Dwie... nie, przepraszam... trzy... Chociaż nie, widzę i czwartą... No dobrze, Szanowni Państwo, co najmniej kilka perełek będziemy mieli do obejrzenia w Drugie Święto. Jeżeli macie Państwo ochotę, zapraszam na krótki przegląd
REKLAMA
materiały prasowe
1 z 11
"Księga dżungli" czyli przecież Shere Khan nie może mieć racji! (2016)
reżyseria: Jon Favreau
scenariusz: Justin Marks
w rolach głównych: Neel Sethi, Idris Elba, Bill Murray, Ben Kingsley, Scarlett Johansson, Lupita Nyongo'o
polska wersja językowa: Bernard Lewandowski, Jan Frycz, Jerzy Kryszak, Jan Peszek, Anna Dereszowska, Lidia Sadowa
Motto:
''Plemiona Dżungli, poruszone tą wieścią, poszły za stadem bawolim i dotarły do owej jaskini. U wnijścia jaskini stał istotnie Strach. Był nie owłosiony - jak go opisały bawoły - chodził na dwóch nogach. Gdy ujrzał zwierzęta, krzyknął przeraźliwie, a głos jego napełnił nas strachem, który nam pozostał po dziś dzień''.
Rudyard Kipling, ''Druga księga dżungli''. Rozdział ''Skąd się wziął Strach''
Cała dżungla jest przepełniona strachem, więc ''Księga dżungli'' również. To, co napisał Rudyard Kipling i na czym ja wychowałem się w dzieciństwie, zaczytany i przełamujący pod kołdrą mamine ''pora już spać'', jest w zasadzie tekstem przerażającym. Budującym, ale i bardzo brutalnym - dokładnie tak jak prawa natury.
Zasada sprawiedliwości społecznej? Zdrowy rozsądek? Nie, to po prostu prawa natury, które nią rządzą i działają. Te, które sprawiają, że syty tygrys nie zapoluje na sambara, bo nie ma takiej potrzeby. Nie zabije ani jednej istoty więcej niż musi, nie zje jednego kęsa więcej niż powinien i wreszcie - nie zaatakuje bez potrzeby człowieka, którego boi się, odkąd narodził się Strach.
Po prostu - wydawać się może, że Rudyard Kipling jedynie sfabularyzował i zbeletryzował film przyrodniczy.
Ów sfabularyzowany film przyrodniczy u Kiplinga to jednak fenomenalna historia o przebogatym spektrum postaci i zdarzeń. Mowgli, czarna pantera Bagheera czy niedźwiedź Baloo stały się symbolami - pamiętacie Państwo, że tak nazywał się niedźwiedź przez lata mieszkający w poznańskim Zoo? Wielki pyton Kaa stał się stałym bywalcem krzyżówek, bo trudno znaleźć inną tak znaną postać na trzy litery z dwoma A po sobie. Postacią, która jednak najbardziej kojarzy się z ''Księgą dżungli'' stał się Shere Khan, wielki tygrys bengalski. W dodatku: tygrys-ludojad.
Shere Khan fascynował mnie zawsze. Jego radykalne podejście do ludzi również. Ten tygrys był w gruncie rzeczy największym nonkonformistą całej tej historii, jej największym mrokiem, a jednocześnie najciekawszą postacią. Drżałem jako dziecko przed Shere Khanem, a jeszcze bardziej drżałem przed tym, że ów kot ma rację. Że małego człowieka zagubionego w lesie i przygarniętego przez wilki faktycznie trzeba zgładzić jak najszybciej. Póki czas.
"Siedmiu wspaniałych nadjeżdża" czyli słabszych trzeba bronić wciąż i wciąż (1972)
reżyseria: George McCowan
scenariusz: Arthur Rowe
w rolach głównych: Lee Van Cleef, Stefanie Powers, Michael Callan
emisja: Drugie Święto godz. 12.05 (TVP2)
"Siedmiu wspaniałych" z 1960 roku w reżyserii Johna Sturgesa uznawanych jest za najbardziej klasyczny western. Do dzisiaj to chyba wszystkich bawi, bo przecież wiemy, że w gruncie rzeczy to film japoński. O ile jednak początkowo mogło bawić przeniesienie samurajskiego bushido Akiry Kurosawy w warunki Dzikiego Zachodu i poszukiwanie wśród rewolwerowców japońskiej szlachetności, o tyle z czasem okazało się to całkiem niegłupim pomysłem.
Klasyk z 1960 roku doczekał się wielu kontynuacji. Już w 1966 roku powstał western "Powrót siedmiu wspaniałych" - wciąż z Yulem Brynnerem, a w 1969 roku nakręcono "Kolty siedmiu wspaniałych" - już z nową obsadą, której przewodził znany z "Nagiej broni" George Kennedy.
"Siedmiu wspaniałych nadjeżdża" to już luźne nawiązanie do oryginału, które łączy z nim klasyczny motyw westernowy - oto człowiek o ciemnej przeszłości musi zmierzyć się z rzeczywistością, która ustawi go kategorycznie po jednej stronie.
"Szwadron" czyli powstanie styczniowe od tamtej strony (1992)
reżyseria: Juliusz Machulski
scenariusz: Juliusz Machulski
w rolach głównych: Radosław Pazura, Katarzyna Łochowska, Janusz Gajos, Franciszek Pieczka
Dwa filmy o powstaniu styczniowym zrobiły na mnie kolosalne wrażenie - "Wierna rzeka" z Małgorzatą Pieczyńską oraz ten właśnie. Nie tylko dlatego, że to powstanie widziane od drugiej, rosyjskiej strony - w 1992 roku ta perspektywa była całkiem oryginalna, dzisiaj jest już nieco zgrana. Także z uwagi na kilka znakomitych kreacji, z fenomenalnym wręcz Januszem Gajosem w roli rotmistrza Jana Dobrowolskiego - Polaka na carskich usługach.
Owa perspektywa pozwala spojrzeć na powstanie tak, jak Polacy na nie nigdy nie patrzą. Jako na rodzaj dziwactwa, nieracjonalności tak lubianej i szanowanej w Polsce. Pozwala się także zastanowić nad tym, jak to jest że w rocznicę powstania warszawskiego czy wielkopolskiego odpala się race, a 22 stycznia próżno ich wyglądać.
emisja: Drugie Święto godz. 13.45 (Kino Polska)
materiały prasowe
4 z 11
"Kung Fu Panda" czyli a gdyby tak o polskich zwierzętach (2008)
reżyseria: Mark Osborne, John Stevenson
scenariusz: Jonathan Aibel, Glenn Berger
polska wersja językowa: Marcin Hycnar, Jan Peszek, Krzysztof Banaszyk, Izabella Bukowska, Tomasz Bednarek, Jarosław Boberek
To, że "Kung Fu Panda" to kupa świetnej zabawy jedno. Oprócz tej zabawy i humoru interesuje mnie w kreskówce DreamWorks jeszcze jedno - sam pomysł. Oparty na starej i sprawdzonej zasadzie, że antropomorfizacja zwierząt działa i daje wiele humoru, tutaj dodatkowo stał się jeszcze kapitalnym wręcz przeglądem fauny Chin. Niemalże atlasem żyjących w tym kraju zwierząt.
Bo to, że pandy wielkie żyją w Chinach wiedza wszyscy. Ale czy wiedzieli Państwo, że w tym kraju występują również nosorożce? Prawdę mówiąc, do niedawna występowały tu nawet trzy gatunki, ale nosorożec jawajski i nosorożec sumatrzański zniknęły z terenu Chin. Został nosorożec indyjski, zwany pancernym, którego występowanie na obszarze państwa chińskiego jest możliwe, ale niepewne. W filmie zobaczymy nosorożca jawajskiego.
W "Kung Fu Pandzie" zobaczymy też inne chińskie zwierzęta. Mistrz Shifu (z dubbingiem Jana Peszka) to pandka mała, która znana pod angielską nazwą firefox dała początek znanej przeglądarce internetowej. Wirtuozi kung fu to kolejno: tygrysica południwochińska (niemal wymarły podgatunek tygrysa z południowych Chin, w chwili powstania tej kreskówki istniały jeszcze 72 osobniki tego podgatunku). Żmija nie jest żmiją, a trwożnicą bananową - jadowitym wężem z Chin spokrewnionym z grzechotnikami, a nie żmijami. Małpa to żyjąca w śniegach gór środkowych Chin rokselana złocista, żuraw to występujący w Tybecie przepiękny żuraw czarnoszyi, a modliszka należy to gatunku modliszka chińska, zawleczonego z Chin na cały świat. Czarnym charakterem będzie za to irbis - rzadka pantera śnieżna z Tybetu, Syczuanu i Himalajów.
Cała fauna, proszę Państwa. Ech, gdyby tak w Polsce powstała podobna kreskóka, stanowiąca atlas naszej przyrody....
emisja: Drugie Święto godz. 17.15 (TVN)
materiały prasowe
5 z 11
"Habemus papam" czyli zanim zrezygnował Benedykt XVI (2011)
reżyseria: Nanni Moretti
scenariusz: Nanni Moretti, Francesco Piccolo, Federica Pontremoli
w rolach głównych:Michel Piccoli, Jerzy Stuhr, Nanni Moretti
Włoski reżyser Nanni Moretti - laureat Złote Palmy w Cannes za "Pokój syna" - bardzo chętnie podejmował tematy na styku Kościoła i otaczającej go rzeczywistości. Ten film jest jednak doprawdy niezwykły, nie tylko dlatego że wyprzedził decyzję papieża Benedykta XVI o rezygnacji ze sprawowania roli głowy Kościoła. Także, że to ujęcia historii zagubionego w świecie papieża jest szalenie uniwersalne.
Kiedyś Nanni Moretti grał w piłkę wodną w klubie AS Roma. Zacięcie sportowe zostało mu także w kinie. Ze sportu zrobił w "Habemus papam" przykład tych sfer życia poza watykańskiego, o których współczesny Kościół nie ma pojęcia. A może powinien mieć.
Takich sfer i spraw jest wiele. Kościół i Watykan jako nieżyciowe i niewspółczesne relikty są u Morettiego skonfrontowane z uciekającym papieżem, który woli przejść się uliczkami Rzymu niż ogrodami Castel Gandolfo.
emisja: Drugie Święto godz. 17.55 (Kino Polska)
materiały prasowe
6 z 11
"Zaplątani" czyli Disney się zmienia na naszych oczach (2010)
reżyseria: Nathan Greno, Byron Howard
scenariusz: Dan Fogelman
polska wersja językowa: Julia Kamińska, Maciej Stuhr, Danuta Stenka, Mirosław Zbrojewicz
Popatrzcie Państwo na to zdjęcie - och, jaki słodkie! Można by powiedzieć, że mamy oto do czynienia z klasyczną baśnią disneyowską o księżniczce i księciu na białym koniu. Nic bardziej mylnego. Ta wersja baśni o Roszpunce - królewnie, która ma szlaban w wysokiej wieży - jest czymś absolutnie nadzwyczajnym. To jeden z przykładów filmów, w których Disney parodiuje sam siebie i robi zupełnie inne, niż robił kilkadziesiąt lat temu.
Ta wersja zaklętej w wieży Roszpunki to przede wszystkim popis nadzwyczajnego poczucia humoru, okraszonego żartami na zdumiewająco wysokim poziomie, choć przecież jedynie sytuacyjnych i na dodatek ze znakomitym polskim dubbingiem, w którym objawiła się gwiazda serialu "BrzydUla" - Julia Kamińska. "Zaplątani" nie byli jej pierwszą kreskówką - wcześniej dubbingowała chociażby "Jak wytresować smoka", ale to oni utorowali jej drogę w tej unikalnej dziedzinie aktorstwa.
Dubbing dubbingiem, ale proszę także zwrócić uwagę na kto wie czy nie najlepszą rolę tego filmu, mimo iż niemą. Na owego białego konia.
emisja: Drugie Święto godz. 18.25 (HBO)
materiały prasowe
7 z 11
"Listy do M." czyli stara, bożonarodzeniowa tradycja (2011)
reżyseria: Mitja Okorn
scenariusz: Marcin Baczyński, Sam Akina, Karolina Szablewska
w rolach głównych: Tomasz Karolak, Agnieszka Dygant, Piotr Adamczyk, Maciej Stuhr, Roma Gąsiorowska
Wśród wielu innych gatunków filmowych, co więcej, nawet wśród wielu komromów, czyli komedii romantycznych powstał niepostrzeżenie zupełnie nowy nurt, który na potrzeby tej recenzji nazwijmy kinem wigilijnym. Niegdyś kinem wigilijnym był "Kevin sam w domu" albo chociażby niezrównany Chevy Chase czy inni bohaterowie, zapraszający na święta do domu swoją rodzinę, a z nią masę kłopotów. Naszpikowane gagami jak kabaretowe skecze. Dzisiaj ten nurt wyznaczają filmy o miłości, bardziej bajkowe niż komediowe.
Jedno je łączy - idą święta, więc ma być miło. Żadnych nie wiadomo jakich zawiłych opowieści, dramatów i tragedii. Ludzie mają się kochać, wszystko ma się dobrze kończyć, bo Boże Narodzenie to magiczna różdżką, która zmienia życie w baśń.
Wigilijne komromy triumfalnie wkroczyły pod choinkę mniej więcej od 2003 roku, kiedy to fenomenem na skalę światową stał się film "To właśnie miłość" - absolutna perełka w gronie komedii romantycznych. "Listy do M." to nic innego jak polska próba wpisania się w ten trend, tak abyśmy mieli swoją, własną "To właśnie miłość". To także jeden z większych sukcesów polskiego kina ostatnich lat. Nie tylko w znaczeniu finansowym, ale także odbioru przez krytyków i widzów. Zupełnie udany film, sporządzony przy zastosowaniu tej samej recepty co "To właśnie miłość". I z udanym rezultatem.
emisja: Drugie Święto godz. 20 (TVN)
materiały prasowe
8 z 11
"Trzej muszkieterowie" czyli jeden za wszystkich, wszyscy za jedną (2011)
reżyseria: Paul W.S. Anderson
scenariusz: Andrew Davies, Alex Litvak
w rolach głównych: Logan Lerman, Matthew Macfayden, Luke Evans, Ray Stevenson, Milla Jovovich
Kiedyś "Trzech muszkieterów" puszczano w święta regularnie, jednakże tym razem będziemy mieli do czynienia z wersją najnowszą, zrobioną z wielkim rozmachem i z udziałem elementów niemal z pogranicza s-f. Wersję z niezwykła Millą Jovovich, która do roli Milady nadaje się jak mało kto.
"Trzej muszkieterowie" byli krytykowani za banalność, jakby powieści Alexandra Dumasa z kategorii "płaszcza i szpady" z natury rzeczy nie były banalne. To kwintesencja przygody i Paul Anderson podążył właśnie tym tropem, rozbudowując przygodę do rozmiarów wręcz niewyobrażalnych.
emisja: Drugie Święto godz. 20.10 (Polsat)
materiały prasowe
9 z 11
"Służące" czyli zwyczaje prosto z Południa (2011)
reżyseria: Tate Taylor
scenariusz: Tate Taylor
w rolach głównych: Emma Stone, Viola Davis, Octavia Spencer, Jessica Chastain
"Te kobiety wychowują nasze dzieci, ale nie mogą korzystać z naszych toalet" - ten film to rzecz o segregacji rasowej w Stanach Zjednoczonych lat sześćdziesiątych, ale nie o ulicznych protestach, bitwach z policjach, nie o Martinie Lutherze Kingu i ruchu wyzwolenia czarnych. To historia obyczajowa, w której wybija się nadzwyczajne abstrahowanie od więzi powstających między ludźmi. Kto wie, może te więzi przyczyniły się do złamania wielu amerykańskich tabu.
Emma Stone w roli dziennikarki, która próbuje wejść za drzwi domów Południa i opisać panujące tu relacje jest taką samą rewolucjonistką, jak ci krzyczący: "szkoły dla czarnych". To dowód na to, że obyczaj zawsze kroczy równo ze zmianami.
emisja: Drugie Święto godz. 20.25 (TVP1)
materiały prasowe
10 z 11
"Ave, Cezar" czyli złote czasy wiary (2016)
reżyseria: Joel Coen, Ethan Coen
scenariusz: Joel Coen, Ethan Coen
w rolach głównych: Josh Brolin, George Clooney, Tilda Swinton, Alden Ehrenreich, Scarlett Johansson
Bracie Coen nie tyle są mistrzami kina, co kinowej symboliki. Opanowali ją do perfekcji i potrafią z jednego kadru, z jednej sceny zrobić niemal znak drogowy. Taki, który rozpoznają wszyscy, na całym świecie. "Ave, Cezar" nie ma w sobie filmowej jakości ich wcześniejszych dzieł, za to symboliką jest naszpikowany jak dobrze zmontowany film sklejką i klejem.
Pod tym względem "Ave, Cezar" najbardziej przypomina "Bracie, gdzie jesteś?", w którym bracia Coen przenieśli George'a Clooneya i całą grecką epopeję na amerykańskie Południe lat 20. i 30. "Odyseja" w takim wydaniu wskazywała na to, że Coenowie dobrze się czują w podobnej stylistyce.
Tym razem przeszli samych siebie.
W "Ave, Cezar" przenieśli na grunt Hollywood nie tylko Biblię, ale i "Kapitał" Marksa oraz dzieła zebrane Lenina. Przenieśli po prostu wszystko. Nade wszystko przenieśli samo Hollywood, bo to jemu obrywa się w tym filmie najmocniej. Jest to jednak krytyka specyficzna.
"Steve Jobs" czyli nie wiedziałem, czego mi trzeba, póki mi nie pokazano (2015)
Motto:
"Ten, który powiedział, że klient = nasz pan, musiał być klientem"
Steve Jobs
reżyseria: Danny Boyle
scenariusz: Aaron Sorkin
w rolach głównych: Michael Fassbender, Kate Winslet, Jeff Daniels, Seth Rogen, Michael Stuhlbarg
Pewnie można by zrobić zatem o Stevie Jobsie taki film, w którym dochodzi on do swoich osiągnięć, ponosi różne porażki, odnosi sukcesy, aż wreszcie kulminacją wszystkiego jest owo przemówienie, które znają wszyscy. A skoro znają, rozpoznają, czują się przy nim bezpiecznie. Takie właśnie biografie są najbezpieczniejsze dla widzów.
"Was czas jest ograniczony, więc nie traćcie czasu na życie cudzym życiem. Na ograniczanie się dogmatami" - powiedział jednak Steve Jobs. Szkoda zatem czasu i energii, szkoda kina, a kiedyś powiedzielibyśmy, że i taśmy filmowej, gdyby nie fakt że świat się zmienia, aby robić podobne filmy. Aby powtórzyć w nich to, co sami możemy sobie wygooglać w każdej chwili na youtube.
I Danny Bole (znakomite "28 dni później" oraz "Slumdog. Milioner z ulicy") takiego filmu nie robi. Nie stworzył biografii, w której opowiedziałby o wzlotach i upadkach wielkiego wizjonera informatyki Steve'a Jobsa, okraszonego jego złotymi myślami. Zrobił film kompletnie inny.
Wszystkie komentarze