Przez niemal cały ten film myślałem, że to jednak zwykła przekrojówka, a Rami Malek przy całym swym wysiłku nie jest jednak w stanie oddać charyzmy Freddiego Mercury'ego. Aż przyszły ostatnie sceny - koncert Live Aid w Londynie. Wtedy oniemiałem.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.