Nie wszyscy mają czas i środki, by wybrać się do kina. Od czego zatem jest telewizja! Dla tych, co cenią sobie domowe ciepełko przygotowałem kilka propozycji weekendowych wraz z zagadkami. Tym razem ustawiłem je w kolejności chronologicznej, od piątku do niedzieli. Najserdeczniej zapraszam
REKLAMA
materiały prasowe
1 z 15
"Wojna polsko-ruska" czyli wiele się dzieje, jeszcze więcej się nie dzieje
reżyseria: Xawery Żuławski
scenariusz: Xawery Żuławska
w rolach głównych: Borys Szyc, Roma Gąsiorowska, Maria Strzelecka
Dawno w polskim kinie nie było tak odważnego i nowatorskiego, ale i tak kompletnie postrzelonego filmu. Czy to z powodu Doroty Masłowskiej, która w "Wojnie polsko-ruskiej" ma rólkę małą, ale świetną? Rolę demiurgicznej narratorki.
Jej książka była cudowną ekstrawagancją. Film Xawerego Żuławskiego również. Ekstrawagancją, pytanie czy cudowną. Jeżeli w większości przypadków mówić możemy o adaptacjach, to ten film w sporej mierze nadal pozostaje książką.
Ma jednak coś, czego ona nie ma - obsadę. I Borysa Szyca w biało-czerwonym dresie, w ciele odrażającym i z zupełnie dobrymi reklamówkami, które ludzie powyrzucali.
PS
A wiecie Państwo, który aktor miał zagrać początkowo Silnego zamiast Borysa Szyca? Ponoć był idealny, ale termin kręcenia zdjęć mu nie pasował. Odpowiedź na końcu przeglądu.
emisja: piątek godz. 20.10 (Ale Kino)
materiały prasowe
2 z 15
"Jestem legendą" czyli sam jak taki pies
reżyseria: Francis Lawrence
scenariusz: Akiva Goldsman, Mark Protosevich
w rolach głównych: Will Smith, Alice Braga
Spośród wszystkich trzech "Legend" najbardziej cenię sobie komiks. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Ale i książka Richarda Mathesona jest niezłe. Film Francisa Lawrence'a powstał na ich podstawie, ale tu wampiry i inne zagrożenia zostały wymienione na wirus. Na nowy i bardziej uniwersalny rodzaj zagrożenia.
W filmowej wersji nie ma tylu zakrętów i dramatów, jak w komiksowym i książkowym pierwowzorze. Jest jeden zasadniczy punkt zwrotny, za to dość przejmujący. I ta niezwykła scena z manekinami.
Jest także samotność perwersyjnie podniecająca, choć Will Smith jej do końca nie sprostał. Jest jaskrawym przykładem tego, że samotność na ekranie to najtrudniejsze wyzwanie dla aktora.
PS
W filmie tym Will Smith gra w golfa na pokładzie amerykańskiego lotniskowca. Co to za okręt? Odpowiedź na końcu przeglądu.
emisja: piątek godz. 22 (TVN)
materiały prasowe
3 z 15
"Bardzo poszukiwany człowiek" czyli wróg twój mija cię ulicą
reżyseria: Anton Corbijn
scenariusz: Andrew Bovell
w rolach głównych: Philip Seymour Hoffman, Grigorij Dobrygin, Rachel McAdams, Willem Dafoe, Nina Hoss, Daniel Brühl
Świetny Philip Seymour Hoffman to jedno, intryga to drugie, niepewność i nieokreślenie, kto tutaj jest w porządku, a kto nie - to trzecie, a obłąkanie związane z post-wrześniowym światem pozbawionym wież WTC i poczucia bezpieczeństwa - to czwarte. W tym filmie nie będziemy nigdy pewni, komu wierzyć i kogo się naprawdę obawiać. Nie będziemy wiedzieli, czy na pewno dobrze obstawiliśmy żetony na planszy, która aż skłania do emocjonalnego hazardu. Nie będziemy tego wszystkiego pewni także dlatego, że przez całą projekcję będzie nam towarzyszyło wszechogarniające uczucie braku racjonalności, jakiej po 11 września 2001 roku pozbawił się świat. Muhammad Atta i jego kamraci nie tylko zburzyli wieżowce i poczucie stabilności, ale postawili wszystko na głowie.
A jeśli tak, to Philip Seymour Hoffman pasuje do tej historii jak ulał. On cały wygląda tak, jakby od początku wiedział, że to wszystko jest bez sensu. Wszystkie te szpiegowskie szarady, którymi karmił się John le Carré przez 50 lat, straciły rację bytu. Świat już nie potrzebuje szarad i finezyjnej gry, skoro doprowadziły go one niemal do zguby.
Został ponury pejzaż wywiadowczych intryg, niejednoznaczny i zakryty chmurą tytoniowego dymu maskującego rysy i intencje agentów i informatorów, zostały prochowce, w których łatwo ukryć rewolwer i paczki papierosów z grypsami dyskretnie przekazywane w barze, zostali zwiadowcy w metrze i kamery w ścianie. Zostały ulice wszelkich Hamburgów tego świata, na których nie wiadomo, kto jest tak naprawdę kim. Wzrósł radykalizm oraz podszyty strachem cynizm i to wcale nie tam, gdzie byśmy się tego spodziewali.
emisja: piątek godz. 21.55 (Canal+ Film)
materiały prasowe
4 z 15
"Psy" czyli nie dasz rady, byłem wyższy stopniem
reżyseria: Władysław Pasikowski
scenariusz: Władysław Pasikowski
w rolach głównych: Bogusław Linda, Marek Kondrat, Cezary Pazura, Janusz Gajos
Przed komisją staje w trym filmie cały nasz poprzedni system, aby zostać zweryfikowanym - czy nadaje się do służby w nowej Polsce (do samego końca), czy nie. I powiem krótko - zrobić taki film w 1992 roku, wrzucić do niego Janka Wiśniewskiego niesionego po libacji na drzwiach, Waldka z aparatem na złomowisku i Janusza Gajosa co zamawia whisky z colą, której nie ma - to wielka rzecz.
Nawet dzisiaj "Psy" byłyby wielkim wydarzeniem i istotnym nowum, traktującym transformację i PRL tak, jak nikt nie potraktował. A Wtedy?
Tu nie ma co gadać, tu trzeba oglądać!
PS
Z jakiego miasta pochodził starszy stopniem major Gros, którego gra Janusz Gajos? Odpowiedź na końcu przeglądu.
w rolach głównych: Brad Pitt, Logan Lerman, Shia LeBeouf, Jon Bernthal, Michael Pena
David Ayer nie jest samobójcą. On wie, że dzisiaj film wojenny w stylu ''Czterej pancerni i pies'' w XXI wieku już nie przejdzie. W jego filmie zatem wojna także musi odcisnąć na bohaterach traumatyczne piętno. Taki jest wymóg współczesnej widowni - dzisiaj wojna nie może być już na ekranie ani sympatyczna, ani zabawna. Musi być taka jaka była - straszna.
Nawet jednak wtedy, gdy amerykańscy pancerniacy muszą mierzyć się z demonami wojny, nie mam wątpliwości, iż to tylko fasada. Gdy załoga Shermana patrzy na siebie zali nienawistnie, zali zazdrośnie, też nie wątpię w makijaż, jakim sceny owe stać się mają dla całej tej historii.
Przychodzi bowiem co do czego i wszystko co dotąd niosła ''Furia'' staje się jedynie pretekstem do tego, by sobie postrzelać. By w dramatycznym boju powalić Tygrysa, a batalion SS zmienić w manekiny z flipperów, kukły pozorantów do pakowania im kul między oczy i śrubowania licznika powalonych wrogów. Nie kłaniać się kulom i zwyciężyć albo paść z honorem.
Suma sumarum jeden czołg raz jeszcze wygrywa wojnę, jak za dawnych lat. Jak za złotych czasów kina wojennego, które kształtowało świadomość chłopców bawiących się potem w ''strzelanino'' między garażami i drzewami na podwórku.
Staje się ''Furia'' filmem dla dużych chłopców, którzy mają na półkach modele Tygrysów i których podnieca wojna, strzelanie, a nade wszystko creme de la creme - czołgi. Stanowi rodzaj konwencji, która wykorzystując to, co w dziejach ludzkości najbardziej krwawe i odczłowieczone, pozwala wielu ludziom realizować ich hobby - zainteresowania militariami. Słowem: staje się ''Furia'' filmem, na jaki wielu miłośników batalistyki w skrytości ducha czekało, ale nie miało odwagi się o niego upomnieć.
PS
Ile Niemcy wyprodukowali w czasie wojny Tygrysów, a ile Amerykanie czołgów Sherman? Odpowiedź na końcu przeglądu.
w rolach głównych: Jodie Foster, Anthony Hopkins, Ted Levine, Anthony Heald
Czasami, bardzo rzadko, ale jednak się zdarza takie poczucie, że książkowy bohater został stworzony z myślą o tym, by zagrał go pewien konkretny aktor. Hannibal Lecter, zwany Kanibalem z "Milczenia owiec" Thomasa Harrisa, książki kultowej i stanowiącej kanon thrillerów kryminalnych, to przecież postać, na której drugoplanowych barkach spoczęła cała moc tej historii. Udźwignąć to mógł tylko aktor wybitny, który zleje się z nią w jedno.
Anthony Hopkins to zrobił. Stworzył na ekranie psychopatycznego zbrodniarza wszech czasów, którego nikt i nic być może już nie przebije. Stworzył potwora, który raz uwolniony, zaczął żyć własnym życiem. Przy Lecterze zbladło w "Milczeniu owiec" wszystko, łącznie z Buffalo Billem - seryjnym mordercą, który odziera kobiety ze skóry.
emisja: piątek godz. 23.30 (TVN Fabuła)
A czy wiecie Państwo, w jakim okolicznościach pojawia się w filmie poniższy utwór muzyczny? Odpowiedź na końcu przeglądu
materiały prasowe
7 z 15
"Zrywa się wiatr" czyli te marzenia przeklęte
reżyseria: Hayao Miyazaki
scenariusz: Hayao Miyazaki
''Zrywa się wiatr.
Starajmy się żyć - tak trzeba''
pisał francuski symbolista Paul Valery w swym poemacie ''Cmentarz morski''. To tytułowe motto filmu Hayao Miyazakiego jest jednym z sensowniejszych podsumowań całej historii Japonii, jakie słyszałem. Nie tylko zresztą Japonii, bo wezwanie to uniwersalne. Trzeba starać się żyć, choć zrywa się wiatr. Pomimo przeciwności, niedogodności, katastrof. Nie bacząc na konsekwencje, do których można doprowadzić. Nawet takich, które da się łatwo przewidzieć.
Hayao Miyazaki w swoim filmie przewiduje katastrofę tam, gdzie jest ona dla Japończyka nader widoczna.
Niezwykłe jest rozpięcie całej tej historii właśnie między katastrofami. Zaczyna się 1 września 1923 roku, podczas straszliwego trzęsienia ziemi, które zmiażdżyło Tokio. Kończy się zapowiedzią kataklizmu, który zmiażdży je raz jeszcze, tym razem w 1945 roku.
Niezwykłe jest też rozpięcie tej historii między kompleksami - tymi małego chłopca o słabym wzroku oraz tymi dotyczącymi całego kraju. - Dlaczego Japonia jest taka biedna i zacofana? - utyskują bohaterowie, widząc jak beznadziejne złe samoloty konstruuje ich kraj w porównaniu z resztą świata. I dopiero musi przyjść wojna oraz jej uosobienie - myśliwiec Zero, by kompleksów się wyzbyć. By po latach zacofania skonstruować wreszcie samolot najlepszy na świecie i przegonić wszystkich.
Po co? Cóż, na usta ciśnie mi się straszna prawda. Bo wojna przynosząca kres kompleksom to także... rodzaj przeklętego marzenia.
"12 gniewnych ludzi" czyli coś więcej niż thriller
reżyseria: Sidney Lumet
scenariusz: Reginald Rose
w rolach głównych: Henry Fonda, Lee J. Cobb, Joseph Sweeney
Kiedy dziesięciu ludzi twierdzi tak samo, znajdź jedenastego, który myśli inaczej. Inaczej niczego się nie dowiesz - wiecie Państwo skąd to cytat? Z "Wolrd War Z". Głosi jednak pochwałę asertywności, jako jedynej metody znalezienia prawdy.
Film Sidneya Lumeta z 1957 roku właściwie nie miał prawa się udać. A jednak stał się legendą kina. Dlaczego? Ot, sztuka reżyserii, sztuka gry i budowania napięcia, przewyższającego wszelki thriller. Jego moc nie jest pochodna dynamiki, rozmachu, przeciwnie - ascezy i oszczędności. Wystarczy.
emisja: sobota godz. 16.35 (TVP Kultura)
materiały prasowe
9 z 15
"Imperium kontratakuje" czyli lubisz mnie, bo jestem draniem
reżyseria: Irvin Kershner
scenariusz: Lawrence Kasdan, George Lucas, Leigh Brackett
w rolach głównych: Mark Hamill, Carrie Fisher, Harrison Ford, Frank Oz
Wielu fanów "Gwiezdnych wojen" uważa, że V epizod to najlepsza spośród wszystkich części. Zastanawiam się, dlaczego? Kwestia sentymentu czy też najciekawiej skrojonej fabuły, w której - zgodnie z tytułem - ten jeden jedyny raz to nie ci szlachetni rebelianci, ale system jest górą.
W "Imperium" znalazło się bowiem wszystko, czego fani potrzebowali. Ledwie zaznaczona w IV epizodzie postać Dartha Vadera tu rozbłysła pełnym blaskiem, choć musiały przyjść epizody I-III byśmy w pełni sobie uświadomili, że cały ten film był właśnie o nim. Cała opowieść uległa transformacji, jakby przeszła w całości na Ciemną Stronę. Przestała być sielska i optymistyczna, przestała mieć oczywisty happy end. To się podobało.
Ponadto podobały się jak zwykle gadżety. Tu pojawiają się AT-AT, tu pojawia się Yoda, tu jest mroźna planeta Hoth. Tu pojawia się TA KWESTIA.
"Imperium kontratakuje" rzeczywiście stanowi rodzaj alternatywy całej tej sagi. Pokazem tego, że w wypadku pewnych opowieści kontynuacja wcale nie musi być gorsza.
PS
Wiecie Państwo jakiego pochodzenia był reżyser "Imperium kontratakuje"? Odpowiedź na końcu przeglądu.
emisja: niedziela godz. 11.40 (TVN)
materiały prasowe
10 z 15
"Boyhood" czyli nie mam pojęcia, jak oni to nakręcili
Nie wiem, nie siedzę w głowie Richarda Linklatera - twórcy filmu ''Boyhood'' - ale czytałem kilka rozmów z nim i potrafię sobie wyobrazić, że w okolicach filmu ''Rok przed zachodem słońca'' nagle wpadł mu do głowy ten pomysł. Żeby nakręcić film o życiu. Nie ''o życiu'' w takim sensie, w jakim potocznie się nim posługujemy. Ale o tym, czym życie w istocie jest.
A jest czasem. I to czas je definiuje. Czas i jego upływ.
Powiada Richard Linklater w jednym z wywiadów, że czas to jego obsesja, bo pozwala na realne obcowanie z tajemnicą. Z kolei przemijanie to esencja każdego doświadczenia, a co za tym idzie ? także relacjonowania tego doświadczenia. Jego relacja jest na tej tajemnicy przemijania oparta. A pomysł to szalenie prosty. I jakże trudny zarazem.
Oto Richard Linklater w 2002 roku kręci ''Przed zachodem słońca'', w którym Ethan Hawke umawia się z Julie Delpy, że spotkają się za pół roku. Zamiast pół roku, mijają lata. I podczas tego obsesyjnego filmu o czasie postanawia rzeczywiście pokazać, jak te lata mijają. Umawia się z Ethanem Hawkiem na stworzenie filmu do bólu rzeczywistego i opartego na czasie rzeczywistym. Ekipa spotka się - powiedzmy - raz w roku, by nakręcić kolejne kadry. I tak co roku, co roku. Aż właśnie sami zobaczymy do czego to doprowadzi, gdyż tajemnica przemijania w dużej mierze sprowadza się do nieprzewidywalności.
"Powrót Jedi" czyli koniec, który stał się początkiem
reżyseria: Richard Marquand
scenariusz: Lawrence Kasdan, George Lucas
w rolach głównych: Mark Hamill, Carrie Fisher, Harrison Ford
Spośród wszystkich epizodów "Gwiezdnych wojen" ja szczególnie cenię "Powrót Jedi". Pewnie dlatego, że był w moim wypadku pierwszy - gdzieś koło 1986 roku w kinie, w czasie gdy doskonale już wiedziałem, co się wydarzyło i w czym rzecz w tych "Gwiezdnych wojnach". Sentyment.
I chociaż wiem, że ma wiele wad - wtórność ataku na Gwiazdę Śmierci i zakończenia, odgrzewanie rodzinnego problemu Skywalkerów, który z taką mocą zaatakował w "Imperium", wreszcie te Ewoki, misie pluszowe.
Fani chcieli za nie zamordować George'a Lucasa. Że zrobił skok na pluszową kasę i wymienił "Gwiezdne wojny" na maskotki. Pewnie tak, ale nic nie mam do Ewoków, bo poznałem je jako dziecko. Z tego samego powodu nie zapomnę strachu, z jakim oglądałem pałac Jabby i tego niesamowitego rancora w podziemiach.
PS
Początkowo George Lucas chciał inaczej zakończyć "Powrót Jedi". Wiecie Państwo jak? Odpowiedź na końcu przeglądu.
emisja: niedziela godz. 20 (TVN)
12 z 15
"Witaj w klubie" czyli jak przetrwać, by nie przestać żyć
reżyseria: Jean-Marc Vallée
scenariusz: Craig Borten, Melisa Wallack
w rolach głównych: Matthew McConaughey, Jared Leto, Jennifer Garner
Jared Leto w filmie ''Witaj w klubie'' zagrał tego także chorego na AIDS transseksualistę, którego nasz mistrz rodeo poznaje w szpitalu. Żeby zagrać tę postać, aktor musiał niezwykle się poświęcić. Pod wpływem choroby Rayon bowiem marnieje w oczach. Jared Leto musiał schudnąć ponad 50 kilogramów! Doprowadzić swoje ciało do takiego stanu, do jakiego doprowadziła jego bohatera wyniszczająca choroba. Mało tego, na planie filmu niemal nigdy nie występował w swoim naturalnym wcieleniu. Cały czas był Rayon - w jego makijażu, perukach, w jego damskich ciuchach.
Tak, to w jakimś sensie jest film o transformacji. Nie tylko Rayon, granego przez Jareda Leto. Nie tylko Rona Woodroofa, który od momentu prania po pysku lekarza pytającego go standardowo o to, czy miał stosunki homoseksualne dochodzi do prania po pysku swego kumpla, który nie chce odpowiedzieć na wyciągniętą na powitanie rękę transseksualnego Rayon. To także film o transformacji samego AIDS, sposobu myślenia o tej chorobie oraz o świecie przez pryzmat tej choroby. O transformacji społeczeństwa.
"Las samobójców" czyli tchórzostwo w japońskim lesie
reżyseria: Jason Zada
scenariusz: Nick Antosca, Sarah Cornwell, Ben Ketai
w rolach głównych: Natalie Dormer, Taylor Kinney, Yukiyoshi Ozawa
Najgorsze, co może wydarzyć się w horrorze to nie strach źle dawkowany, zbyt słaby jak na wymagania masochistycznego widza, czy też nazbyt mocny, zmuszający go do przesiedzenia filmu pod kurtką. Znacznie groźniejsze jest dostarczenie tyle strachu, ile trzeba, ale emocjonalne rozminięcie się z nim z widzem. Zupełnie jakbyśmy rozeszli się w środku lasu i poszli każdy swoją ścieżką.
Przez cały czas projekcji ''Lasu samobójców'' miałem to uczucie, że chciałbym w lesie Aokigahara pójść zupełnie gdzie indziej. Skręcić gdzieś, gdzie wydarzy się coś, co jednocześnie nie chciałbym, aby się wydarzało. To pragnienie, aby nie wydarzyło się coś, co się zdarzyć może, jest integralną częścią odbioru horroru. I gdy to pragnienie, by to coś się nie wydarzyło zostaje ostatecznie spełnione, horror przepadł z kretesem.
Jason Zada odnalazł w dalekiej Japonii szkatułkę, której otwierać nie należy, bo uwolni się dżina czy dybuka. Jednocześnie jednak zawierającą największe skarby, o jakich pomarzyć może filmowiec tworzący horror. Nie tylko znalazł niesamowity las Aokigahara, ale przede wszystkim otaczająca go legendę. Dostał do rąk fenomenalny mariaż realnego świata z tym urojonym, znacznie ciekawszy i mocniejszy niż mity o czarownicy z ''Blair Witch Project''. Znalazł prawdziwy horror, który jest zawarty w relacjach prasowych, wierzeniach i opowieściach ludzi, nawet w google i wikipedii. Do dzisiaj. Pełen nie kukieł, a prawdziwie martwych ludzi. Wypełniony nie stworzonymi w głowie lękami, ale autentycznym strachem jako siłą sprawczą, tkwiącym tu od tak dawna, jak dawno w Japonii opowiada się historie kaidan. Miał to wszystko i ... stchórzył.
Rzadko się zdarza, aby film wyświetlany wciąż w kinach był już do obejrzeniu w telewizji. A tak jest w tym wypadku.
"Truman show" czyli gdybyśmy się mieli nie widzieć...
reżyseria: Peter Weir
scenariusz: Andrew Niccol
w rolach głównych: Jim Carrey, Laura Linney, Ed Harris
Jim Carrey, który się nie wygłupia i nie robi tych wszystkich swoich min?... To znaczy - niektóre robi, ale nade wszystko płacze rzewnymi łzami. Peter Weir ("Piknik pod Wiszącą Skałą", "Stowarzyszenie umarłych poetów", "Gallipoli") to mistrz tragikomedii, ale nigdy nie posunął się tak daleko, jak w tym wypadku. Obsadził Jima Carreya w czymś, w czym nie da się chyba obsadzić nikogo.
"Truman show" z 1998 roku powstał w klimacie triumfalnego marszu reality show, który zdawał się nie mieć końca. Nade wszystko jednak jest rzeczą o czymś, co warunkuje i definiuje współczesny świat - życiu cudzym życiem. Ta farsa, pozornie idiotyczna i wydumana, jest przez to znacznie mądrzejsza niż się wydaje.
PS
Ulice w mieście Seahaven, gdzie rozgrywa się "Truman show" noszą nazwiska znanych aktorów. Czy możecie Państwo wymienić choć jednego? Odpowiedź na końcu przeglądu.
emisja: niedziela godz. 23.50 (TVN7)
znak zapytania
15 z 15
Czas na odpowiedzi na zagadki
1. Początkowo Silnego w "Wojnie polsko-ruskiej" miał grać Eryk Lubos.
2. Ten lotniskowiec z "Jestem legendą" to USS "Intrepid", który w 1944 i 1945 roku brał udział w zatopieniu wielkich japońskich pancerników "Musashi" i "Yamato". Dzisiaj jest okrętem-muzeum w Nowym Jorku
3. Major Gros pochodził z Lublina
4. Niemcy wyprodukowali około 1400 Tygrysów. Amerykańskich Shermanów powstało 49 tysięcy.
5. Utwór ten brzmi w domu Buffalo Billa w takich oto okolicznościach:
6. Tak, tak, reżyser "Imperium kontratakuje" Irvin Kershner miał polskie pochodzenie
7. George Lucas chciał, aby Luke po śmierci Dartha Vadera zdjął mu hełm, włożył na swoją głowę i przeszedł na Ciemną Stronę. Zrezygnował z tego pomysłu.
Wszystkie komentarze