Wiem, że dyrekcja szpitala i lekarze mają na co dzień masę poważniejszych medycznych problemów na głowie, a jednak na tę operację dobrze byłoby znaleźć chwilę: z automatu na parterze lecznicy trzeba wyciąć - niczym złośliwy guz - fatalne lektury autorstwa Stanisława Michalkiewicza i Tomasza Terlikowskiego. Bo czy to są książki godne miejskiego szpitala w Wolnym Mieście Poznaniu?
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.