Wśród propozycji telewizyjnych na ten weekend jest kilka bardzo istotnych, w tym jedna, którą uważam za pozycję obowiązkową. Zapraszam na krótki przegląd filmów ustawionych chronologicznie.
REKLAMA
materiały prasowe
1 z 12
"Maverick" czyli Dziki Zachód całkiem oswojony (1994)
reżyseria: Richard Donner
scenariusz: William Goldman
w rolach głównych: Mel Gibson, Jodie Foster, James Garner, Graham Greene
O Dzikim Zachodzie kiedyś kręcono klasyczne westerny. Następnie - spaghetti westerny. Później - easterny, czyli westerny z bloku wschodniego z aktorami z NRD, Rumunii i Jugosławii w roli Winnetou, który był bohaterem ludowym tamtej strony Żelaznej Kurtyny. Wreszcie pojawiły się filmy mroczne w stylu "Unforgiven".
"Maverick" to film utrzymany w konwencji "laseczki i melonika", czyli przeniesienia dawnych dżentelmeńskich kryminałów a la Arsene Lupin na prerię i do saloonów. My w Polsce zawołalibyśmy pewnie "halo, Szpicbródka", ale konwencja pozostaje ta sama - oparta na żartach poprzedzonych qui pro quo artykułowanym w wysublimowany sposób. Mówimy nie o komedii zwariowanej, sytuacyjnej czy gagowej jak u Mela Brooksa czy braci Zuckerów, ale na komedii w stylu starego kina, ale w nowoczesnym ujęciu. To naprawdę zabawne. A może bardziej urocze niż zabawne.
"Listy z Iwo-jimy" i "Sztandar chwały" czyli deja vu (2006)
reżyseria: Clint Eastwood
scenariusz: William Broyles, Paul Haggis, Iris Yamashita
w rolach głównych: Ken Watanabe, Tsuyoshi Ihara, Kazunari Ninomiya, Ryan Philippe, Adam Beach
Clint Eastwood nie tylko dobrał się do listów znalezionych w wulkanicznym pyle wyspy Iwo-jima oraz do legendarnego zdjęcia przedstawiającego amerykańskich żołnierzy stawiających 23 lutego 1945 roku na tej wyspie sztandar po zwycięstwie nad Japończykami. On nakręcił film... a właściwie filmy o Iwo-jimie w sposób niezwykle oryginalny. Z dwóch punktów widzenia.
Te same sceny, te same zdarzenia z różnej perspektywy - najpierw tych, co nacierają, następnie tych, co kryją się w schronach. To dość nowatorskie w filmie wojennym, w którym niemal zawsze jeden strzela, a drugi obrywa. Jeden jest swój, drugi obcy. Clint Eastwood przełamał tę konwencję filmu wojennego, a na dodatek TVN7 pokazuje oba jego filmy w odwrotnej kolejności niż proponował autor - najpierw zatem zobaczymy bitwę z perspektywy japońskiej, następnie amerykańskiej.
Baron Nishi, którego w tym filmie gra Tsuyoshi Ihara - znany dotąd z filmów o ninja i samurajach - to postać autentyczna. Rzeczywiście, został w 1932 roku w Los Angeles mistrzem olimpijskim w jeździectwie i rzeczywiście był człowiekiem światowym. Dla wojny to jednak bez znaczenia.
emisja: "Listy z Iwo-jimy" - piątek godz. 20.10 (Ale Kino+)
''Dziewczynka z kotem", czyli gdy dorośli cuchną kiczem (2014)
reżyseria: Asia Argento
scenariusz: Asia Aegento, Barbara
w rolach głównych: Giulia Salerno, Charlotte Gainsbourg, Gabriel Garko, Carolina Poccioni
Punk i alternatywna wizja rozbijania wszelkich związków jako najwyższej afirmacji wolności stanowi wir, w który wpada dziewięcioletnia Aria - bohaterka tego filmu, który nakręciła Asia Argento, specjalistka od horrorów i thrillerów. ?Mogę robić co chcę? - powtarza jak mechaniczna lalka za swoją rozwiązłą matką. Czyli właściwie co?
?Dziewczynka z kotem? - to polski tytuł. Włoski ?Incompresa? czy angielski ?Misunderstood? (pod takim film startował na festiwalu w Cannes) są o tyle lepsze, że bardziej wgryzają się w głowę dziewięciolatki. Niezrozumiana, niechciana... po polsku brzmiałoby to pretensjonalnie, więc został ów kot w tytule.
?Dziewczynka z kotem? - bo to czarny kot jest tutaj postacią kanalizującą wszystko to, czego dziewczynka nie dostaje od świata. Miłość to chyba byłoby za dużo powiedziane, tu w gruncie rzecz idzie głównie o zainteresowanie. - Nikogo nie obchodzę - mówi mała Aria (w tej roli mała Giulia Salerno, oklaski!), włócząc się z kotem po ulicach Rzymu niczym nieletnia kloszardka, ale jeszcze bardziej włócząc się po peryferiach ludzkiej uwagi. Niezauważona, w gruncie rzeczy niczyja, taka do bólu nieważna, chociaż przecież to ona dostaje najlepsze oceny w klasie i to jej wypracowania (bardzo dobre, przyznaję; krótkie, ale naprawdę dobre) otrzymują wyróżnienia kuratorium czy jak tam się ta włoska komórka oświatowa nazywa.
Asia Argento grała w wielu horrorach. Tym razem sama postanowiła nakręcić dreszczowiec. A wystarczy do niego mała dziewczynka i dorośli, którzy nie są w stanie sprostać oczekiwaniom, jakie stawia przed nimi dziecko.
scenariusz: Eric Darnell, Tom McGrath, Mark Burton, Billy Frolick
w rolach głównych: Ben Stiller, Chris Rock, David Schwimmer, Jada Pinkett Smith, Sacha Baron Cohen
w polskiej wersji językowej: Artur Żmijewski, Piotr Adamczyk, Małgorzata Kożuchowska, Klaudiusz Kaufmann, Jarosław Boberek
W "Madagaskarze" widzę film, który w pełni pokazał jaką siłę stanowić może spin-off. Główny nurt tego film nie jest specjalnie interesujący, co powoduje że jego kontynuacje nie dały sobie rady. Natomiast wątki poboczne okazały się źródłem gigantycznego sukcesu.
Pingwiny oraz król Julian doczekali się własnych filmów, postprodukcji i własnego grona wielbicieli. Pokazali dobitnie, że gdy się robi kreskówkę, nigdy nie można być pewnym tego, co w niej ludzie pokochają najbardziej.
"Jupiter", czyli Alicja raz jeszcze w krainie czarów (2015)
reżyseria: Lily Wachowski, Lana Wachowski
scenariusz: Lily Wachowski, Lana Wachowski
w rolach głównych: Mila Kunis, Chaning Tatum, Sean Bean, Eddie Redmayne, Douglas Booth
Rodzeństwo (już nie bracia!) Wachowskich wyciągnęło wnioski z "Atlasu chmur". Zamiast filozoficznego wykładu na temat jestestwa postanowili dać nam raczej rozrywkę. Niestety dla nich, robią to w czasach, gdy kręci się filmy na poziomie "Interstellar".
Dawno, dawno temu na ekrany kin wszedł "Matrix" i wszyscy zrobiliśmy "wow!". Dzisiaj wydaje się to śmieszne, ale w czasach "Matrixa" (1999 rok) wielu z nas wydawało się, iż dostaliśmy w tym filmie rodzaj zbawieńczej i wyzwoleńczej prawdy, która teraz pozwoli już na wieki wieków oddzielać jawę od snu, a przynajmniej zwątpić w to, czy aby jawa na pewno jest prawdziwsza. Zapanowało szaleństwo, ludzie zafascynowali się "Matrixem" do tego stopnia, że stał się on fundamentem popkulturowych rozważań. Do dzisiaj przecież mówimy o czymś trudnym do zrozumienia, że to "istny Matrix".
Zupełnie jakby wszyscy zapomnieli, że istniała dotąd "Alicja w krainie czarów" i cała fantastyka poza matrixowa.
W każdym razie bracia Wachowscy (wtedy jeszcze Lana była przed zmianą płci) zdołali przekonać widzów, iż są w swym alternatywnym widzeniu świata oryginalni. Po czym rozpoczęty wątek postanowili uzasadnić w kolejnych częściach "Matrixa". I czar prysł, w myśl zasady Marka Twaina: "lepiej siedzieć cicho i uchodzić za głupca niż się odezwać i rozwiać wszelkie wątpliwości".
"Jupiter" - zrealizowany przez Lanę Wachowski Lily Wachowskiego - sprawia wrażenie, jakby wyciągnęli z tej klęski wnioski. Owszem, nadal chcą nam tłumaczyć świat, nadal bazują na relatywizmie naszego opartego na zmysłach postrzegania, co objaśnia ten oto cytaty z "Matrixa":
Co to znaczy: ?prawdziwe?? Jak możesz zdefiniować ?rzeczywistość?? Jeśli mówisz o tym, co możesz poczuć, co możesz powąchać, spróbować lub zobaczyć, to rzeczywistość jest tylko elektrycznymi impulsami interpretowanymi przez twój mózg.
Nadal stawiają intrygującą tezę: na jakiej podstawie uznajemy, że coś jest niemożliwe? Na podstawie własnego umysłu i zmysłów, tak przecież niedoskonałych?
Wciąż w ich filmie usłyszymy twierdzenia w stylu: co jest mniej realne i bardziej dziwaczne - ten film i zwarte w nim koncepcje czy też założenie, że jesteśmy sami we Wszechświecie, choć istnieje w nim tyle układów i planet, że nie znamy nawet liczby na ich porachowanie?
Mam jednak wrażenie, że tym razem robią to już jednak dużo mniej serio niż w "Matrixie" czy "Atlasie chmur".
w rolach głównych: Cezary Pazura, Ewa Błaszczyk, Maciej Kozłowski
Kino Marka Koterskiego ma pewną niezwykłą właściwość - jest nią szczerość. I to ta szczerość najczęściej bywa zabawna. A skoro tak, to nie mamy do czynienia z niczym innym jak z oswajaniem rzeczywistości śmiechem.
Zanim Adama Miauczyńskiego zagrał Marek Kondrat, postać tę kreował Cezary Pazury. Jego Adaś nie był jeszcze tak zniechęcony i zdegustowany jak w wypadku "Dnia świra". Jeszcze tkwiła w nim nadzieja na to, że spotka swoją Małgorzatę, a w Łodzi chodzenie przestanie psom szkodzić.
"Nic śmiesznego" to w gruncie rzeczy monolog mężczyzny niedostosowanego, wciąż niedoskonałego, wciąż drugiego i niespełnionego. Monolog wielu z nas.
emisja: sobota godz. 20 (Kino Polska)
materiały prasowe
7 z 12
"Teoria wszystkiego", czyli to cholerne opakowanie dla umysłu (2015)
reżyseria: James Marsh
scenariusz: Anthony McCarten
w rolach głównych: Eddie Redmayne, Felicity Jones, Charlie Cox, Maxine Peake, Simon McBurney
Jak często zaglądacie Państwo na kanały dokumentalne takie jak Discovery, Planet czy National Geographic? Dla mnie to opium, więc nie jestem w stanie ustalić, ile razy widziałem na ekranie profesora Stephena Hawkinga. Wypowiadał się właściwie w każdym programie na temat kosmosu, Wszechświata, czarnych dziur, czasoprzestrzeni, a także czasu. Nie do przegapienia na tym swoim wózku, nienaturalnie wygięty, wypowiadający się metalicznym głosem robota z amerykańskim akcentem, generowanym przez komputer. Jak istota sama z kosmosu, sama nie z tej Ziemi, jakby nadprzyrodzona i nierzeczywista.
Mam wrażenie, że patrzyłem na profesora Hawkinga, słuchałem jego mechanicznych słów i nie miałem pojęcia co dzieje się na tym wózku. Pomyślałem zatem, że teraz się dowiem. Że James Marsh zrobi film, który nas przemieli. Sama tragedia, która spotkała tego geniusza fizyki jest dostatecznym powodem, by wstrząsnąć widzem.
Tymczasem James Marsh początkowo poprowadził "Teorię wszystkiego" ku opowieści o tym niezwykłym boju, w którym na pierwszy plan wysuwa się nie tyle sam chory, co - podobnie jak w "Pięknym umyśle" - jego opoka. Jego żona. Po pewnym czasie jednak dokonał nieoczekiwanego zwrotu.
Nie wiem czy dobrze to czytam i czy Wy też będziecie mieli podobne wrażenie, ale James Marsh zapragnął pokazać nam opowieść miłosną, wręcz iście romansową. Zagłębić się nie w ogarnięte niemocą, bezładne ciało, ale wejść w głąb duszy, czy przede wszystkim serca. Nie fikcyjnej, stworzonej przez siebie postaci, ale wielkiego formatu profesora, którego umysł zdaje się nie mieć granic niczym wszechświat.
Wózek nie wózek, choroba nie choroba - to jest, do diabła, film o miłości!
w rolach głównych: Christian Bale, Heath Ledger, Aaron Eckhartie
Wydawać by się mogło, że po tym co w roli Jokera pokazał Jack Nicholson w "Batmanie" Tima Burtona z 1989 roku, nie da się zagrać tej postaci lepiej. Po czym pojawił się Heath Ledger w "Mrocznym rycerzu" i dał koncert. Przedśmiertny, niestety, gdyż w styczniu 2008 roku ten australijski aktor zmarł. Jego Joker przyćmił nie tylko Jacka Nicholsona, przyćmił wszelkie dotychczasowe czarne charaktery tego typu. To znaczy typu "why so serious?".
Bez Heathe Ledgera ta wersja Batmana może i dałaby sobie radę - w końcu Christopher Nolan to fachowiec nie lada. Nie stałby się jednak kultowy. A stał się i w mojej ocenie stanowi najlepszy film spośród wszystkich opowieści o superbohaterach, jakie kiedykolwiek nakręcono.
emisja: sobota godz. 21 (TVN Fabuła)
materiały prasowe
9 z 12
"Obcy - decydujące starcie" czyli sarkazm maszynowy (1986)
reżyseria: James Cameron
scenariusz: James Cameron
w rolach głównych: Sigourney Weaver, Michael Biehn, Lance Henriksen
W sprawie "Obcego - decydujące starcie" przeżywałem kilka faz rozwoju. Pierwszą była dziecięca fascynacja tą strzelaniną, którą w latach 80. obejrzałem w kinie. Nie znałem wtedy jeszcze klasycznego "Obcego - ósmego pasażera Nostromo" - poza opowieściami starszego kuzyna, który był na tym w kinie. Nie znałem, więc drugiej części historii o Obcym nie uznawałem za profanację. Bawiłem się znakomicie.
Potem przyszło opamiętanie. "Obcy" jako paintball marines - pomyślałem - No bądź ty, człowieku, poważny! Przecież to śmieszne, dziecinne, nie wolno akceptować takich filmów, jeśli się chce być koneserem kina!
Dzisiejszą fazę określiłbym jako docenienie i pogodzenie się z faktami. Po prostu - lubię oglądać ten film. No i co mam począć? Można go nazywać kpiną, profanacją, a ja zwyczajnie lubię. I doceniam, bowiem jest w nim sporo genialnej akcji, klasyki kina przygodowego tamtej epoki, jest też sporo humoru z moją ulubioną kwestią:
- Nie możemy do nich strzelać?! To czym mamy je zabić? Sarkazmem?! (tylko w dobrych tłumaczeniach)
Jest wreszcie także epicki pojedynek dwóch samic (mam nadzieję, że Sigourney Weaver się na mnie nie obruszy, ale to tak właśnie zostało skonstruowane) w obronie swoich dzieci, przy użyciu maszyn, które zobaczyliśmy na powrót dopiero w "Avatarze". Takiego pojedynku nie ma w żadnym innym filmie.
emisja: sobota godz. 23.25 (Polsat Film)
materiały prasowe
10 z 12
"Minionki" czyli daj banana! (2015)
reżyseria: Kyle Balda, Pierre Coffin
scenariusz: Brian Lynch
w rolach głównych: Sandra Bullock, Jon Hamm, Michael Keaton, Allison Janney
Niebywałe, że Minionki żyją na świecie od milionów lat, przyczyniły się nawet do wymarcia dinozaurów, a my poznaliśmy je dopiero w 2010 roku, gdy na ekrany kin wszedł film "Jak ukraść księżyc". To one pomagały panu Hattie jako największemu szubrawcy - wszak takie jest dziejowe powołanie Minionków. A drugim ich powołaniem, jest triumf drugiego planu i udowadnianie, że w kreskówkach to on staje się kluczowy. Pan Hattie przeminął, a Minionki doczekały się własnych produkcji spin0offowych. Ten film z 2015 roku jest drugim po "Minionki rozrabiają" z 2013 roku.
Czy ktoś jeszcze pamięta świat bez Minionków? Z pewnością nie dzieci, które do szkół zabierają na na tornistrach, piórnikach, pudełkach na drugie śniadanie, na koszulkach i kurteczkach.
emisja: niedziela godz. 14.35 i 15.35 (Canal+)
materiały prasowe
11 z 12
"Monachium" czyli najbrutalniejszy Spielberg świata (2005)
reżyseria: Steven Spielberg
scenariusz: Tony Kushner, Eric Roth
w rolach głównych: Eric Bana, Daniel Craig, Ciaran Hinds, Mathieu Kassovitz
W mojej ocenie to zdecydowanie propozycja numer 1 tego weekendu. "Monachium" Stevena Spielberga to nie tylko film dość rzadko pokazywany w telewizji, choć od jego premiery minęła już przeszło dekada. To także w dorobku Stevena Spielberga film najbardziej niezwykły. Ten amerykański reżyser nigdy podobnych produkcji nie robił. Jego styl był dotąd powtarzalny i łatwo rozpoznawalny. Zrobił jednak kilka wyjątków takich jak "Lista Schindlera". I takich jak "Monachium".
Myliłby się ten, kto zakładałby, że to film o zamachu terrorystycznym na izraelskich sportowców podczas igrzysk olimpijskich w Monachium w 1972 roku. Wszystko, co najważniejsze w tym filmie, dzieje się już po zamachu. To jest film o zemście, ale rozumianej jako spirala strachu, z której nie ma już wyjścia. Mszczę się, bo się boję i bo nie mam wyjścia - można powiedzieć. Zemsta w "Monachium" jest rodzajem determinanty i aksjomatu. To czyni ją jeszcze bardziej przerażającą.
emisja: niedziela godz. 20 (TVN7)
materiały prasowe
12 z 12
"Cztery noce z Anną" czyli co zrobić z uczuciami? (2008)
reżyseria: Jerzy Skolimowski
scenariusz: Jerzy Skolimowski, Ewa Piaskowska
w rolach głównych: Kinga Preis, Artur Steranko, Jerzy Fedorowicz
Jerzy Skolimowski - ten przez lata największy outsider polskiego kina - wrócił do kręcenia filmów w sposób niezwykle ascetyczny i wysmakowany. Zrobił tę historię o braku wyjścia w kwestii uczuć, która jednocześnie zakrawa na thriller. Nie obsesyjna miłość na granicy stalkingu jest tutaj głównym punktem owej grozy tego thrillera, ale konsekwencje jakie spadają za uczucia, z którymi nie wiadomo co zrobić. Takich, które stają się pułapką i więzieniem.
"Cztery noce z Anną" to także pochwała kina jako sztuki, wszystkich środków jakie za nim idą. Pochwała obrazu, detali, drobinek jakie składają się na film. Wreszcie pochwała obsady. Jego film w pewnym wymiarze staje się dziełem na wskroś literackim. Cały czas jednak opowiada, bo pokazuje.
Wszystkie komentarze