Rodzina Ewy Tylman prosi o pomoc Krzysztofa Rutkowskiego. To były milicjant, poseł Samoobrony i gwiazda TVN, obecnie prywatny detektyw bez licencji. Rodzina płaci mu 15 tys. zł.
Co za te pieniądze robi Rutkowski? W czwartek organizuje konferencję prasową w poznańskim hotelu. Trzeba ją przenieść na korytarz, bo dziennikarze nie mieszczą się w małej sali. Przed hotelem staje stalowy hummer z napisem "Rutkowski Patrol".
- Bierzemy pod uwagę porwanie. Oczywiście nie dla okupu, ale spontaniczne, być może na tle seksualnym - ogłasza. Zapowiada 10 tys. zł nagrody za informacje, które pomogą znaleźć Ewę. Potem podbija stawkę do 40 tys. zł.
Tego samego dnia swoją konferencję prasową organizuje też policja. Nadal nie ma przełomu. - Nikt za Ewą Tylman i jej znajomym nie szedł - ogłasza rzecznik policji Andrzej Borowiak.
W sobotę ludzie Rutkowskiego przeszukują brzeg Warty. Nad rzeką lata wynajęty dron z kamerą. Nagle sensacja! W wodzie pływa ludzka ręka. Rutkowski powiadamia policję i organizuje kolejną konferencję prasową. Internetowy portal zaangażowany w promocję Rutkowskiego ogłasza, że to ręka Ewy Tylman. I zamieszcza makabryczne zdjęcie. Policja jednak dementuje - to ręka mężczyzny. Potem okaże się, że odcięto ją bezdomnemu, który był notowany przez policję. Sprawa nie zostanie jednak wyjaśniona.
W niedzielę Rutkowski ogłasza, że rodzina Ewy dostała SMS z żądaniem pół miliona okupu. Szczegóły ma podać na konferencji. Dziennikarzy jest tylu, że nie mieszczą się w salce. Telewizje nadają na żywo. Rutkowski zaczyna od ataku na TVN. "Fakty" podały, że rękę w Warcie znaleźli policjanci, a to przecież Rutkowski. Dostaje się też rzecznikowi policji, bo na swojej konferencji mówił o "biurze z Łodzi", nie wymieniając nazwiska detektywa.
Jeszcze przed konferencją jeden z policjantów mówi nam, że gdyby Ewa rzeczywiście została uprowadzona, to porywacze nawiązaliby kontakt z rodziną od razu, a nie po tygodniu. I że to pewnie próba wyłudzenia pieniędzy lub głupi żart. Rzekomy porywacz wysłał wiadomość na numer podany w ogłoszeniach o zaginięciu.
Rutkowski - na szumnie zapowiadanej konferencji - wiadomość od rzekomych porywaczy bagatelizuje. Słusznie, bo podano w niej fikcyjny numer konta, na który miały trafić pieniądze, więc nie chodziło o ich wyłudzenie. Autor wiadomości zadbał też, by policja do niego nie dotarła. Telefon, z którego wysłano wiadomość, był użyty tylko raz.
ŁUKASZ CYNALEWSKI
ŁUKASZ CYNALEWSKI
Wszystkie komentarze