Nie pamiętam tak inspirującego przeżycia jak poznańskie "Łańcuchy światła", na które chodziliśmy, by pokazać nasz sprzeciw wobec zamachu PiS na sądy. Poznańskie protesty były trochę jak msze. Miały swojego kapłana, swoje rytuały i tłum wiernych, którzy codziennie o godz. 21 spotykali się, by bronić sądów.
W niedzielę w poznańskim parku Kasprowicza ponownie zebrało się przynajmniej kilkanaście tysięcy ludzi. Według szacunków policji 15 tys. - Moim obowiązkiem jest bronić demokracji. Wszystko zmierza ku państwu totalitarnemu - mówiła do zebranych 15-letnia gimnazjalistka Weronika.
- Nie było polityków, przyszli zwyczajni ludzie. Jakaś młoda dziewczyna opowiadała, że urodziła się w wolnej Polsce, i że po raz pierwszy boi się o kraj. Ktoś inny - też młody - zaczął czytać preambułę. Kiedy tłum zaintonował hymn, trudno mi było śpiewać ze wzruszenia - opowiada Ewa Gaj o proteście w Koninie. Łańcuch światła w obronie niezależności sądów odpalono także w Śremie, Wrześni, Koninie, Lesznie, Ostrowie i Gnieźnie.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.