Poznańska Ławica to nie olbrzymi hub przesiadkowy, tylko średniej wielkości lotnisko regionalne. Dlatego długie oczekiwanie na bagaże po przylocie mocno denerwuje. Firma odpowiedzialna za ich obsługę przeprasza, ale twierdzi, że to... normalne.
- Mój plecak rozerwał się. Nie mam więc dosłownie nic prócz plastikowych toreb. Trudno w ten sposób funkcjonować. Jeszcze trudniej myśleć o przemieszczaniu się, a tym bardziej powrocie do kraju - mówi Larysa, która przed wojną schroniła się w Poznaniu.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.