiedzieli, co się dzieje, ale czuli, że to na co patrzą, jest niezwykłe: "Światło, w którym maszerowali protestujący, wydawało się zupełnie odmienne od tego z innych dni. To było jak świt 6 czerwca 1944 roku podczas lądowania aliantów [w Normandii podczas II wojny światowej ? red.]. To było światło wielkiego dnia" - wspominali.
Po tej nietypowej pobudce większość wystawców udała się na targi, ale byli i tacy, którzy podążyli ulicami za tłumem, aby odkryć, co się dzieje. Dociekliwi obcokrajowcy pierwszych informatorów znaleźli kilka minut po godz. 8. Byli to robotnicy fabryki Stalina - jak opisuje gazeta [dziś to spółka H.Cegielski-Poznań S.A., zwana popularnie Zakładami Cegielskiego - red.]. W jakim języku się porozumieli i co dokładnie wtedy powiedzieli im robotnicy, prasa nie zdradza. Opisuje natomiast, jakie wrażenie zrobili informatorzy. "Wystarczył rzut oka na ich buty, aby przesłanie tej manifestacji było jasne. Polska żyła od 17 lat, jak Francja pod okupacją niemiecką. Miesięczna pensja starczała zaledwie na kiepską parę butów". Dowiadujemy się też, że polscy robotnicy zarabiali od 300 do 450 zł. Szybkie obliczenia (1 frank francuski kosztował wtedy 25 złotych) pokazują, że minimum socjalne Francuza to bardzo wysoka pensja dla Polaka.
Na górnym zdjęciu po lewej młodzi robotnicy na czołgu mają zakryte twarze, aby nie narażać ich, że staną się ofiarami represji. Kolejne, górne zdjęcie pokazuje m.in. polską flagę powiewającą na wieży czołgu.
Na dolnym zdjęciu po lewej widać oficera, który próbuje rozmawiać z protestującymi, ale 'dostaje w nos i musi uciekać'. Na kolejnej fotografii strajkujący niszczą zagłuszarkę oraz budynek UB 'wzięty szturmem'. Na poruszonym zdjęciu po prawej widać początek walk, czołg zdobywa barykadę.
Wszystkie komentarze