W programie telewizyjnym na ten weekend znalazłem filmy, na które szczególnie ostrzę sobie zęby, gdyż na małym ekranie pokazywane są bardzo rzadko. To "Willow" oraz "Butch Cassidy i Sundance Kid". To jednak nie wszystko. Zapraszam na krótki przegląd telewizyjnych propozycji.
REKLAMA
materiały prasowe
1 z 15
"Gangsterzy i filantropi" czyli komedia starszych panów (1962)
reżyseria: Jerzy Hoffman, Edward Skórzewski
scenariusz: Jerzy Hoffman, Edward Skórzewski
w rolach głównych: Wiesław Michnikowski, Gustaw Holoubek, Hanka Bielicka, Kazimierz Opaliński
"Dziś kąpiesz się nie dla mnie w pluskocie fal" - śpiewa Wiesław Michnikowski, zupełnie jakby "Gangsterzy i filantropi" byli naturalną częścią "Kabaretu starszych panów". Poniekąd mają z nim wiele wspólnego i aż trudno uwierzyć, że ten genialny film reżyserował Jerzy Hoffman od "Potopu" i "Ogniem i mieczem".
Geniusz tego filmu ma podobny mianownik, co geniusz "Kabaretu starszych panów" - jest nim również mistrzowskie władanie konwencją i w tym wypadku nie słowem, co obrazem i groteską. Dochodzi do tego qui pro quo, więc w efekcie dostajemy jedną z najlepszych komedii w dziejach polskiego kina, której kwintesencją są indywidualne popisy. Wiesław Michnikowski przechodzi samego siebie, ale proszę zwrócić uwagę na drugi plan - na Hankę Bielicką, na gangsterów Gustawa Holoubka pokonanych przez osadzoną na cegłach rzeczywistość, wreszcie na kelnerów polskiej gastronomii z "Obiad nie tknięty, penądz nie wzięty".
"Godzilla" czyli królowa ma 60 lat i wciąż żyje (2015)
reżyseria: Gareth Edwards
scenariusz: Max Borenstein
w rolach głównych: Aaron Taylor-Johnson, Ken Watanabe, Bryan Cranston, JUliette Binoche, Sally Hawkins, Elizabeth Olsen
Najczęściej było tak:
- Idziemy? - pytałem kolegę zaraz po wyjściu ze szkoły, naprzeciw której znajdował się Dom Kultury Jagiellonka, a w nim osiedlowe kino o tej nazwie
- Dziesiąty raz? - zastanawiał się...
- No to co?!
- Dobra, idziemy! - ... ale tylko przez chwilę
I szliśmy. Po obejrzeniu czarno-białych fotosów umieszczonych w szklanej gablocie i kupieniu biletu odcinanego z metra, zasiadaliśmy na drewnianych krzesłach przyniesionych w świetlicy, by po raz dziesiąty obejrzeć "Powrót Mechagodzilli", ostatni film z Godzillą wyreżyserowany przez Ishiro Hondę.
"Godzilla" Ishiro Hondy z 1954 roku, która wyłania się oceanu jako efekt ubocznych ludzkich eksperymentów na naturze, jest niczym innym jak traumą, a jednocześnie manifestem i panicznym strachem Japończyków, że to co stało się w 1945 roku, powróci.
Godzilla czy kaiju to zatem potwór i zagrożenie kosmopolityczne. Takie też jest w filmie Garetha Edwardsa, który w jakimś sensie wraca do korzeni całej historii. Zmienia jednak istotnie to, co najważniejsze, czyli genealogię potwora. Nie jest on u niego już błędem ludzkich eksperymentów, Gareth Edwards ściślej wiąże go z samą naturą, jakby wskazywał na to, że dzisiaj to nie w bombie jądrowej tkwi największe niebezpieczeństwo dla pysznej ludzkości. Groźny jest w ogóle jej brak pokory i niezrozumienie przyrody.
"Butch Cassidy i Sundance Kid" czyli złodzieje międzynarodowi (1969)
reżyseria: George Roy Hill
scenariusz: William Goldman
w rolach głównych: Paul Newman, Robert Redford, Katharine Ross
Western w zupełnie nietypowym stylu? Nie, moim zdaniem, to w ogóle nie jest western. Fakt, że mamy do czynienia z filmem, którego akcja toczy się na Dzikim Zachodzi nie czyni go jeszcze westernem. "Butch Cassidy i Sundance Kid" to historia iście zbójecko-romantyczna i właściwie niemal wyłącznie duet.
Paul Newman i Robert Redford w roli dwóch rewolwerowców są duopolistami ekranu. Co tylko sprawia, że legenda tych zbiegów została podkreślona. Swego czasu natrafiłem w argentyńskiej Patagonii na lokal o nazwie "La Leona", czyli Puma, w którym niegdyś chroniła się ta dwójka w czasach, gdy rabowała banki w Argentynie i Chile. Butch Cassidy i Sundance Kid wyjechali do Ameryki Południowej po tym, jak w USA wydano za nimi list gończy. Skończyli w Boliwii, w jednej z najbardziej spektakularnych strzelanin w dziejach kina.
emisja: piątek godz. 20 (TVN7)
Pozostała po nich choćby ta piosenka
materiały prasowe
4 z 15
"300" czyli au, au, au! (2006)
reżyseria: Zack Snyder
scenariusz: Michael Gordon, Zack Snyder, Kurt Johnstad
w rolach głównych: Gerard Butler, Lena Headey, Michael Fassbender, Rodrigo Santoro
Jestem fanatycznym wyznawcą "300". Nie ja jeden, jak sądzę. Uważam, że to film nie tylko świetny, ale przełomowy. Mocno komiksowy, co jest jego wielką siłą. Został właściwie nie tyle nakręcony, co narysowany. Z wykorzystaniem fantastycznych elementów, niespójnych oczywiście z historią, ale kapitalnie pasujących do tej opowieści. Wspomniałem o "Dziejach" Herodota. Czytaliście? Ktoś spełnił ten lekturowy obowiązek w szkole? Jeśli nie, to nadróbcie to, koniecznie! "Dzieje" są bowiem znakomite. To świetna lektura fantasy. Herodot, ale nie tylko on, bo i wielu mu współczesnych, tak właśnie postrzegali tamtą wojnę. Dla nich armia perska Kserksesa była zjawiskiem niemal nadprzyrodzonym. Ogromna, niezwyciężona, ciągnąca się po horyzont, właściwie piekielna czy też raczej z Hadesu rodem. Jego doborowe gwardyjskie oddziały Nieśmiertelnych (najlepsze perskie wojska, przypomnę) widziane były faktycznie jako istoty nieludzkie, nieuśmiercalne, niepokonane. Sama Azja, z której przybywały, byłą krainą trudną do opisania i ogarnięcia (do dzisiaj jest). Nawet pospolite dzisiaj dla nas zwierzęta azjatyckie, od wielbłąda po słonia były - nie zapominajmy o tym - czymś, czego Grecy nigdy wcześniej nie widzieli. Jak bardzo musiały ich one zaskakiwać.
A zatem bita termopilska w wersji fantasy - TAK! Jak najbardziej, to idealne ujęcie!
Do tego dodajmy sam mit otaczający tę bitwę. Mit wykorzystywany w batalistyce jak rzadko który. Frank Miller i Zack Snyder wydobyli z niego to, co kluczowe, istotne. Bijącą symbolikę. Umiejętnie pożonglowali patosem, który jest jak odbezpieczony granat - nieumiejętnie użyty potrafi rozerwać film na strzępy. "300" nie rozerwał. Raczej poprawił, udoskonalił. Pozostały hasła: "This is Sparta!" czy "Au! Au! Au!", spartański okrzyk bojowy, stosowany dzisiaj wszędzie, nawet przez kibiców na stadionach.
emisja: piątek godz. 22.40 (TVN)
materiały prasowe
5 z 15
"Faceci w czerni" czuli jaka dziwna ta planeta (1997)
reżyseria: Barry Sonnenfeld
scenariusz: Ed Solomon
w rolach głównych: Will Smith, Tommy Lee Jones, Linda Fiorentino
Do dzisiaj gdy widzimy mężczyzn w czarnych garniturach i okularach przeciwsłonecznych, zawołamy "faceci w czerni". Ta niezwykła komedia wpisała się mocno w popkulturę. Ja zapamiętam ją dzięki jakże prawdziwemu tekstowi Lindy Fiorentino w roli istoty pozaziemskiej przyjmującej ciało kobiece. - Cóż to za przedziwna planeta, którą można podbić gruczołami mlecznymi! - mówi.
Oryginalni "Faceci w czerni" to przecież współczesna wersja Van Helsingów polujących na poukrywane w ciałach zwykłych ludzi (zresztą nie tylko ludzi) wampiry i poczwary. Na mniejszości, które albo starają się tu przetrwać, albo też sabotują swoje nowe społeczeństwa. Kosmici w ludzkiej skórze - to przecież nieprzebrane morze tematów i humoru.
emisja: piątek godz. 22.05 (Polsat)
materiały prasowe
6 z 15
"Powrót do przyszłości II" czyli sprawdzam, bo już czas (1989)
reżyseria: Robert Zemeckis
scenariusz: Bob Gale
w rolach głównych: Michael J. Fox, Christopher Lloyd, Lea Thompson, Thomas F. Wilson
Akurat ta część znakomitej trylogii Roberta Zemeckisa powinna dzisiaj budzić szczególne zainteresowanie. Mamy bowiem do czynienia z filmem, który swoich bohaterów przenosi z roku 1985 o 30 lat w przyszłość - zatem do roku 2015. To czasy nam współczesne.
Obejrzenie drugiej części "Powrotu do przyszłości", na co mamy okazję w ten weekend, to zatem nie tylko dobra zabawa, a dla wielu sentymentalny powrót do kina z dawnych lat, ale także okazja do tego, by powiedzieć "sprawdzam". Czy wizja przyszłości zgadza się z naszą teraźniejszością?
Cóż, samochodów poruszających się w powietrzu jeszcze się nie doczekaliśmy (właściwie - jakim cudem?), problem jest nawet z elektrycznymi. Nie ma samo schnącej odzieży, co bardzo przydałoby nam się teraz, w te dni. Wiele innych wizji jednak się sprawdziło. Proszę samemu zobaczyć.
"Transformers" czyli gdzie jest ten mój samochodzik? (2007)
reżyseria: Michael Bay
scenariusz: Alex Kurtzman, Roberto Orci
w rolach głównych: Shia LeBeouf, Megan Fox, Josh Duhamel, Rachel Taylor
Niedawno u moich siostrzeńców znalazłem żółty samochodzik, który po rozłożeniu staje się robotem. Takie samochodziki czy ciężarówki były przebojem w czasie mojej piaskownicy. Każdy się nimi bawił, aczkolwiek nie wiedzieliśmy jeszcze dokładnie, jak wielki potencjał kryje się za tymi transformersami.
Musiałem czekać tyle lat, by się przekonać. Ta pierwsza część "Transformers" zaimponowała rozmachem i skalą przedsięwzięcia, porównywalnego z największymi produkcjami s-f. Niewątpliwie to także część najlepsza, najmniej zmanierowana, najbardziej naturalna, ze znakomitym początkiem niemal zakrawającym o horror "Christine"
emisja: sobota godz. 15.55 (TVN7)
materiały prasowe
8 z 15
"Szwadron" czyli powstanie styczniowe od tamtej strony (1992)
reżyseria: Juliusz Machulski
scenariusz: Juliusz Machulski
w rolach głównych: Radosław Pazura, Katarzyna Łochowska, Janusz Gajos, Franciszek Pieczka
Dwa filmy o powstaniu styczniowym zrobiły na mnie kolosalne wrażenie - "Wierna rzeka" z Małgorzatą Pieczyńską oraz ten właśnie. Nie tylko dlatego, że to powstanie widziane od drugiej, rosyjskiej strony - w 1992 roku ta perspektywa była całkiem oryginalna, dzisiaj jest już nieco zgrana. Także z uwagi na kilka znakomitych kreacji, z fenomenalnym wręcz Januszem Gajosem w roli rotmistrza Jana Dobrowolskiego - Polaka na carskich usługach.
Owa perspektywa pozwala spojrzeć na powstanie tak, jak Polacy na nie nigdy nie patrzą. Jako na rodzaj dziwactwa, nieracjonalności tak lubianej i szanowanej w Polsce. Pozwala się także zastanowić nad tym, jak to jest że w rocznicę powstania warszawskiego czy wielkopolskiego odpala się race, a 22 stycznia próżno ich wyglądać.
emisja: sobota godz. 17.55 (Kino Polska)
materiały prasowe
9 z 15
"Sufrażystka" czyli kobieto, ty puchu marny (2015)
reżyseria: Sarah Gavron
scenariusz: Abi Morgan
w rolach głównych: Carey Mulligan, Helena Bonham Carter, Ann-Marie Duff, Meryl Streep, Brendan Gleeson, Ben Whishaw
Feminizm, wszędzie feminizm - powie ktoś na wieść o filmie "Sufrażystka". Dzisiaj może i wszędzie, ale 100 lat temu - niemal nigdzie. Film mało mi znanej brytyjskiej reżyserki Sarah Gavron przenosi nas w czasy, gdy rzecz nie szła o żeńskie końcówki, parytety czy równouprawnienie kobiet w różnych detalicznych dziedzinach życia. Wtedy rzecz szła o ich równouprawnienie na podstawowym szczeblu, o nadanie im jakiejkolwiek podmiotowości.
Spójrzmy bowiem na to szczerze: dzisiaj nie brakuje zwolenniczek (i zwolenników) feminizmu i równouprawnienia, ale jest też wielu co najmniej sceptyków. Czy jednak ktokolwiek z tych sceptyków gotów byłby podpisać się pod tymi argumentami, dla których na początku XX wieku pałowano protestujące kobiety do krwi? Podpisać się chociażby pod zakazem prawa wyborczego?
Dzisiaj brak prawa wyborczego dla kobiet wygląda śmiesznie, jak wykopalisko. W gruncie rzeczy jednak tamta sytuacja sprzed stu lat nie różni się aż tak bardzo od walki o równouprawnienie wielu innych późniejszych grup - chociażby czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych w XX wieku. A jeśli ktoś powie, że to też już przecież historia i dzisiaj wszyscy mają równe prawa, to pod nos podstawić mu można dzisiaj chociażby osoby homoseksualne.
Lata, setki lat, całe wieki utrwalania pewnego systemu społecznego i zaledwie ostatnie sto lat jego zmieniania. Można w tym widzieć walkę z tradycją, ale trafniej chyba postrzegać owe zmiany jako walkę z nonsensem. Z absurdem, na jakim świat opierał się od czasów być może jaskiniowych.
Jeśli więc wydawać się komuś zacznie, że ten kostiumowy i historyczny film traktuje o kwestiach już nieaktualnych, to warto się zastanowić nad tym, ile podobnych absurdów przetrwało do dzisiaj jako "fundamenty cywilizacji".
w rolach głównych: Tatiana Arngolc, Aleksandr Bałujew, Sonia Bohosiewicz, Tomasz Kot
Z "Fotografem" nie poszło Waldemarowi Krzystkowi tak gładko jak z "80 milionami" czy "Małą Moskwą", ale utrzymał napięcie, które jego filmowi nadaje nutkę iście sensacyjną. Minusem tego filmu są liczne wątki i retrospekcje, sięgające ulubionego miejsca reżysera - Małej Moskwy, czyli Legnicy znajdującej się niemal we władaniu stacjonujących tam wojsk radzieckich.
Ten film jednak jest kryminałem z pogranicza thrilleru, ale dość przewidywalnym, w związku z czym to nie wątki fabularne, ale klimat stanowią o jego jakości. Ten klimat łączy ze sobą Moskwę i Małą Moskwę dość niecodzienną historią i dzięki niecodziennemu dziecku.
emisja: sobota godz. 21.30 (TVP1)
materiały prasowe
11 z 15
"Wilk z Wall Street" czyli w sklepie chcemy powiesić sprzedawcę roku! (2013)
reżyseria: Martin Scorsese
scenariusz:Terence Winter
w rolach głównych:Leonardo Di Caprio, Jonah Hill, Margot Robbie, Matthew McConaughey
Po obejrzeniu tego filmu zastanawiałem się, czy to historia oparta na faktach. Przyznam, że nie byłem pewien. Raczej tak, gdyż gdybyśmy mieli do czynienia z fikcyjną opowieścią, wówczas Hollywood zakończyłoby ją zupełnie inaczej.
Nawet Martin Scorsese, który w ''Wilku z Wall Street'' wrócił do swojej gangsterskiej narracji a la ''Chłopcy z ferajny''. To właśnie ta narracja jest największa siłą tego dzieła. Wyskakuje z ekranu z siłą serii z karabinu maszynowego, zwala z nóg, obezwładnia wręcz zupełnie widza. Zmusza do całkowitego i bezwarunkowego skapitulowania przed nim, wejścia w niego rękoma i nogami.
Ot, wyleniały już - jak się zdawało - mistrz Martin Scorsese przypomniał wszystkim o tym, że kręcić filmy umie.
Jak również o tym, że jest wiernym uczniem Rogera Cormana i cormanowskiego stylu nie zapomniał nigdy.
O ''Wilku z Wall Street'' mówi się bowiem, że nie jest filmem złym, ale w bardzo złym stylu. To znaczy, mówi się tak w Stanach Zjednoczonych, gdyż u nas raczej nikt podobnych transparentów nie wznosi. Polski odbiór tych ?Chłopców z ferajny? w wallstreetowej wersji jest raczej prosty - dobra zabawa, szybkie i wartkie kino. Rollercoaster na ekranie
"Dureń" czyli opowieść o prawdziwym człowieku (2015)
reżyseria: Jurij Bykow
scenariusz: Jurij Bykow
w rolach głównych: Artiom Bystrow, Natalia Surkowa, Boris Niewzorow, Aleksandr Korszunow
Rosyjskie kino ma niekiedy braki warsztatowe, jest robione jakby bez nadmiernej dbałości o takie drobiazgi, a jednak ma w sobie siłę, która powoduje że człowiek zostaje zupełnie przez nie przeorany i zamieniony w mielonkę...
Zaraz, zaraz, co ja chrzanię? Jakie ?kino rosyjskie?? Przecież "Dureń" Jurija Bykowa to już nie po prostu kino, ale Rosja jako taka. To ona potrafi przeorać człowieka. Ja, wielki zwolennik abstrakcyjności kina, oderwania go od rzeczywistości i tworzenia z niego wyraźnej alternatywy życia, w przypadku Rosji musze zakrzyknąć - to już nie jest alternatywa! Przerażające, ale już nie.
W przypadku takich filmów jak ?Lewiatan?, który walczył z ?Idą? o Oscara czy też teraz ?Durnia? Jurija Bykowa szczególnie przerażające jest dla mnie to, że nakręcenie w Rosji podobnego filmu, wykładającego niemalże niczym kawę na ławę całą zgniliznę władzy przeżartej korupcją, układami, rękoma mytymi przez inne ręce, pajęczyną zależności, haków i podlaną najsilniejszym z możliwych w tej sytuacji sosem, czyli strachem, że nakręcenie takiego filmu jest ... bardzo łatwe. Przyznam, że chwilami wolałbym, aby cenzura próbowała go poprzycinać, wycofać z kin, położyć na półkę. Jeśli bowiem tego nie robi, oznacza to że macha ręką i do całego smrodu bijącego w nozdrza z rosyjskiego systemu władzy należy dołożyć jeszcze jedną charakteryzująca go cechę. To cynizm.
Kino takie jak ?Dureń? jest na tyle dojrzałe i zaawansowane, że wychodzi już z etapu załamywania rąk nad tym, w jaką bestię może zmienić się człowiek, o ile tylko dostanie nieco władzy i bezkarności. Przechodzi na etap pokazania nie tyle zepsucia władzy, ale jej cynizmu właśnie. To jest już nie tylko władza zepsuta, to na dodatek władza owego zepsucia świadoma i w owym zepsuciu ostentacyjna.
"Bardzo dziki Zachód" czyli para buch, koła w ruch! (1999)
reżyseria: Barry Sonnenfeld
scenariusz: S.S. Wilson, Brent Maddock, Jeffrey Price, Peter S. Seaman
w rolach głównych: Will Smith, Kevin Kline, Kenneth Brannagh, Salma Hayek
Steampunk to gatunek filmowy, który fascynuje się wiekiem żelaza i pary - wiekiem XIX. Od Juluesa Verne aż po Barry'ego Sonnenfelda, niósł on szczególnie duże możliwości do popisu i fantazji dla tworzenia świata alternatywnego.
W "Bardzo dzikim Zachodzie" widzę właśnie estetykę iście vernowską, co niezwykle mi imponuje. To "Wojna światów" tyle że bez udziału kosmitów, ze szczególnym udziałem dwóch agentów żywcem wyjętych ze współczesności i przeniesionych do XIX-wiecznej rzeczywistości (Will Smith, Kevin Kline). Unikalnych facetów w czerni.
emisja: niedziela godz. 14.30 (TVN7)
materiały prasowe
14 z 15
"Still Alice", czyli cieszę się, że mogę skończyć ten tekst (2015)
reżyseria: Richard Glatzer, Wash Westmoreland
scenariusz: Richard Glatzer, Wash Westmoreland
w rolach głównych: Julianne Moore, Alec Baldwin, Kristen Stewart, Kate Bosworth, Hunter Parrish
- Wolałabym mieć raka - mówi grana przez Julianne Moore bohaterka tego filmu. Bo ludzie chorzy na raka nie są społecznymi wyrzutkami ani dziwolągami. Współczuje się im, trzyma kciuki, organizuje biegi charytatywne i zbiórki. Ona natomiast zapada na chorobę Alzheimera, która kasuje wszystko, co się gromadziło przez całe życie i na co pracowała. Jej okrucieństwo nie sprowadza się nie tyle do tego, że kończy życie, ale do tego że zupełnie je niszczy i resetuje.
Niezwykłe w "Still Alice" jest wiele rzeczy, np. to, że zanim nasza bohaterka zdiagnozuje chorobę, zajmuje się właśnie językiem. To sposoby wzajemnej komunikacji stanowią temat jej prac i dociekań, a szczególnie fascynują ją dzieci, które są dopiero na starcie tego wspaniałego i fascynującego procesu, prowadzącego ostatecznie do powstania rozumnego, skomunikowanego i wyposażonego w cały system skojarzeń i wspomnień człowieka. Alzheimer to wszystko cofa.
Bliscy, przyjaciele, rodzina stają się obcymi ludźmi. Przeczytane i ukochane książki, obejrzane i ulubione filmy przestają w ogóle istnieć, jakby nigdy nie powstały. Znane miejsca stają się pułapką, znika czas, wszelkie konwencje, poglądy, przyzwyczajenia, uczucia, słabości i silne strony. Znika człowiek rozumiany jako zbiór swoich życiowych doświadczeń.
Myślę, że w Alzheimerze przerażające jest właśnie to poczucie bezsilności połączone z uświadomieniem sobie kruchości i tymczasowości wszystkiego, co się w życiu zdobywa. Dlatego "Still Alice" jest filmem przerażającym.
"Willow" czyli zanim wyruszy drużyna pierścienia (1988)
reżyseria: Ron Howard
scenariusz: Bob Dolman
w rolach głównych: Warwick Davis, Val Kilmer, Joanne Whalley, Jean Marsh
Zanim Peter Jackson wziął się za "Władcę pierścieni" i Tolkiena, chciał go zekranizować George Lucas. Zaraz po zakończeniu produkcji trzech pierwszych epizodów "Gwiezdnych wojen". Możliwości, jakie miał w drugiej połowie lat osiemdziesiątych były jednak bardzo ograniczone. Nie dawały szans na stworzenia dzieła na miarę tolkienowskiej epopei.
Efektem marzeń Lucasa o zekranizowaniu Tolkiena był "Willow" - taka mała wersja "Hobbita", w której wykorzystano ścinki myśli i koncepcji, na temat tolkienowskiej twórczości. Film zrealizowany przez Rona Howarda. Jak na tamte lata, zrobiona była z rozmachem, ale w Polsce jego kariera związana była nie z kinem, ale epoką magnetowidów i kaset VHS.
Teraz jest okazja zobaczyć, jak wyglądał Tolkien na ekranie w latach osiemdziesiątych. Jak wyglądałby, gdyby zrobił go George Lucas (choć tu reżyserem jest Ron Howard). I okazja, by zobaczyć jak na trwałe zeszli się Val Kilmer i Joanne Whalley, która gra tu księżniczkę Shorshę.
Żeby akurat Pan polecał film w trakcie meczu Polska - Dania?! No i mam nadzieję, że "Wilk..." pójdzie nie w wersji ocenzurowanej, bo to, co już kiedyś Polsat zrobił z tym filmem...
@panie.co.pan
Sam jestem ciekaw, ale godzina sugeruje brak cenzury.
A propozycje te traktujmy jako alternatywę dla Polska-Dania dla tych, którzy nie oglądają meczu.
Pozdrawiam
Radosław Nawrot
Wszystkie komentarze