Potężny King Kong tym razem nie wdrapuje się na Empire State Building. Jest także większy i potężniejszy niż kiedykolwiek. "Kong. Wyspa Czaszki" to jedna z propozycji kinowych w ten weekend - oto ich przegląd wraz z gwiazdkami, oznaczającymi ocenę filmu. Zapraszam, proszę kliknąć w zdjęcia
REKLAMA
reż. Stuart Hazeldine, prod. Netter Productions, Summit Entertainment
1 z 11
"Chata" czyli nie tak to wszystko sobie wyobrażałem ***
reżyseria: Stuart Hazeldine
scenariusz: John Fusco, Andrew Lanham, Destin Daniel Cretton
w rolach głównych: Sam Worthington, Octavia Spencer, Graham Greene, Avraham Avis Alush, Sumire Matsubara, Radha Mitchell
Zaproszenie widza do rozmowy o Bogu jest dość trudne, bo poza kościołami mało kto rozmawia na ten temat na serio. W kinie również. Nie przypominam sobie, aby udało się stworzyć na dużym ekranie taki boski wizerunek, bym nie poczuł zakłopotania. Najczęściej trzeba sięgać albo po metafory, albo po przymrużenie oka i humor (Morgan Freeman w filmie "Bruce Wszechmogący"), albo jakieś inne formy obejścia tematu, niewywołujące skrępowania.
w naszym przedstawianiu Boga jest sporo tandeciarstwa. Kiczowate są obrazy i rysunki, kiczem zalatują także kościelne pieśni. Niedawno usłyszałem na przykład o Chrystusie:
"Rozpięty na ramionach, jak sokół na niebie..."
Aż trudno nie złamać trzeciego przykazania, no naprawdę... Litości!
Rozumiem to, bo owa tandeta jest efektem braku zdolności abstrakcyjnego myślenia. Wszak czytamy w pierwszym liście do Koryntian: "Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują". Słowem, żadne ludzkie schematy myślenia nie są w stanie objąć rozmiarów owej nagrody.
Wszelkie próby przedstawienia niebiańskiego życia jako ziemskiej sielanki skazane są na porażkę, skazane są na taki właśnie kicz. Podobnie jak wyobrażamy sobie i przedstawiamy ewentualne życie na innych planetach, posługując się znanymi nam z Ziemi wzorcami, tak też w tym wypadku ludzka wyobraźnia ma swoje ramy, choć właśnie mieć ich nie powinna.
Dostajemy zatem w "Chacie" obraz fatalnie stereotypiczny. Obraz rajskiego ogrodu, w którym kwiecie wypiera śnieg, ptaszyna kwili, jeżyki spacerują po trawie, sarenki tulą się do siebie, a szczęście zbawionych dusz polega na radosnym bieganiu po łące. Nic tylko chwycić się za ręce i boso zasuwać po rosie. To jest arkadia tak zdziecinniała i tak infantylna w swym wymiarze, że stąd wysnuwam wniosek o pozorach, jakie w "Chacie" stworzył jedynie Stuart Hazeldine zamiast istotnego nowatorstwa.
ocena: 3
ZOBACZ TRAILER I POSŁUCHAJ RECENZJI RADOSŁAWA NAWROTA W MAGAZYNIE FILMOWYM RADIA AFERA
mat. promocyjne Warner Bros
2 z 11
"Kong. Wyspa Czaszki" czyli Bestia pozostała bez Pięknej ****
"Kong. Wyspa Czaszki" (Kong: Skull Island)
reżyseria: Jordan Vogt-Roberts
scenariusz: Max Borenstein, Dan Gilroy, Derek Connolly
w rolach głównych: Tom Hiddleston, Samuel L. Jackson, Brie Larson, John C. Reilly, John Goodman
Opowieść o kilkunastometrowej małpie siejącej grozę na ulicach Nowego Jorku i wśród mieszkańców Wyspy Czaszki sprawia wrażenie thrillera z udziałem przerażającej Bestii. Tak naprawdę jednak zawsze była historią miłosną, w której Bestię równoważy Piękna. Jordan Vogt-Roberts o tym zapomniał.
Nie ma King Konga bez wielkiego miasta i ogromnego budynku. Nie ma go też bez dziewczyny.
Amerykański reżyser Jordan Vogt-Roberts zrealizował film, w którym oba te fundamenty wysadził w powietrze. Jego Kong nie opiera się na żadnym z nich. Opiera się za to na mozaice współczesnego kina na przestrzeni niedużej, acz niesamowitej Wyspy Czaszki.
Mam wrażenie, że Jordan Vogt-Roberts doszedł do wnioski, że możliwości techniczne współczesnego kina - nawet w porównaniu z tymi, które miał Peter Jackson dwanaście lat temu - są na tyle duże, że powinny służyć przede wszystkim rozrywce. Jego "Kong" jest zatem przede wszystkim popisem realizacyjnym, który z pewnością przejdzie do historia kina wieloma niezwykłymi ujęciami.
ocena: 4
ZOBACZ TRAILER I POSŁUCHAJ RECENZJI RADOSŁAWA NAWROTA W MAGAZYNIE FILMOWYM RADIA AFERA
(reż. Barry Jenkins)
3 z 11
"Moonlight" czyli subtelne działanie niewidzialnych sił *****
reżyseria: Barry Jenkins
scenariusz: Barry Jenkins
w rolach głównych: Trevante Rhodes, Ashton Sanders, Alex R. Hibbert, Andre Holland, Mahershala Ali, Naomie Harris, Janelle Monae
Zdumiałem się, bo przecież "Moonlight" nie jest ani filmem o wartkiej i ostrej akcji, ani nie porusza najgłębszych problemów tego świata. Jakim cudem zatem dostał Oscara w kategorii najlepszy film roku? Ano właśnie takim cudem, że jest normalny. Najnormalniejszy film o życiu i zwyczajnych jego prawach.
Przypomniała mi się scena z wręczania Oscarów, uważana za największy skandal w jego dziejach. Gdy Warren Beatty odczytuje, że najlepszym filmem wybrano - zgodnie z oczekiwaniami - "La La Land" i dopiero gdy producent tego filmu zerka do koperty, zauważa że jednak nie. Najlepszym filmem wybrano jednak "Moonlight".
Wpadka? Ja widzę w tym pewien fantastyczny symbol tego, co się stało. Nic bowiem nie poszło zgodnie z oczekiwaniami. Gwiazdy w garniturach, frakach i odstawionych kieckach, dziesiątki recenzentów uzasadniających, dlaczego wygra "La La Land", bo skrojony jest przecież idealnie pod oscarowe wymagania, po czym wygrywa "Moonlight".
Film, który w Poznaniu pokazują tylko kina studyjne.
ZOBACZ TRAILER I POSŁUCHAJ RECENZJI RADOSŁAWA NAWROTA W MAGAZYNIE FILMOWYM RADIA AFERA
Karolina Gruszka w filmie 'Maria Skłodowska-Curie' Fot. Kino Świat
4 z 11
"Maria Skłodowska Curie" czyli jest pani niezła, jak na kobietę ****
reżyseria: Marie Noelle
scenariusz: Marie Noelle, Andrea Stoll
w rolach głównych: Karolina Gruszka, Charles Berling, Arieh Worthalter, Izabela Kuna, Piotr Głowacki, Daniel Olbrychski, Jan Frycz
Patrzę na Karolinę Gruszkę i nie mam wątpliwości, dlaczego twórcy filmowi tak chętnie ją obsadzają w filmach. Ta aktorka ma w sobie wspaniałą wewnętrzną energię, która pozwala jej ożywić każdą postać. A Maria Skłodowska Curie to - proszę mi wybaczyć to grubiańskie sformułowanie - postać martwa. Nie dlatego, że nie żyje od 1934 roku. Mam na myśli to, że nikt i nigdy nie tchnął życia w tę postać i wciąż niewiele o niej wiemy.
Znamy ją z encyklopedii, porterów, pomników, znaczków pocztowych, pocztu największych polskich geniuszy, bo akurat na szczęście w jej wypadku - tak jak przy Fryderyku Chopinie - nikt nie kwestionuje jej polskości na rzecz związków z Francją. Udało się utrwalić w świadomości świata, że to Polka, nie Francuzka. Wymienia się ją jednym tchem w gronie największych osób, jakie Polska zrodziła. Maria Skłodowska to nasza duma i sława. Wielką postacią była.
ZOBACZ TRAILER I POSŁUCHAJ RECENZJI RADOSŁAWA NAWROTA W MAGAZYNIE FILMOWYM RADIA AFERA
fot. Palka Robert
5 z 11
"Pokot" czyli czyńcie sobie Ziemię poddaną ****
reżyseria: Agnieszka Holland
scenariusz: Agnieszka Holland, Olga Tokarczuk
w rolach głównych: Agnieszka Mandat, Wiktor Zborowski, Jakub Gierszał, Patricia Volny, Borys Szyc, Andrzej Grabowski, Miroslav Krobot
- Nie spodziewałam się, że ten film i ta tematyka znajdzie się w samym środku ideologicznej wojny - powiedziała o "Pokocie" Agnieszka Holland podczas środowego pokazu przedpremierowego w Poznaniu, w kinie Helios. To rzadka sytuacja, bowiem film został pokazany poznańskiej publiczności zaraz po tym, jak dostał Srebrnego Niedźwiedzia w Berlinie.
Dostał go za innowacyjność, na której Agnieszce Holland szczególnie zależało. Swój film nazywa często patchworkiem, czyli poskładanym z różnych kawałków, form i pomysłów. Nazywa go też emocjonalnym rollercoasterem, który ma wytrącić widza ze strefy bezpieczeństwa.
Nie wiem, na ile przerysowania były zamiarem Agnieszki Holland, zwiększającym owo wytrącenie widza ze strefy komfortu, a na ile wyszły tak jakoś w trakcie filmu, ale jest ich tu sporo. Przerysowania realizacyjne, bynajmniej nie tematyczne, aczkolwiek dobrze wiemy, że przedstawienie tu wszelkiej polującej władzy, łącznie z tą kościelną (a może właśnie przede wszystkim z jej powodu) sprawiło, że niektórzy komentatorzy nazwali film "antychrześcijańskim" albo "łopatologicznym".
Nie uważam, by Agnieszka Holland szła na skróty, natomiast bez wątpienia jasno i twardo trzyma się obranej ścieżki. Wie, co chce powiedzieć. Szyjąc film z patchworkowych kawałków, ma obok wzór sukienki, która ma powstać. I ostatecznie powstaje, wedle scenariusza Olgi Tokarczuk i jej książki o - przyznam szczerze - bardzo pretensjonalnym tytule "Prowadź swój pług przez kości umarłych". Tytule pretensjonalnym, ale książki imponującej, także z tego powodu, że udało się jej znaleźć takie obszary, które dotąd pługiem były nietknięte.
Gdy oglądałem "Pokot", mniej zastanawiałem się nad niedostatkami i manieryzmem tego filmu, a bardziej nad jego oryginalnością. Tutaj przyznać muszę pani Holland rację - jest innowacyjny, jest zupełnie nowy. Nie dlatego jednak, że tak sprawnie wymieszał konstrukcyjnie thriller z przypowieścią obyczajową, ekologiczny western z manifestem empatii. Przede wszystkim dlatego, że dotknął sfer nieznanych, wdarł się na terra incognita, jaką jest społeczny i emocjonalny wymiar polowań, by tam odnaleźć tematykę ważną.
"Milczenie" czyli brak odpowiedzi na najważniejsze pytania ****
reżyseria: Martin Scorsese
scenariusz: Martin Scorsese, Jay Cocks
w rolach głównych: Andrew Garfield, Liam Neeson, Adam Driver, Issei Ogata, Tadanobu Asano
Można by założyć, że skoro Martin Scorsese to człowiek doświadczony, który niejeden film już zrobił, także o kwestiach wiary i religii, to teraz w "Milczeniu" dostarczy nam jednoznacznych wniosków. Na przykład takich oto, że: "wiara opiera się na wątpliwościach, a nie przekonaniu czy ufności". Nic z tego. Twórca "Ostatniego kuszenia Chrystusa" nie przecenia ani wątpliwości, ani ich braku. Na pytanie "czym jest wiara?" szuka odpowiedzi tam, gdzie jej znalezienie nie jest kwestią jedynie filozoficznych rozważań. Jest sprawą życia i śmierci.
Kiedy bowiem po seansie "Milczenia" zastanawiałem się nad tym filmem, doszedłem do wniosku, że już dawno nie otrzymałem z ekranu tak niewielu odpowiedzi. A jednocześnie dawno nie zadano mi w filmie aż tylu pytań. Chyba właśnie na tym polega wiara?
"Sztuka kochania" czyli porozmawiajmy głośno o tym... no wiecie *****
Motto:
"Nie ma kobiet zimnych. Są tylko kobiety nierozbudzone seksualnie"
(Michalina Wosłocka, "Sztuka kochania")
reżyseria: Maria Sadowska
scenariusz: Krzysztof Rak
w rolach głównych: Magdalena Boczarska, Eryk Lubos, Piotr Adamczyk, Justyna Wasilewska, Karolina Gruszka, Jaśmina Polak
Dzisiaj nie mogę już jej znaleźć, bo też czasy się zmieniły i do uświadamiania przestały już służyć jedynie koleżanki z piaskownicy albo ukradkiem przeczytane strony. Dawniej jednak, przez całe lata "Sztuka kochania" Michaliny Wisłockiej stała u mnie na półce z książkami, jak chyba w każdym polskim domu. Stała niczym owoc zakazany, pełen informacji i przemyśleń najbardziej intrygujących. Pełna charakterystycznych rysunków, których nie zapomni nikt, kto kiedykolwiek miał ją w rękach.
Nawet pamiętam, w którym dokładnie miejscu na półce należało jej szukać.
Maria Sadowska - którą wielu zna pewnie raczej z działalności muzycznej i zasiadania w jury programu "Voice of Poland", a nie reżyserii filmowej, którą też się para od lat - zrobiła film, którego osią nie są jedynie kłopoty z wydaniem kontrowersyjnej (ale tylko z pruderyjnego punktu widzenia) książki, ale sama Michalina Wisłocka.
Tę rolę Maria Sadowska powierzyła Magdalenie Boczarskiej, co było zabiegiem dość ryzykownym. Nie miała ona bowiem dotąd żadnych godnych uwagi ról na koncie. Nawet jej występ w słynnej "Różyczce" aż tak znowu powalający nie był, by ogłosić ją gwiazdą polskiego kina. Owszem, dostała za niego Magdalena Boczarska nagrodę Złotych Lwów, ale ta rola to jednak nic w porównaniu z tym, co pokazała w "Sztuce kochania".
Michalina Wisłocka jest bowiem w jej wykonaniu doprawdy gigantyczna. To już nie tylko rola życia Magdalenay Boczarskiej, pełen pokaz jej umiejętności, które dotąd nie znalazły dostatecznego ujścia. To także - bez wahania to powiem - jedna z ciekawszych i istotniejszych ról w całej historii polskiego kina. Rola nie tylko brawurowa (choć ani trochę nie przeszarżowana, o co byłoby przecież dość łatwo), ale bardzo charakterystyczna, rozpoznawalna, stanowiąca rodzaj filmowego stempla, którym można będzie się teraz posługiwać. Po takim zagraniu Michaliny Wisłockiej pozostaje tylko wstać i bić Magdalenie Boczarskiej brawo.
w rolach głównych: Will Arnett, Zach Galifianakis, Rosario Dawson, Michael Cera, Ralph Fiennes, Mariah Carey
w polskiej wersji: Krzysztof Banaszyk, Waldemar Barwiński, Ewa Prus, Józef Pawłowski, Marek Barbasiewicz
Tym tekstem prawdopodobnie całkowicie skompromituję się w Państwa oczach. Liczę się z tym, ale o "Lego Batmanie" muszę jednak napisać.
To historia pełna nie tylko solidnego humoru, ale także parodystycznych klimatów o takim zabarwieniu, że łapałem się na tym, iż brakowało mi czegoś takiego w oryginalnym "Batmanie". Wyobrażałem sobie, co stałoby się, gdyby Michael Keaton, George Clooney, Val Kilmer, Christian Bale albo Ben Affleck rzeczywiście byli takimi Batmanami, jak ten klockowy.
Otóż to niemożliwe, aczkolwiek byłoby genialnie.
Po kilkudziesięciu latach eksploatacji mitów o superbohaterach doszliśmy do momentu, w których skurczyły się tej tematyce pokłady terra incognita. Doszliśmy do etapu wielkiego uszczegółowienia, w którym powstają filmy zupełnie na serio zajmujące się analizą psychologiczną facetów w pelerynach i rajtuzach, traktujące gości pokąsanych przez pająki na równi z największymi postaciami literatury. Piszemy, czy też kręcimy o tych przebierańcach rozprawki, prace doktorskie, eseje, jakieś przemyślenia na poważnych serwisach informacyjnych. Łączymy ich z terroryzmem, bieżącą polityką, łokciami rozpychamy dla nich współczesną kulturę, by poszukać miejsca dla ananasów w rajtkach. Gdzieś nagle zniknęło wyjściowe założenie - że to tylko klockowe figurki, raczej zabawne niż poważne. Za ich maskami nie kryje się nikt prawdziwy, nigdy nie krył.
"Ciemniejsza strona Greya" czyli co oni właściwie wiedzą o seksie... *
reżyseria: James Foley
scenariusz: Niall Leonard
w rolach głównych: Dakota Johnson, Jamie Dornan, Eric Johnson, Kim Basinger
Może to przypadek, że największe emocje wzbudzają dwa filmy traktujące o seksie, może nie. Może Michalina Wisłocka miała rację i w rzeczywistym świecie nie potrafimy o seksualności rozmawiać inaczej, niż tylko wulgarnie, albo podśmiechując, gasząc tym skrępowanie. I może wreszcie w gruncie rzeczy wszystkim tego brakuje, więc na każdy film, który (choćby nieudolnie) rozmowę o łóżku zastępuje, bieżymy jak do lepu.
Dotarło do mnie, że "Grey" to jednak nie tyle społeczny fenomen, który nakazuje ludziom gnać w stronę kiczu, gdyż ten zawsze jest bardzo kuszący swą lekkostrawnością. To jednak - proszę mi wybaczyć - pokłosie braku sposobu na to, by w jakiś sposób złamać tabu, jakim jest chociażby rozmowa o seksie.
"Powidoki" czyli jednak pozostanie po mnie ta siła fatalna ****
reżyseria: Andrzej Wajda
scenariusz: Andrzej Mularczyk
w rolach głównych: Bogusław Linda, Bronisława Zamachowska, Zofia Wichłacz, Krzysztof Pieczyński, Andrzej Konopka
Andrzej Wajda to jeden z tych nielicznych reżyserów, którzy potrafią żyć obrazem ekranowym, wysycić go do cna. Jeden z tych, którzy kręcą filmy tak, jak pisze się teksty w gazetach czy książki - z wyraźnie rozpoznawalnym stylem, stanowiącym jego linie papilarne. Uwielbiam ludzi, którzy mają wyraźny styl artystyczny, dzięki któremu mogę ich rozpoznać. Nie za to jednak cenię Andrzeja Wajdę najbardziej.
Cenię go za to, co streścił w jednym zdaniu podczas telewizyjnego wywiadu. Powiedział wówczas, że po nakręceniu jednego z filmów zaczął się zastanawiać, o czym teraz ważnym powiedzieć Polakom w kolejnym.
Otóż to, proszę Państwa. Nie wszystkie filmy Andrzeja Wajdy są dobre. Nie robił gniotów, ale nie wszystkie okazywały się dziełami wybitnymi pod względem filmowym. Wszystkie jednak były ważne. I to jest największa wartość twórczości Andrzeja Wajdy, to jest najbardziej kluczowy wyznacznik jego filmografii.
Z ''Powidokami'' jest właśnie tak. To nie jest film wybitny, powiedziałbym, że co najwyżej przyzwoity. Jest jednak ważny, powiedziałbym, że bardzo ważny.
Na podstawie dość cienkiego scenariusza i dość przeciętnej gry Bogusława Lindy powstał ważny film na jeden z najistotniejszych dla Andrzeja Wajdy tematów. Film, którym filmowy wieszcz zostawił nas z myślą, iż w sprawach sztuki filmowej nie ma kompromisu, nie ma drogi na skróty, nie ma żadnej innej, bocznej i łatwiejszej drogi.
Jeżeli niezłomność oznaczać ma także ułomność, to niech tak będzie - powiada zdaje się Andrzej Wajda, zostawiając nas z myślą, że próby dostosowania się do bieżącej rzeczywistości i koniunktury nie mogą dotyczyć tego, czego dostosowywać nie wolno. Mnie Andrzej Wajda zostawił ze stwierdzeniem, iż na pytanie o to, po której właściwie jesteś stronie, artysta zawsze musi powiedzieć: po swojej.
w rolach głównych: Emma Stone, Ryan Gosling, John Legend, JK Simmons
Z całą pewnością Emma Stone to fenomen. A "La La Land" jest na to kolejnym dowodem. Powiedziałbym, że miażdżącym, bo raz jeszcze ta aktorka pojawiła się w filmie, który wywróciła do góry nogami.
Przecież ten nagrodzony niedawno Złotym Globem to musical. A musical opiera się na piosenkach. Powiem więcej, w wypadku wielu filmów muzycznych sama fabuła schodzi w cień, by zrobić miejsce muzyce. To filmy, które opowiadają zdarzenia głównie przy jej pomocy i które lansują przeboje, nucone później przez widzów. Musical pozostaje rodzajem filmowej rewii.
W wypadku "La La Land" jest jednak inaczej. Chociaż otwierająca scena tego filmu (nawiasem mówiąc - kapitalna!) sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z musicalem, z czasem okazuje się, że to nie do końca tak. I to właśnie z powodu Emmy Stone.
Wszystkie komentarze