Wyjątkowo obfite w ciekawe premiery filmowe były pierwsze tygodnie tego roku. Czy obejrzeli Państwo już wszystko, co chcieli? A może o niektórych filmach nie wiecie? Oto kilka propozycji, ustawionych od najsłabszych do najlepszych, które przygotowałem wraz z zagadkami, których rozwiązanie znajdzie się na końcu przeglądu.
REKLAMA
James Dittiger
1 z 15
"Las samobójców" czyli kaidan, przy którym świeca płonie **
reżyseria: Jason Zada
scenariusz: Nick Antosca, Sarah Cornwell, Ben Ketai
w rolach głównych: Natalie Dormer, Taylor Kinney, Yukiyoshi Ozawa
Najgorsze, co może wydarzyć się w horrorze to nie strach źle dawkowany, zbyt słaby jak na wymagania masochistycznego widza, czy też nazbyt mocny, zmuszający go do przesiedzenia filmu pod kurtką. Znacznie groźniejsze jest dostarczenie tyle strachu, ile trzeba, ale emocjonalne rozminięcie się z nim z widzem. Zupełnie jakbyśmy rozeszli się w środku lasu i poszli każdy swoją ścieżką.
Przez cały czas projekcji ''Lasu samobójców'' miałem to uczucie, że chciałbym w lesie Aokigahara pójść zupełnie gdzie indziej. Skręcić gdzieś, gdzie wydarzy się coś, co jednocześnie nie chciałbym, aby się wydarzało. To pragnienie, aby nie wydarzyło się coś, co się zdarzyć może, jest integralną częścią odbioru horroru. I gdy to pragnienie, by to coś się nie wydarzyło zostaje ostatecznie spełnione, horror przepadł z kretesem.
Jason Zada odnalazł w dalekiej Japonii szkatułkę, której otwierać nie należy, bo uwolni się dżina czy dybuka. Jednocześnie jednak zawierającą największe skarby, o jakich pomarzyć może filmowiec tworzący horror. Nie tylko znalazł niesamowity las Aokigahara, ale przede wszystkim otaczająca go legendę. Dostał do rąk fenomenalny mariaż realnego świata z tym urojonym, znacznie ciekawszy i mocniejszy niż mity o czarownicy z ''Blair Witch Project''. Znalazł prawdziwy horror, który jest zawarty w relacjach prasowych, wierzeniach i opowieściach ludzi, nawet w google i wikipedii. Do dzisiaj. Pełen nie kukieł, a prawdziwie martwych ludzi. Wypełniony nie stworzonymi w głowie lękami, ale autentycznym strachem jako siłą sprawczą, tkwiącym tu od tak dawna, jak dawno w Japonii opowiada się historie kaidan. Miał to wszystko i ... stchórzył.
PS
Wiecie Państwo, co to kaidan? Odpowiedź w recenzji albo na końcu przeglądu.
"Joy" czyli samowyżymający się schemat nie działa ***
reżyseria: David O. Russell
scenariusz: David O. Russell
w rolach głównych: Jennifer Lawrence, Robert De Niro, Bradley Cooper, Edgar Ramirez, Virginia Madsen
David O. Russell doszedł do wniosku, że "Poradnik pozytywnego myślenia" powinien mieć co pewien czas wznowienia. Tak aby się nie zdezaktualizował. Bo zawiera bardzo dobre i skuteczne receptury na kino, które się spodoba. I przyniesie wiele nagród. Szkoda z nich rezygnować.
Zrobił więc "Joy", w której Jennifer Lawrence raz jeszcze spotyka Bradleya Coopera w obecności Roberta De Niro, a wszystkie przeciwności da się pokonać, jeśli ma się w sobie dość uporu i przekonania. Dość siły.
Postawił na pewną rybę. Na dodatek z udziałem złotej rybki, jaką jest Jennifer Lawrence.
Kiedy usłyszałem pierwszy raz o tym, że moja królowa ekranu zagra Joy Mangano, która w 1990 roku wynalazła wspaniałego samowyżymającego się mopa, zaniemówiłem. Cóż może być ciekawego w takim wynalazku? - pomyślałem jak taki idiota, jakbym nie wiedział, że historie nawet bardziej banalnych wynalazków bywają niezwykle ciekawe. I że w gruncie zapewne nie o mopa tu chodzi, ale wszystko co z nim się wiązało. Trud i znój, by gospodyni domowa mopem się całe życie posługujące mogła wreszcie wydobyć się z przypisanej jej roli i zmienić przeznaczenie. Właśnie dzięki mopowi. Wciąż jednak nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że ta opowieść wygląda mi na miałką.
Niestety, nie pomyliłem się.
PS
Jennifer Lawrence podczas ostatniej gali Złotych Globów ostro potraktowała jednego z dziennikarzy. Wiecie Państwo dlaczego? Odpowiedź na końcu przeglądu.
"Pitbull. Nowe porządki" czyli nowe porządki są już znacznie łatwiejsze ***
reżyseria: Patryk Vega
scenariusz: Patryk Vega
w rolach głównych: Piotr Stramowski, Bogusław Linda, Maja Ostaszewska, Andrzej Grabowski, Krzysztof Czeczot
Popularność pierwszego "Pitbulla" z 2005 roku wynikała nie tylko z jego autentyczności, stanowiącej bez wątpienia największy walor tego filmu, ale również z powiewu świeżości. Kino kryminalne - zdawałoby się najbardziej wyeksploatowany temat świata (choć nie tak jak w literaturze), odmieniony przez wszystkie przypadki w dziełach wielkoekranowych, ale chyba jeszcze bardziej w serialach. Co tu dodać? A Patryk Vega dodał. "Pitbull" był powiewem świeżości. To duża umiejętność obsadzić płodami dawno zaoraną ziemię.
"Nowe porządki" to kontynuacja hitu kinowego sprzed 10 lat. I już nie tak udana, ze znacznie słabszą obsadą, dzięki której Patryk Vega mógł budować wielowątkowość swego dzieła.
Jest w drugiej części "Pitbulla" wracający do kina akcji Bogusław Linda, tym razem jako bezwzględny szef grupy mokotowskiej. Porażający okrutną prostotą swego działania, w sporej mierze bezczelnego i wyzywającego. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to postać przeciekawa, jakiej w "Pitbullu" nigdy nie było, w stylu dawnych seriali gangsterskich lat 90. takich jak "Ekstradycja". Bogusław Linda jednak, ten król kina akcji, cesarz przeładowanej giwery i faraon "zrobię porządek z wami wszystkimi" tym razem jednak okrutnie zawodzi, jakby rzeczywiście wyszedł z obiegu raz na zawsze.
Z punktu widzenia Poznania i Wielkopolski ciekawe jest też to, że Bogusław Linda gra tu kibica Legii Warszawa, którego przestępcza mentalność wykuła się na tle konfliktu z chuligańskimi bojówkami Lecha Poznań. To wtedy skomplikowała mu się sytuacja rodzinna, to wówczas uznał, że zawiódł jako ojciec, człowiek, na całej linii. Wątek ustawek między Legią a Lechem został tu przez Patryka Vegę wykorzystany, nawet chwilami chyba prześwietlony i przerysowany, przez co stał się nieczytelny. Wygląda tu na intruza. Ale jest i odgrywa w filmie bardzo ważną rolę.
PS
Znacie Państwo jeszcze jakiś film, w którym pojawia się Lech Poznań? Odpowiedź na końcu przeglądu.
kina: Cinema City Kinepolis, Cinema City Plaza, Multikino 51, Multikino Stary Browar, Multikino Malta, Charlie Monroe Malta, Helios (Gniezno), Helios (Piła), Centrum (Kalisz), Cinema Galeria Tęcza (Kalisz), Oskard (Konin), Cinema (Leszno), Komeda (Ostrów Wlkp.), Echo (Jarocin), Noteć (Chodzież), Baszta (Środa Wlkp.), Światowid (Czarnków),
JAAP BUITENDIJK
4 z 15
''Most szpiegów'' czyli jaka zimna ta wojna ***
reżyseria: Steven Spielberg
scenariusz: Matt Charman, Joel Coen, Ethan Coen
w rolach głównych: Tom Hanks, Mark Rylance, Sebastian Koch, Alan Alda, Austin Stowell
Jeżeli jednostka, na dodatek taka jak Tom Hanks, ma czystością swych intencji rozbroić atomowe arsenały dwóch mocarstw, nie może być inaczej. Film musi się stać stereotypowy i nadzwyczajnie prosty. To dlatego Steven Spielberg rezygnuje w "Moście szpiegów" z wszelkich komplikacji, o które ów film aż się prosi. Mimo wszystko, to jednak szpiegowska intryga. Całkiem ciekawa, muszę przyznać i to - przyznaję - najciekawsza z punktu widzenia komunistycznej strategii negocjacyjnej. To, co próbują ugrać w tym filmie Amerykanie jest oczywiste. Znacznie bardziej interesujące są interesy bloku wschodniego i sposób ich załatwiania w dobrze nam znany sposób, przy wykorzystaniu "bratnich krajów". Bułgarami w swych interesach Związek Radziecki posługiwał się nie raz, nawet w sporcie - przeczytajcie chociażby to. Tutaj do gry wchodzi Niemiecka Republika Demokratyczna, zwłaszcza w osobie znanego z "Życia na podsłuchu" niemieckiego aktora Sebastiana Kocha. A wtedy robi się naprawdę ciekawie, bo całość staje się tym, czym zawsze była wojna szpiegów - grą. Próbą sił i nacisków, sprawdzaniem elastyczności stanowisk i tego, ile można przegiąć by nie pękły.
Kiedy Steven Spielberg zrobił "Monachium", otworzyłem oczy ze zdumienia. Zobaczyłem w nim bowiem reżysera, którym nigdy dotąd nie był. Reżysera, robiącego film demoniczny i niezwykle oryginalny. Bez uproszczeń, jakie dotąd stosował. Bez pardonu, jaki zawsze go charakteryzował. "Monachium" było inne, w pewnym konstrukcyjnym sensie wręcz fenomenalne. Teraz jednak wiem, że stanowiło po prostu dla Stevena Spielberga film niezwykle osobisty. Spielberg zawsze kręcił je o tym, co go osobiście dotyczy, ale akurat "Monachium" dotyczyło go szczególnie.
"Most szpiegów" już taki nie jest. Nie jest to kino szpiegowskie w stylu Tomasa Alfredsona. To klasyczne kino spielbergowskie, dość gładko rozdzielające mrok od światła. I tak jak lubię Spielberga i jego filmy, tak tutaj w sumie mi tego szkoda. Wychodzę bowiem z kina z przeświadczeniem, że dałoby się z tego filmu wyciągnąć znacznie więcej niż tylko lekcję historii i przypowieść o stojącym człowieku.
"Nienawistna ósemka" czyli gra w karty z Quentinem Tarantino ****
reżyseria: Quentin Tarantino
scenariusz: Quentin Tarantino
w rolach głównych: Samuel L. Jackson, Kurt Russell, Jennifer Jason Leigh, Walton Goggins, Tim Roth
Kiedyś, wzorem Akiry Kurosawy, "Siedmiu wspaniałych" broniło meksykańskiej wioski przed wymuszającymi haracz bandytami. Broniąc jej, wylało fundament pod klasykę westernu. Teraz, u Quentina Tarantino w filmie jest ósemka i na dodatek nie wspaniała, a nienawistna.
Nadal jednak klasyczna. Quentin Tarantino bowiem jak nikt na świecie potrafi przypominać, co to klasyka i jak pojemna jest kiczowatość światowego kina. I jakże diabelnie ważna. Niekiedy, gdy go oglądam, mam wrażenie że w głębi duszy zawsze o tym wiedziałem, ale dopiero Quentin Tarantino mi to uświadomił. Fundamentem wylanym pod klasykę kina jest kicz.
Sposób, w jaki Tarantino robi filmy jest marką, jedną z najbardziej charakterystycznych we współczesnym kinie. To jest tak znamienne, że gdyby nagle zrobił film inaczej, bylibyśmy zapewne zdezorientowani, jakby ktoś zgasił światło. To trochę jak z pisaniem - styl i pióro są jak linie papilarne, po których można łatwo rozpoznać człowieka. Styl kręcenia filmów, również. W obu wypadkach jednak bardzo cienka jest granica oddzielająca oryginalność od manieryczność.
"Nienawistna ósemka" jest chyba najbardziej manierycznym filmem Quentina Tarantino. To chyba także najbardziej teatralny jego film, ograniczony do jednej scenerii, jednego pomieszczenia, w którym zamkniętych jest tych ośmioro niczym w dawnych zagadkach "dowiedz się, kto zabił" albo "ustal, kto jest kim", zadawanych sobie na koloniach i obozach harcerskich od niepamiętnych czasów. Albo w stylu znikających Murzynków Agathy Christie.
PS
Wiecie Państwo o nakręceniu jakiego filmu marzy Quentin Tarantino? Odpowiedź na końcu przeglądu.
kina: Cinema City Kinepolis, Cinema City Plaza, Multikino 51, Multikino Stary Browar, Multikino Malta, Muza, Pałacowe, Baszta (Środa Wlkp.), Helios (Gniezno), Helios (Piła), Oskard (Konin)
materiały prasowe
6 z 15
"Dziewczyna z portretu" czyli i Bóg stworzył kobietę ****
reżyseria: Tom Hooper
scenariusz: Lucinda Coxon
w rolach głównych: Eddie Redmayne, Alicia Vikander, Matthias Schoenaerts, Ben Whishaw, Sebastian Koch
Młoda i utalentowana Szwedka Alicia Vikander kandyduje za ten film do Oscara za zagranie Gerdy, żony duńskiego malarza Einara Wegenera - mężczyzny, który nieco dla żartu przebrany przez żonę w kobiece fatałaszki odkrywa w sobie transseksualną naturę. Skryta dotąd, wychodzi na wierzch i doprowadza go do pierwszej w dziejach świata, historycznej operacji zmiany płci, do której doszło w Dreźnie w Niemczech w 1930 roku.
Owszem, Einar Wegener alias Lily Elbe to postać historyczna. Cała ta opowieść oparta jest na faktach, choć mało znanych. O wielu najważniejszych i przełomowych operacjach w dziejach medycyny wiemy sporo, ta była dotąd pomijana. Choć z punktu widzenia Lily Elbe ratowała jej życie, a przynajmniej jego sens.
Tom Hooper, autor świetnego "Jak zostać królem" z Colinem Firthem w roli króla Jerzego VI, nie zrobił jednak filmu ściśle historycznego. Bynajmniej. Jego dzieło, rozgrywane w świecie kopenhaskich, a z czasem także paryskich malarzy i twórców, samo jest bardziej namalowane niż nakręcone.
I nie Lily Elbe alias Einar Wegener jest tutaj jedyną bohaterką/bohaterem. To film w dużej mierze o jego żonie. To film, w którym Alicia Vikander odgrywa rolę pierwszoplanową jak rzadko kiedy. To z pewnością najpoważniejszy walor "Dziewczyny z portretu", bowiem emocje rozkochanej w swym mężu żony, która dowiaduje się, że w głębi duszy jest on kobietą, są - wybaczcie mi - nawet bardziej interesujące niż sama Lily.
PS
W którym roku przeprowadzono pierwszą operację zmiany płci w Polsce? Odpowiedź na końcu przeglądu.
kina: Cinema City Kinepolis, Cinema City Plaza, Multikino 51, Multikino Stary Browar, Multikino Malta, Rialto, Cinema Galeria Tęcza (Kalisz), Cinema (Leszno)
materiały prasowe
7 z 15
"Sekret w ich oczach" czyli Julia Roberts 13 lat później ****
reżyseria: Billy Ray
scenariusz: Billy Ray
w rolach głównych: Chiwetel Ejiofor, Julia Roberts, Nicole Kidman, Dean Norris, Alfred Molina
Już nawet nie o to chodzi, że Julia Roberts dobrze zagrała policjantkę, która traci zamordowaną córkę. Córkę, o której sama mówi "ona definiowała mnie jako osobę". Nie tylko w tym rzecz, choć kiedy widzę pozornie łatwą (z aktorskiego punktu widzenia, rzecz jasna) do zagrania scenę, w której dowiaduje się ona o stracie i rozpacza, to dopiero Julia Roberts pokazuje mi, jak niełatwe to jest do zagrania. Jakie to niszczące, wypalające, przenikające człowieka przez skórę, mięśnie aż po wnętrze kości, wyrywające duszę.
Zabrzmi to może idiotycznie, proszę wybaczyć, ale Julia Roberts rozpacza w sposób absolutnie niesamowity. Profesjonalny, ale i prawdziwy zarazem. Trzeba mieć wielki kunszt, by tak rozpaczać na ekranie.
"Syn Szawła" czyli Antygona z działem utylizacji zwłok ****
reżyseria: László Nemes
scenariusz: László Nemes, Clara Royer
w rolach głównych: Géza Röhrig, Levente Molnár, Urs Rechn, Jerzy Walczak
Powiadają, że w tym roku zdecydowanym i absolutnym faworytem do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego są Węgrzy. Tak mówią, bo wzięli już Złotego Globa. No ale w 1954 roku na mundialu w Szwajcarii też byli zdecydowanym faworytem, a i tak wygrali Niemcy...
"Syn Szawła" to film o Holokauście, a ta tematyka w Akademii Filmowej cieszy się wielkim uznaniem. Mimo tego, że wydaje się iż jest to temat wyeksploatowany. Co nie znaczy, że należy go odłożyć do lamusa. O Holokauście będzie się kręciło i - co ważne - powinno się kręcić wciąż i wciąż, aby popioły nigdy na dobre nie rozwiały się na wietrze i nie rozpuściły w rzece.
Pytanie jednak jak to robić, skoro kino to nie sala do nauki historii. Jak pokazać Holokaust i obóz koncentracyjny, aby z punktu widzenia sztuki filmowej okazał się to temat nie tylko ważny, ale również ciekawy. Jedno starannie trzeba bowiem oddzielić od drugiego, bo przecież gdy powstają nieciekawe filmy na ważne tematy, dzieje się coś szczególnie niepokojącego.
Węgrom udało się stworzyć film, w którym obóz koncentracyjny wygląda w tle niemal jak wielki zakład pracy. Jak korpo, w którym wszyscy uwijają się jak mrówki, by nadążyć z obowiązkami. Po zwłoki zagazowanych właśnie ludzi, po ich rzeczy i ubrania biegają jak po spinacze na drugie piętro, a popiół z ludzkich ciał wysypują jak węgiel do piwnicy. To jest efekt porażający i iście po nowemu sfilmowany.
PS
Ile razy Węgrzy sięgnęli po Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny? Odpowiedź w recenzji albo na końcu przeglądu.
kina: Multikino Stary Browar, Charlie Monroe Malta, Pałacowe, Centrum (Kalisz)
materiały prasowe
9 z 15
''Zupełnie Nowy Testament" czyli Bóg dla średnio zaawansowanych ****
reżyseria: Jaco Van Dormael
scenariusz: Jaco Van Dormael
w rolach głównych: Pili Groyne, Benoit Poelvoorde, Catherine Deneuve, Yolande Moreau
Bóg mieszka w Brukseli, jest wyjątkowo złośliwym draniem, spędzającym cały czas na wymyślaniu dla ludzi rozmaitych dolegliwości i drobnych, acz irytujących sprawek prawideł typu "sąsiednia kolejka zawsze porusza się wolniej". Ma żonę, córkę i wredny śmiech.
Obrazoburcze?
Otóż wiele na to wskazuje, a jednak nie! Belgijski reżyser Jaco Van Dormael zdołał stworzyć film dotykający spraw naprawdę ryzykownych, wprowadzający córkę Boga i sześciu dodatkowych apostołów, z których jeden jest seksualnym maniakiem, a jednak nie narusza ani uczuć religijnych, ani nawet nie zbliża się do takiej obrazy. Stąpa pewnie, w sposób niezwykle zabawny, zdystansowany, pogodny i konwencją swego filmu nawiązujący mocno do słynnej "Amelii".
Słowem - robi film nie o tym jaki to Bóg wredny, ale o nieobecności Boga w ludzkim życiu. Powołuje do życia apostołów, pisze testament, a jednak nie poucza i nie wygłasza kazań. Boskie dzieło odnajduje w najprostszych historiach, opowiedzianych na dodatek w sposób niezwykle ujmujący, bo z dziecięcego punktu widzenia. Dzieci zaś są specjalistami od szczegółów.
A to przecież diabeł tkwi w szczegółach, nie Bóg - prawda?
"Creed: Narodziny legendy" czyli Rocky VII nokautem kończy sagę *****
reżyseria: Ryan Coogler
scenariusz: Ryan Coogler, Aaron Covingtoni
w rolach głównych: Michael B. Jordan, Sylvester Stallone, Tessa Thompson
- Ja jestem przeszłością, ty przyszłością - powiedział do niespełna trzydziestoletniego reżysera Ryana Cooglera niespełna siedemdziesięcioletni mistrz Sylvester Stallone. Wniósł do tego filmu wszystkie pasy mistrzowskie, jakie zdobył podczas swej aktorskiej kariery.
Swoją drogą to niezwykłe, jak w epoce Sylvestra Stallone dało się wykreować postaci popkultury z prawdziwego zdarzenia. Postaci niekwestionowane do dzisiaj jak Rambo czy Rocky.
"Creed: Narodziny legendy" to nie tylko sentymentalna podróż do początków legendy o Rockym Balboa, bokserze z Filadelfii, zwanym "Włoskim Ogierem". To także zwieńczenie całej 40-letniej już sagi opowieścią o tym jak pretendent został mistrzem, jak z ringowego zawadiaki przemienił się w skruszonego, pokornego już niezwykle wobec życia trenera. Tylko w ten sposób mógł przygotować następcę, granego przez Michaela B. Jordana (nie mylić z koszykarzem Chicago Bulls) synem dawnego rywala i największego przyjaciela, Apollo Creeda.
Człowieka, który odegrał niezwykle istotną rolę w opowieści o Rockym, ale o którym mało kto pamięta, iż prawdopodobnie to on był najlepszym pięściarzem jacy się przez siedem już części sagi przewinęli.
Zwieńczenie sagi wydawać by się mogło jedynie zwykłym pasożytem, który na zbudowanej legendzie Rocky'ego Balboa i Apollo Creeda żeruje. Zakrawać może na podróbkę, na jaką zakrawa młody Adonis Creed, podążający śladem ojca. Tak jak on jednak staje się jakością samą w sobie. Nie tylko dodaną do całości, ale własną.
Nie wyobrażałem sobie, że historię o Rockym można zwieńczyć tak pięknie i tak dojrzale, budując kto wie czy nie najlepsze walki bokserskie w dziejach kina (sami zobaczcie gdzie), kto wie czy nie najciekawszą opowieść, kto wie czy nie najbardziej dojrzałą relację międzyludzką, jaką kiedykolwiek w "Rocky'm" widzieliśmy.
I kto wie, czy ostatecznie nie najlepszą kinowo część całości. Nie tak legendarną, nie tak symboliczną (spodenki Apolla, schody przed filadelfijskim Muzeum Sztuki Współczesnej), ale jednak ewolucyjnie najdoskonalszą.
PS
Pamiętacie Państwo, ile walk w ringu przegrał na ekranie Rocky Balboa? Odpowiedź na końcu przeglądu.
"Excentrycy" czyli czy można sobie założyć ojczyznę? *****
reżyseria: Janusz Majewski
scenariusz: Janusz Majewski, Włodzimierz Kowalewski
w rolach głównych: Maciej Stuhr, Natalia Rybicka, Sonia Bohosiewicz, Wiktor Zborowski, Anna Dymna, Wojciech Pszoniak
"- Przepraszam, czy myśmy przeszli na ty?
- A co niby robiliśmy przez całą noc w łóżku?"
Wybrałem dla Państwa akurat taki bon mocik z filmu "Ekscentrycy". Jeden z bardzo, bardzo wielu i bynajmniej nie najlepszy. Resztę pozostawię, rzecz jasna, Państwa przyjemności, jaką niewątpliwie dostarczy w kinie ten film.
Mnie dostarczył.
Jest w "Ekscentrykach" gwiazdozbiór postaci nie z tej ziemi. Jest w nich przede wszystkim muzyka. Kosmopolityczna, a jednak niezwykle indywidualna i prywatna enklawa, mała ojczyzna stanowiąca ekscentryczną alternatywę rzeczywistości. Nie tylko tej PRL-owskiej z lat 50. Rzeczywistości wszelkiej, która nakazuje określić się w ramach, w jakich nie każdy określać się ma zamiar. Czy można sobie zatem założyć własną ojczyznę? Na przykład taką, w której jedynie gra się swing i śpiewa po angielsku, nic więcej?
kina: Cinema City Kinepolis, Cinema City Plaza, Multikino Stary Browar, Multikino Malta, Komeda (Ostrów Wlkp.), Światowid (Czarnków)
12 z 15
''Przebudzenie Mocy'' czyli wielka kariera pewnej zdrady *****
reżyseria: JJ Abrams
scenariusz: Lawrence Kasdan, JJ Abrams, Michael Arndt
w rolach głównych: Harrison Ford, Carrie Fisher, Mark Hamill, Daisy Ridley, John Boyega, Adam Driver
W siódmym, najnowszym epizodzie "Przebudzenie Mocy" 73-letni już (sic!) Han Solo (Harrison Ford) powiada znamienne słowa: "Moc. Jej Ciemna Strona. Rycerze Jedi... też myślałem, że to jakieś bujdy. Ale to szczerza prawda. Każde słowo. To wszystko istniało."
Gdy patrzę na swoich siostrzeńców, fascynujących się postaciami z "Gwiezdnych wojen" zanim jeszcze obejrzeli film, mam ochotę powiedzieć im to samo, co Han Solo. Opowiedzieć im o tym wszystkim, co wydarzyło się w związku z "Gwiezdnymi wojnami" w ostatnich 36 latach. O tym, co się działo i co wydarzyło się z nami, ludźmi którzy zanurzyli się w ten świat i dobrze im w nim. Trudno komuś spoza tego świata wyjaśnić, dlaczego się to zrobiło i że taki świat "Gwiezdnych wojen" jednak istnieje w alternatywnej rzeczywistości, a jednak to wszystko prawda. Każde słowo.
Jak to wszystko opowiedzieć tym maluchom? Jak im streścić 36 lat tej epopei? Nie da się. Świat "Gwiezdnych wojen" muszą odkryć sobie sami. Krok po kroku.
- To jest to! - powiadają fani, którzy po zupełnej alternatywie jaką były "Mroczne widmo", "Atak klonów", "Zemsta Sithów", dostają teraz "Gwiezdne wojny" w starym stylu. Bezpieczne, bez mielizn i dziwnych eksperymentów. Takie, na jakie czekali. Nie dziwię się, że są zadowoleni.
Ja też w gruncie rzeczy jestem, choć nie do końca. To, co stanowi o sile i prawdopodobnie wielkim sukcesie "Przebudzenia Mocy" w mojej ocenie także przyczynia się do jego słabości. Ma po prostu również Ciemną Stronę.
kina: Cinema City Kinepolis, Cinema City Plaza, Imax, Multikino 51, Multikino Stary Browar, Multikino Malta, Cinema Tęcza (Kalisz), Cinema (Leszno)
PALKA ROBERT
13 z 15
"Moje córki krowy" czyli póki masz się z kim kłócić *****
reżyseria: Kinga Dębska
scenariusz: Kinga Dębska
w rolach głównych: Agata Kulesza, Gabriela Muskała, Marian Dziędziel, Małgorzata Niemirska, Marcin Dorociński, Łukasz Simlat, Maria Dębska
W samym środku filmowej dyskusji o tym, jak należy robić filmy o umieraniu i kresie tego, co kresu zdawało się nie mieć, do rozmowy zgłasza się Kinga Dębska i robi film zupełnie w tej sprawie nowy. I zaskakujący, choć najbardziej zaskakujące jest w nim to, że zaskakuje.
Zastanawiałem się, jakie określenie pasowałoby najlepiej do tego filmu. Pewnie użyłbym słowa "przeciętny", gdyby nie fakt, że ma ono określenie pejoratywne. Przeciętny, czyli nijaki, bezbarwny, średni taki.
"Moje córki krowy" tymczasem to film przeciętny, bo pokazuje sprawy nam przeciętne. Pospolite, codzienne i przez to niezwykle bieżące. Jego przeciętność oznacza, że dotyka kwestii uniwersalnych dla każdego. Prawd wszechstronnych.
Odejście bliskich, najczęściej rodziców. Któż z nas, przeciętnych, tego nie przeżył. Albo przeżyje. Doświadczy końca pewnego świata, który przez tyle lat zdawał się nie mieć końca. Takiego świata, którego ramy wyznaczali rodzice. Przeżyje zawalenie się go i redefinicję związanych z nim wartości. To jest właśnie największa uniwersalność tego typu filmu - dotyczy każdego.
kina: Cinema City Kinepolis, Cinema City Plaza, Multikino 51, Multikino Stary Browar, Multikino 51, Charlie Monroe Malta, Helios (Gniezno), Helios (Piłą), Helios (Konin), Centrum (Kalisz), Cinema Galeria Tęcza (Kalisz), Cinema (Leszno), Komeda (Ostrów Wlkp.), Baszta (Środa Wlkp.), Światowid (Czarnków), Sokolnia (Słupca)
materiały prasowe
14 z 15
"Big Short" czyli kłamstwo ma bardzo niestabilne nogi *****
reżyseria: Adam McKay
scenariusz: Adam McKay, Charles Randolph
w rolach głównych: Steve Carrell, Christian Bale, Ryan Gosling, Brad Pitt, Jerermy Strong, Melissa Leo
Poczęstowany cytatem z nieśmiertelnego Marka Twaina "Kłopoty mają nie ci, którzy czegoś nie wiedzą, ale ci, którzy uważają, że wiedzą, tymczasem się mylą", pomyślałem że "Big Short" będzie filmem o pomyłce. Straszliwej pomyłce całej ludzkości, zwłaszcza lwiej części światowej finansjery, która oparta na wadliwych przesłankach uznała, że wszystko na świecie jest ok. A było cholernie od tego ok daleko. Świat runął, w 2008 roku wielki kryzys - największy od 1929 roku - zaatakował z olbrzymią siłą i w jednej chwili zamiast słuchać muzyki w radiu albo oglądać programy o modelkach, śpiewaniu i gotowaniu, zaczęliśmy szukać w mediach serwisów gospodarczych.
Tak myślałem i przez długi czas "Big Short" upewniał mnie, że tak właśnie jest. Że to historia kilku ludzi, którzy wbrew wszystkim przewidzieli wielki kryzys 2008 roku. Przewidzieli, gdyż był on absolutnie logiczny. Wynikał z liczb, z prawideł, z obserwacji. Jak to zrobili? Jak im się udało? Jak wytrzymali presję?
"Big Short" jednak w pewnym momencie z opowiastki o przewidywaniu, analizach, przekonaniu o własnym zdaniu na przekór wszystkim i takim tam drobiazgach przeistacza się w coś znacznie poważniejszego. W pełnokrwisty thriller o ogromnej sile przerażania widza. Nie trwożą tu bowiem wymysły wyobraźni, ale rzeczy, które miały i mają miejsce wokół nas codziennie i w każdej chwili. Trwożą przekręty na niewielką skalę. Nie dlatego, że opiewają na gigantyczne sumy, ale dlatego że są powszechne. Wszechobecne kłamstwo na niesłychaną skalę. Kłamstwo, które stanowi fundament wylany pod świat.
1. Kaidan to japońskie opowieści grozy, które opowiadano sobie w ramach hyaku-monogatari, zabawy w straszenie się sięgającej jeszcze czasów szogunatu Tokugawy w XVII wieku. W ramach tej zabawy po każdej kolejnej opowieści gaszono jedną ze świec czy lamp. Z każdą więc robiło się więc coraz mroczniej i klimatyczniej, a rytuał miał także pozwalać duchom yokai stopniowo zbliżać się coraz bardziej i bardziej.
2. Jennifer Lawrence oburzyła się podczas Złotych Globów, że dziennikarz nie wyłączył komórki podczas konferencji.
3. Inne znane wypadki filmów z udziałem Lecha Poznań to: "Skrzydlate świnie", gdzie kibice Lecha i ich doping stanowią wzór dla szefa nowego klubu z Grodziska, granego przez Cezarego Pazurę; "Pokłosie", gdy kibicowanie Lechowi staje się powodem bójki w knajpie, czy też "Złoty środek", w którym Izabela Kuna podnieca się grającym w Lechu graczem z Peru. Zagrał go ... Roger Guerreiro.
No i oczywiście "Poznań'56", gdzie podczas walk w Poznaniu wznosi się okrzyki "Kolejorz"
4. Quentin Tarantino zawsze chciał nakręcić erotyk.
5. Pierwszą w Polsce operację zmiany płci przeprowadzono w 1969 roku.
6. Węgry dostały Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego raz - w 1981 roku. Otrzymał je film "Mefisto" Istvana Szabo, a zagrali w nim Klaus-Maria Brandauer oraz ... Krystyna Janda
7. Rocky Balboa przegrał całkiem sporo, bo aż trzy walki w siedmiu filmach - pierwszy pojedynek z Apollo Creedem ("Rocky), pierwszą walkę z Jamesem "Maczugą" Langiem ("Rocky III"), wreszcie starcie z Masonem Dixonem ("Rocky Balboa")
A propos "Moje córki krowy", czy we wszystkich polskich filmach musimy śmiać się wciąż z tego samego, czyli z wulgaryzmów? Przeżywam właśnie podobną sytuację do filmowych bohaterek, niestety dla mnie ten film nie jest do końca prawdziwy, nie śmiałam się jak p.Dziędziel wołał do córek "Ci*py", a najbardziej fałszywym dźwiękiem w całym utworze była scena, w której lekarka w szpitalnej toalecie, przy myciu rąk i całkiem mimochodem informuje p.Kuleszę, że Mama właśnie odeszła... Wiem, że to miało być przerysowane, ale to chyba nie ten moment, nie ten czas i nie ten temat, tak się w życiu nie dzieje :-(
@lmanczak
Ta scena trochę przypominała mi cynizm Danuty Stenki z "Chemii" albo Andrzeja Konopki w roli lekarza w "Żyć nie umierać" z Tomaszem Kotem. Scenami tymi rządziła podobna stylistyka. Ciekawie to Pan/Pani wyłapała w "Moich córkach krowach".
Pozdrawiam
Radosław Nawrot
@rana2
Obejrzałam w ten sam dzień dwa filmy, z których tematyką miałam okazję osobiście zetknąć się w życiu, subiektywnie daję dużo wyższą ocenę za prawdziwość "Dziewczynie z portretu". Pozdrawiam :-)
Wszystkie komentarze