Oj, jest co oglądać w ten weekend w telewizji! "Szeregowiec Ryan" i "Igrzyska śmierci" w otwartych pasmach telewizji, jeden z najsłynniejszych westernów świata, premiera telewizyjna "Marsjanina", kilka niezłych kreskówek oraz coś na deser. Zapraszam na przegląd wybranych przeze mnie propozycji telewizyjnych weekendu.
REKLAMA
materiały prasowe
1 z 14
"Siedmiu wspaniałych" czyli sytuacja tworzy człowieka (1960)
reżyseria: John Sturges
scenariusz: Walter Newman, Walter Bernstein, Akira Kurosawa, Hideo Oguni, Shinobu Hashimoto, William Roberts
w rolach głównych: Yul Brynner, Steve McQueen, Charles Bronson
Za co tak kochano westerny? Za podtrzymanie legendy Dzikiego Zachodu? Za rozdział między dobrem i złem? Jeśli tak, to "Siedmiu wspaniałych" - bodaj najsłynniejszy western świata - jest jednocześnie westernem najmniej oczywistym. Ani to bowiem legenda Dzikiego Zachodu, ani oczywisty rozdział na dobro i zło.
Każdy chyba pamięta, że pierwowzorem "Siedmiu wspaniałych" jest film "Siedmiu samurajów" Akiry Kurosawy. Jeśli nie, proszę zerknąć na zestaw scenarzystów tego dzieła Johna Sturgesa z 1960 roku. Kurosawa nie opierał jednak swej opowieści o broniących ubogiej wioski samurajach na klasycznym kodeksie bushido. Jego historia jest dość oportunistyczna, przez co najbardziej zbliżona do wymagań Dzikiego Zachodu. Każdy z owych siedmiu obrońców uciśnionych robi to z innych powodów. Dobro i zło? Ono także tu jest, wyraźnie oddzielone jak dwa brzegi Rio Grande, ale motywacje "wspaniałych" nie są krystaliczne. Bycie przyzwoitym jako morał każdego westernu, ukaranie zła (niekoniecznie z nagrodą za dobro) wynikają tutaj z ewolucji pod wpływem sytuacji niż z kodeksu niezłomnych zasad moralnych.
Ciekawe, że już za dwa tygodnie w kinach spodziewamy się nowej, współczesnej wersji "Siedmiu wspaniałych". Za kamerą stanął w niej Antoine Fuqua ("Dzień próby"), a w rolach głównych wystąpią Denzel Washington, Ethan Hawke, Chris Pratt czy Peter Sarsgaard. Ja wiem, że takie grzebanie w klasyce może budzić sprzeciw, ale przychodzi mi na myśl współczesna wersja "15.10 do Yumy" z Russellem Crowe - moim zdaniem, lepsza od oryginału.
"Giganci ze stali" czyli mój przyjaciel bokser (2011)
reżyseria: Shawn Levy
scenariusz: John Gatins
w rolach głównych: Hugh Jackman, Dakota Goyo, Kevin Durand
Doświadczony przez życie weteran walk i jego nowe otwarcie w relacjach z synem. Tym razem to nie siłowanie na rękę i nie Sylvester Stallone jak w wypadku "Ponad szczytem", ale motyw obowiązuje ten sam. Ojciec - syn - walka.
Shawn Levy to znany twórca seriali i filmów familijnych, choćby takich jak "Noc w muzeum". "Giganci ze stali" są zrealizowani w podobnym klimacie, ale z jeszcze większym rozmachem. Jednocześnie Levy przesunął ich ku krawędzi tego gatunku, za którą znajduje się już znaczna brutalność.
"Jestem legendą" czyli samotność to taka straszna trwoga (2007)
reżyseria: Francis Lawrence
scenariusz: Akiva Goldsman, Mark Protosevich
w rolach głównych: Will Smith, Alice Braga
Z trzech wersji tej historii najbardziej lubię komiks, ale także książka Richarda Mathesona jest niezła. Wszystkie traktują o zamianie ludzi w istoty podobne do wampirów - żerujące nocą mutanty. Pamiętam, że dało mi to do myślenia - jakże te wszystkie tworzone ludzką ręką czy też ludzką wyobraźnią bestie są do siebie podobne.
"Jestem legendą" jest historią o walce z samotnością, walce rozpaczliwej i w sumie skazanej na zagładę. Na dodatek dość oczywistą, sięgającą po środki dość banalne jak pies, jak manekiny ustawione do rozmowy. I tak jednak efektowną.
emisja: piątek godz. 21 (TVN Fabuła)
materiały prasowe
4 z 14
"80 milionów" czyli chodu, ile fabryka na Żeraniu dała (2011)
reżyseria: Waldemar Krzystek
scenariusz: Waldemar Krzystek, Krzysztof Kopka
w rolach głównych: Krzysztof Czeczot, Wojciech Solarz, Piotr Głowacki, Marcin Bosak
W czasach napuszonego kina na baczność ktoś jednak pokazał, że historię Polski można pokazać w nieco inny sposób. Także tę najnowszą, o którą trwają kłótnie. "80 milionów" to rzecz o stanie wojennym i podjęciu przez członków Solidarności zdeponowanych w banku pieniędzy związkowych - jedna z legend opozycji PRL-owskiej. Opowieść zrobiona jednak w sposób nader przystępny, bez marszów, śpiewów i akademii ku czci.
Powiedzieć można wręcz, że to rodzaj kina rozrywkowego, czy tez quasi-komedii, o której sile stanowi niezłe, acz często przerysowane aktorstwo. Piotr Głowacki w roli oficera UB bardziej szaleje na ekranie niż gra, ale trudno odmówić tej kreacji stylu.
emisja: piątek godz. 21.30 (TVP1)
materiały prasowe
5 z 14
"Coś" czyli wierna kopia sprzed wielu, wielu lat (2011)
reżyseria: Matthijs van Heijningen
scenariusz: Eric Heisserer
w rolach głównych: Mary Elizabeth Winstead, Joel Edgerton, Eric Christian Olsen
Mało kto już chyba pamięta, że kultowy dzisiaj film grozy "Coś" (The Thing) Johna Carpentera w czasie swej premiery w 1982 roku przeszedł bez echa i zrobił klapę kinową. Mało tego, intrygująca muzykę Ennio Morricone, której dzisiaj trudno słuchać bez gęsiej skórki, nominowano wtedy do Złotych Malin jako najgorszą w roku.
Ten kiepski start arcydzieła kina grozy, za jaki uważa się "Coś" położono na karb zbyt małej liczby kopii, promocji i dystrybucji, wreszcie konkurencji ze strony "E.T.", które zawładnęło wówczas kinami Stanów Zjednoczonych i świata. "Coś" odżyło niczym jego filmowy bohater - po wielu latach zamrożenia. Odtajało, gdy nadeszła era magnetowidów i domowego kina.
Wersja holenderskiego reżysera Matthijsa van Heijningena jest tym, czego można się było przecież spodziewać od lat. Oto ekspedycja filmowców dotarła do zamrożonego na kasetach wideo pierwowzoru, by go odtajać i przywrócić do życia. By sprawdzić, co też stało się w 1982 roku na tej norweskiej stacji badawczej na Antarktydzie i pokazać to, zamiast zostawić naszej wyobraźni. Z równie przewidywalnym skutkiem.
Bestia z "The Thing" w wersji z 2011 roku zmutowała. Stała się technologicznie doskonalsza, filmowo bardziej zaawansowana. Grozy jej jednak przez to nie przybyło, przeciwnie - straciła dawny walor antarktycznej świeżości. Nawet rozpaczliwa próba ożywienia jej poprzez postawienie na czele ekspedycji kobiety - tak by odróżniała się ona wyraźnie od pierwowzoru - spełzła na niczym. Sami jednak Państwo oceńcie.
emisja: sobota godz. 1.10 i godz. 23.30 (TVP1)
materiały prasowe
6 z 14
"Nigdy nie jest za późno" czyli rodzina, ta kula u nogi (2015)
reżyseria: Jonathan Demme
scenariusz: Diablo Cody
w rolach głównych: Meryl Streep, Mamie Gummer, Rick Springfield, Kevin Kline, Audra McDonald
Meryl Streep jest znakiem jakości Q. Po pierwsze: nie sądzę, aby kiedykolwiek zgodziła się na występ w filmie, którego scenariusz jest bezwartościowy. Po drugie: nawet jeśli by się zgodziła, to i tak zrobi z niego perełkę. Meryl Streep jest gwarancją sukcesu. To aktorka z grona tych, że jej nazwisko na plakacie oznacza, iż w ciemno można pójść, bez obaw o to, co się obejrzy.
"Podstarzała piosenkarka rockowa postanawia odnowić relacje z rodziną" - przeczytałem zapowiedź. Pomyślałem wtedy, ot film zahaczający może o kino familijne, w którym popsute relacje rodzinne na pewno da się jeszcze jakoś ponaprawiać.
Nie spodziewałem się, że dostanę coś zahaczające raczej o "Godziny".
"Nigdy nie jest za późno" wracającego w wielkim stylu Jonathana Demme ("Milczenie owiec", "Filadelfia") jest filmem bez porównania lżejszym od "Godzin", o zupełnie innym sposobie komunikacji. Rzeczywiście, bardziej skręca w stronę kina familijnego, ale pozbawiony jest niemal zupełnie tak typowego dla niedzielnego gatunku infantylizmu. Stanowi opowiastkę zwyczajnie obyczajową, bez większego przymusu i mrocznej moralistyki. A jednak niepozornie, zupełnie niepostrzeżenie przemyca kilka kwestii, które nie dają spokoju.
Pierwszą jest strach. Taki strach, którego granice wyznaczają uwarunkowania społeczne oraz tabu. Ono nakazuje bać się realizacji własnych dążeń kosztem innych, zwłaszcza najbliższych. Rodzina jako bariera, jako tama w samorealizacji - to jest rodzaj tabu, które dość rzadko pęka na ekranie filmowym. Akurat "Nigdy nie jest za późno" się z nim zmaga.
Drugą są konsekwencje wyboru. To wszak nie jest klamka, która gdy raz zapadła, nie da się jej już podnieść.
emisja: sobota godz. 9.10 (HBO2)
materiały prasowe
7 z 14
"Szeregowiec Dolot" czyli gołąb na służbie (2005)
reżyseria: Gary Chapman, Rob Letterman
scenariusz: Phil Hay, Matt Manfredi, Jordan Katz, George Webster, George Melrod
w polskiej wersji: Piotr Adamczyk, Sławomir Pacek, Mariusz Benoit, Krzysztof Kowalewski
Spośród wielu pomysłów na filmy animowane, na jakie wpadali twórcy największych wytwórni rysunkowych, ten podoba mi się szczególnie. Okolice lądowania w Normandii i walka wywiadowcza, ale nie między Niemcami a aliantami, ale między gołębiami i jastrzębiami. Brzmi jak intryga w Białym Domu, w rzeczywistości ta kreskówka jest jednym bardziej pomysłowych filmów wojennych.
Niestety, o ile z pomysłowością nie jest tu najgorzej, o tyle zupełnie zawodzi w "Szeregowcu Dolocie" to, do czego tego typu filmy nas przyzwyczaiły - humor. Toporny, bez polotu, nie jest w stanie ustawić tego filmu w gronie kreskówek kultowych. A szkoda.
emisja: sobota godz. 17 (Canal+ Family)
materiały prasowe
8 z 14
''Furia'', czyli duzi chłopcy marzą o Tygrysie (2014)
reżyseria: David Ayer
scenariusz: David Ayer
w rolach głównych: Brad Pitt, Logan Lerman, Shia LeBeouf, Jon Bernthal, Michael Pe?a
Ciekaw jestem, w ilu recenzjach filmu ?Furia? pojawią się mało oryginalne porównania do ?Czterech pancernych i psa?. W istocie, film ten ma w sobie coś z naszej legendarnej opowieści wojennej o czołgu Rudy 102, ale bardziej ma w sobie coś w ogóle z kina wojennego starej daty.
"Furia" stanowi ekranizację znanej miłośnikom militariów teorii, która głosiła, iż do zniszczenia jednego Tygrysa trzeba było poświęcić kilka amerykańskich czołgów. Poświęcić, to znaczy pozwolić na to, by niemieckie monstrum zniszczyło je swoją potężną armatą 88 mm, aż w końcu ten jeden ocalały z rzezi Sherman zajdzie go od tyłu i - jak mówi Brad Pitt w ?Furii? - przysmaży mu dupę, czyli miejsce najbardziej wrażliwe, bo o najsłabszym pancerzu.
Suma sumarum jeden czołg raz jeszcze wygrywa wojnę, jak za dawnych lat. Jak za złotych czasów kina wojennego, które kształtowało świadomość chłopców bawiących się potem w ?strzelanino? między garażami i drzewami na podwórku.
Staje się ?Furia? filmem dla dużych chłopców, którzy mają na półkach modele Tygrysów i których podnieca wojna, strzelanie, a nade wszystko cr?me de la cr?me - czołgi. Stanowi rodzaj konwencji, która wykorzystując to, co w dziejach ludzkości najbardziej krwawe i odczłowieczone, pozwala wielu ludziom realizować ich hobby - zainteresowania militariami. Słowem: staje się ?Furia? filmem, na jaki wielu miłośników batalistyki w skrytości ducha czekało, ale nie miało odwagi się o niego upomnieć.
emisja: sobota godz. 20 (Canal+ Film)
materiały prasowe
9 z 14
"Wyspa tajemnic" czyli w stylu dawnego Hitchcocka (2010)
reżyseria: Martin Scorsese
scenariusz: Laeta Kalogridis
w rolach głównych: Leonardo Di Caprio, Mark Ruffalo, Ben Kingsley, Max von Sydow
Gigantyczny potencjał tego filmu padł ofiarą artystycznego zadęcia Martina Scorsese, który swoimi dość poronionymi pomysłami na realizację "Wyspy tajemnic" zgniótł kawał dobrej literatury, jaką stanowi adaptowana tu książka. Scorsese próbował na jej podstawie stworzyć kino psychologiczno-szpiegowskie, nawiązujące klimatem do zimnowojennych dreszczy, a jednocześnie zahaczające o schemat tworzenia thrillerów jaki obowiązywał w kinematografii Alfreda Hitchocka. Dobrał świetną obsadę, umieścił ją w odosobnieniu, zabrał się za bardzo udany scenariusz i ... prawie wszystko schrzanił. W swym dążeniu do zdezorientowaniu widza zabrnął o krok za daleko.
Nie zmienia to faktu, że "Wyspa tajemnic" jest do obejrzenia i skonsumowania, jako dreszczowiec oparty na historii nader ciekawej i godnej uwagi. Gdyby Hitchcock miał taki scenariusz, zrobiłby z niego perełkę.
emisja: sobota godz. 21 (TVN)
materiały prasowe
10 z 14
"Kiler" czyli bądż jak Tommy Lee Jones w "Ściganym" (1997)
reżyseria: Juliusz Machulski
scenariusz: Piotr Wereśniak
w rolach głównych: Cezary Pazura, Janusz Rewiński, Krzysztof Kiersznowski, Jerzy Stuhr
Cezary Pazura kiedyś przyznawał, że najzabawniejsza scena, w jakiej uczestniczył na planie filmowym, to scena w domu Siary Siarzewskiego w "Kilerze". To, co odstawił w niej z Januszem Rewińskim i Katarzyną Figurą przeszło do historii polskiego kina komediowego, podobnie jak większość tekstów i bonmotów z "Kilera".
W czasach, gdy wydawało się, że polska komedia umiera na brak śmiechu, że sam Juliusz Machulski zjada już własny ogon, zrobił on film w wielu aspektach znakomity. Film, który nawiązywał do najlepszych kanonów polskiego kina może nie tyle komediowego, co tekściarskiego. I kiedy ogląda się "Kilera", wciąż żal że Janusz Rewiński nie pojawia się już w filmach. Niejeden potrafił uratować.
emisja: sobota godz. 21.40 (TVN)
materiały prasowe
11 z 14
"Szeregowiec Ryan" czyli tak było, tak właśnie było (1998)
reżyseria: Steven Spielberg
scenariusz: Robert Rodat
w rolach głównych: Tom Hanks, Adam Goldberg, Jeremy Davies, Edward Burns
O tym, że "Szeregowiec Ryan" stanie się filmem kultowym, dowiedzieliśmy się niemal od razu. W chwili, gdy weterani frontu zachodniego i uczestnicy krwawego lądowania w Normandii w czerwcu 1944 roku po obejrzeniu dzieła Stevena Spielberga powiedzieli "tak było, tak właśnie było".
Dzisiaj "Szeregowiec Ryan" uznawany jest za być może najlepszy film w dziejach kina. Choć ja za takowy uważam mniej dosłowną "Cienką czerwoną linię", to jednak walorów tego dzieła nie sposób nie docenić. Tutaj każda ze scen przez miłośników takiego kina analizowana jest klatka po klatce - od otwierających się wrót amfibii aż po Tygrysy na końcu. Nade wszystko jednak "Szeregowiec Ryan" to dość pretensjonalna, ale w gruncie rzeczy ciekawa historia wojennej tułaczki, o której Tom Hanks mówi "im więcej ludzi zabijam, tym dalej mam do domu".
Przy okazji - czy zdołacie państwo odnaleźć w tym filmie Vina Diesela, późniejszą gwiazdę kina akcji w typie "Szybcy i wściekli"?
emisja: niedziela, godz. 20 (TBVN7)
materiały prasowe
12 z 14
"Igrzyska śmierci" czyli antyczny futuryzm (2012)
reżyseria: Gary Ross
scenariusz: Gary Ross, Billy Ray, Suzanne Collins
w rolach głównych: Jennifer Lawrence, Josh Hutcherson, Liam Hemsworth, Donald Sutherland
Historię "Igrzysk śmierci" opartą na powieściach Suzanne Collins (oskarżanej z kolei o splagiatowanie "Battle Royal" japońskiego pisarza Koshuna Takamiego) zaliczam do grona tzw. opowieści dla młodzieży trafiających dokładnie w punkt, w jej centrum zainteresowań. Wystarczyło posłuchać czym interesują się nastolatki, co je kręci, by powstały "Harry Pottery", "Zmierzchy" czy "Igrzyska śmierci" właśnie.
Z grona tych dzieł "Igrzyska śmierci" uważam jednak za szczególnie interesujące, niebanalne i ciekawe. Może dlatego, że tkwią korzeniami w japońskim pierwowzorze, może dlatego że budują świat jednoczesnie futurystyczny, jak i antyczny. Kapitol, rydwany, arena z gladiatorami przypominają starożytny Rzym, a walka z Panem - powstanie Spartakusa. Klasyczne wzorce w służbie młodzieżowej science-fiction, przyprawione orwellowskimi paranojami i reality show w formie krwawego Big Brothera.
Właściwie - niegłupie. A jeśli doda się do tego tę cudowną Jennifer Lawrence...
emisja: niedziela godz. 20.05 (TVP2)
materiały prasowe
13 z 14
"Marsjanin" czyli jak to zabawnie mieć przechlapane (2015)
reżyseria: Ridley Scott
scenariusz: Drew Goddard
w rolach głównych: Matt Damon, Jessica Chastain, Kate Mara, Michael Pe?a, Jeff Daniels, Chiwetel Ejiofor
Długo wydawało mi się, że najbardziej przerażający w dziejach Robinsona Crusoe byli właśnie ludożercy. Dopiero, gdy przebrnąłem przez książkę, uświadomiłem sobie, że jednak samotność.
Ridley Scott pokazuje jednak, że samotność może być całkiem zabawna. I w sumie cool.
W czasach Robinsona Crusoe szukać jej należało na odległych, bezludnych wyspach. Dzisiaj wszystko jest już tak ludne, że to nieaktualne. Za to samotność zyskała nowy, bezgraniczny i transcendentny wymiar. To Kosmos!
Kosmos powoduje, że samotni stali się wszyscy mieszkańcy Ziemi. Arthur C. Clarke powiadał: "Istnieją tylko dwie możliwości: albo jesteśmy sami we Wszechświecie, albo nie. Obie są równie przerażające", ale w Kosmosie chyba bardziej osamotniają człowieka odległości. I bezkres. I trudna do ogarnięcia perspektywa, która nadaje tym wszystkim opowieściom bezlitosnego charakteru.
Astronauta grany przez Matta Damona w filmie "Marsjanin" miałby nawet jeszcze bardziej przechlapane, gdyby nie fakt że on w tym filmie właściwie nigdy nie jest sam. Ridley Scott zrobił film o najbardziej jaskrawym, aż czerwonym odcieniu samotności, jaki można sobie wyobrazić - o człowieku pozostawionym na pastwę losu, braku tlenu, wody i głodu na obcej planecie, a jednak nie pozostawił go samego. Kompletnie mnie tym zdumiał.
W ogóle zdumiał mnie kompletnie, nie tylko tym. Przede wszystkim tym, że zrobił taki film. Film znajdujący się mentalnie gdzieś w epoce kina s-f lat 70. i 80., taki w starym zupełnie stylu. Film niezwykle lekki, momentami zabawny, w ogóle o ogromnej dawce humoru. Film bez zadęcia, napięcia, bez apokaliptycznej wizji końca istoty ludzkiej, śmierci odmienianej przez przypadki, ale również bez wizji jakiegoś ponadczasowego triumfu człowieka nad dybiącym na niego Wszechświatem.
emisja: niedziela godz. 21 i 22 (Canal+)
materiały prasowe
14 z 14
"Oszukać przeznaczenie" czyli zamknij drzwi, to śmierć (2000)
reżyseria: James Wong
scenariusz: Glen Morgan, Jeffrey Reddick, James Wong
w rolach głównych: Devon Sawa, Clear Rivers, Valerie Lewton
Z rozbudowanej już do pięciu części serii oglądać da się tylko ta pierwsza. I choć głupia jak but, to chwilami bywa nawet intrygująca. W odróżnieniu od następców, nie może się zdecydować czy skręcić ostro w stronę kina klasy B, czy pozostać na kursie zwykłego thrillera z ambicjami.
Niemalże personifikacja śmierci, traktowanej tu jako dręczące zjawisko, przed którym da się jednak uciec. Mamy zatem do czynienia ze slasherem, aczkolwiek nietypowym, którego bohaterem jest sama śmierć. Poza wszystkim, spore wrażenie robi scena katastrofy samolotu lecącego do Paryża. Nie dla ludzi bojących się latać.
Ostatnio westerny mają się całkiem dobrze :) Na nowych Siedmiu wspaniałych wybiorę się z przyjemnością, kto wie, może okaże się ta wersja będzie lepsza?
Szczęśliwie klimat westernu powraca. Pod koniec tego miesiąca szykuje się premiera Siedmiu Wspaniałych z Denzelem Washingtonem, Ethanem Hawke i Chrisem Prattem. Z chęcią obejrzę i sprawdzę, jak wypadnie na tle klasyki.
Wszystkie komentarze