Klasyka polskiego kina przedwojennego, pierwowzór "Władcy Pierścieni", wreszcie prawdziwa perełka i do tego gnijąca - w wielkanocny poniedziałek jest kilka interesujących propozycji telewizyjnych. Zapraszam na przegląd. Proszę kliknąć w zdjęcia
REKLAMA
(2016)
1 z 10
"Ghostbusters. Pogromcy duchów" czyli busterem prosto w hejt (2016)
reżyseria: Paul Feig
scenariusz: Paul Feig, Katie Dippold
w rolach głównych: Kristen Wiig, Melissa McCarthy, Kate McKinnon, Leslie Jones, Chris Hemsworth
Od czasu, gdy Paul Feig nakręcił 'Gorący towar', 'Agentkę', a nade wszystko 'Druhny', uważany jest za mistrza kobiecego kina w klimatach komedii sensacyjnej. Takiego, co to z lubością zastępuje w nich mężczyzn kobietami, a zwłaszcza Melissą McCarthy. Jeżeli zatem Paul Feig zrobił 'Pogromców duchów', to siłą rzeczy musiały to być 'Duchów pogromczynie'.
W czasach równouprawnienia pomysł ten wywołał iście nadzwyczajne poruszenie. W 2016 roku bowiem filmy wchodzą na ekrany w zupełnie inny sposób niż w 1984 roku. Teraz poprzedza je kampania reklamowa, oparta głównie na zwiastunach. Wydawać by się mogło, że one tylko zapowiadają film. Historia 'Ghostbusters' pokazuje, że w niektórych przypadkach istnieje znacznie istotniejsza rola zwiastunów.
Jest nią bowiem sondaż.
Filmiki z fragmentami jego dzieła, zdradzające ponad wszelką wątpliwość, że tym razem do walki z duchami żyjącymi w nowojorskich budynkach staną kobiety, zostały bowiem zmiażdżone krytyką. Właściwie należałoby już mówić o hejcie. Uznano je za nieśmieszne, dziwaczne i stanowiące robioną na siłę damską wersję czegoś, co widownia kiedyś polubiła. Paul Feig był tym poruszony. Do tego stopnia, że swój film zaczął modyfikować.
Polemika z czymś, co zostało zhejtowane zanim ujrzało światło dziennie. Przedziwna historia, muszę przyznać, gdyż ja większych powodów do hejtu tej damskiej wersji 'Pogromców duchów' nie widzę. Owszem, mógłbym zarzucić jej głęboką wtórność, gdyby nie fakt, że Paul Weig po tylu latach skorzystał z niepamięci widzów i nakręcił po prostu remake filmu Ivana Reitmana zamiast jego sequela, jakim byli chociażby 'Pogromcy duchów II' z 1989 roku (jeszcze bardziej zapomniani).
Nie odnajduję więc w tych 'Ghostbusters' żenującego zerżnięcia wszystkiego ze starszej wersji, raczej całkiem urocze mrugnięcie okiem do nowego widza. A jest to oko zrobione, oko kobiece.
"Sportowiec mimo woli" czyli koniec kina na lodzie (1939)
reżyseria: Mieczysław Krawicz
scenariusz: Marek Libkow
w rolach głównych: Adolf Dymsza, Aleksander Żabczyński, Ina Benita, Józef Orwid
Chociaż ten film został ukończony przed wrześniem 1939 roku, nie udało się wprowadzić go do kin nim wojna wybuchła. Premierę miał w maju 1940 roku, gdy padała Francja i nikomu w Polsce do śmiechu nie było. Słowem: właściwe życie tej komedii miało miejsce dopiero po wojnie.
Przedwojenni aktorzy często występowali ze sobą razem, więc wspólny występ Adolfa Dymszy i Aleksandra Żabczyńskiego to nie sensacja. Sensacją jest fakt, że to jeden z nielicznych arcydzieł polskiego kina przedwojennego, które tak mocno związane jest ze sportem - zapewne pod wpływem występu polskich hokeistów na igrzyskach olimpijskich w Lake Placid w 1932 roku. I pod wpływem rozwoju Zakopanego i Krynicy jako kurortów zimowych.
Popatrzmy zatem ze śmiechem i zadumą, bo niezwykłe są losy tutejszych aktorów. Adolf Dymsza oskarżany był o grę w teatrach okupacyjnych, Aleksander Żabczyński był ranny pod Monte Cassino, a Józef Orwid zginął w eksplozji niemieckiego pojazdu podczas powstania warszawskiego.
emisja: poniedziałek godz. 10.35 (TV Polonia)
(1982)
3 z 10
"Oko proroka" czyli w cieniu Pana Wołodyjowskiego (1982)
reżyseria: Paweł Komorowski
scenariusz: Krzysztof Winiewicz, Paweł Komorowski
w rolach głównych: Lubomir Cwetkow, Edward Lubaszenko, Wiesław Gołas, Jerzy Nowak, Zbigniew Borek
W latach osiemdziesiątych Polsce brakowało już pieniędzy na duże produkcje, ale od czego ma się przyjaciół w krajach zaprzyjaźnionych! 'Oko proroka' to film polski, na podstawie polskiej książki Władysława Łozińskiego, ale sprytnie przytulili się do niego Bułgarzy. Historia ta bowiem dotyczy stosunków z Turkami w XVII wieku, ale głównie na terenie Bułgarii. To pokazywało, jak wiele łączy kraje demokracji ludowej.
A mówiąc serio, 'Oko proroka' jest warte uwagi głównie ze względu na jego alternatywność. Przywykliśmy w Polsce do tego, że XVII wiek to głównie trylogia. Tymczasem istniało jeszcze wiele filmowych wcieleń tej epoki, także przygodowych. Także takich jak to.
emisja: poniedziałek godz. 11.30 (Kino Polska)
(1988)
4 z 10
"Willow" czyli zanim wyruszy drużyna pierścienia (1988)
reżyseria: Ron Howard
scenariusz: Bob Dolman
w rolach głównych: Warwick Davis, Val Kilmer, Joanne Whalley, Jean Marsh
Zanim Peter Jackson wziął się za 'Władcę pierścieni' i Tolkiena, chciał go zekranizować George Lucas. Zaraz po zakończeniu produkcji trzech pierwszych epizodów 'Gwiezdnych wojen'. Możliwości, jakie miał w drugiej połowie lat osiemdziesiątych były jednak bardzo ograniczone. Nie dawały szans na stworzenia dzieła na miarę tolkienowskiej epopei.
Efektem marzeń Lucasa o zekranizowaniu Tolkiena był 'Willow' - taka mała wersja 'Hobbita', w której wykorzystano ścinki myśli i koncepcji, na temat tolkienowskiej twórczości. Film zrealizowany przez Rona Howarda. Jak na tamte lata, zrobiona była z rozmachem, ale w Polsce jego kariera związana była nie z kinem, ale epoką magnetowidów i kaset VHS.
Teraz jest okazja zobaczyć, jak wyglądał Tolkien na ekranie w latach osiemdziesiątych. Jak wyglądałby, gdyby zrobił go George Lucas (choć tu reżyserem jest Ron Howard). I okazja, by zobaczyć jak na trwałe zeszli się Val Kilmer i Joanne Whalley, która gra tu księżniczkę Shorshę.
"Gnijąca panna młoda" czyli Tim Burton na granicy śmiechu i śmierci (2005)
reżyseria: Tim Burton, Mike Johnson
scenariusz: John August, Pamela Pettler, Caroline Thompson
w rolach głównych: Johnny Depp, Helena Bonham Carter, Emily Watson, Tracey Ullman
Genialne, może najlepsze w dorobku Tima Burtona dzieło to jego powrót do korzeni, sięgających 'Soku z żuka' i nadzwyczajnej umiejętności tego reżysera drwienia z tematów iście cmentarnych. Można powiedzieć, że Tim Burton jako twórca pophorroru, opowieści z uchylonej krypty, z której dobiega tylko śmiech, jest niezrównanym mistrzem. Siedem lat po 'Gnijącej pannie młodej' zrealizował jeszcze 'Frankenweenie' i ten film też okazał się cudowną perełką.
'Gnijąca panna młoda' to majstersztyk animacji, fabuły, humoru, dziełem o ogromnym polu do popisu dla wyobraźni. Mamy do czynienia z filmem czerpiącym garściami z filozofii santa muerte, z meksykańskich obrzędów ku czci zmarłych i wszelkich przesądów cmentarnych ludzkości. Historia o życiu jako jedynie wstępie do śmierci to jedno, wielkie przymrużenie oka. Tak duże, aż oczy te zamyka - jak na łożu śmierci.
emisja: poniedziałek godz. 14.05 (HBO3)
Star Trek
6 z 10
"Star Trek. W nieznane" czyli kino dało nam telefon komórkowy (2016)
reżyseria: Justin Lin
scenariusz: Simon Pegg, Doug Jung, Roberto Orci, John D. Payne, Patrick McKay
w rolach głównych: Chris Pine, Zachary Quinto, Karl Urban, Simon Pegg, Anton Yelchin, Zoe Saldana, Idris Elba, Sofia Boutella
19 czerwca tego roku Anton Yelchin zaparkował auto na podjeździe swego domu w Los Angeles. Nie zaciągnął ręcznego. Samochód stoczył się i przygniótł aktora. Yelchin zginął na miejscu.
JJ Abrams, reżyser poprzedniej części 'Star Treka' i opiekun ostatnich filmów tej serii, zapowiedział, że w związku z tą tragedią postać mechanika Czekowa (Chekova) znika z tej opowieści raz na zawsze. Nikt nie będzie szukał nowego jej odtwórcy, nikt nie zastąpi pochodzącego z St. Petersburga (Leningradu) aktora, który jeszcze jako niemowlę wyemigrował z rodzicami do USA. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że to nie on był pierwszym odtwórcą tej roli, ale Walter Koenig.
A przecież mówiący po angielsku z wyraźnym rosyjskim akcentem Paweł Czekow był jedną z tych postaci, które stanowiły o kosmo(sic!)politycznym składzie okręty gwiezdnego USS 'Enterprise' z filmu 'Star Trek'. Okrętu, w skład załogi którego wchodzili przedstawiciele wielu narodów, ras, a nawet gatunków - jak komandor Spock, z pochodzenia Wolkanin, z miedzią zamiast typowego dla ludzi żelaza we krwi. Największy pacyfista na tej jednostce.
Kiedy dzisiaj okręt gwiezdny USS 'Enterprise' przemierza Kosmos, taki skład załogi wydaje się najzupełniej zrozumiały i naturalny, ale przecież nie możemy zapominać, że 'Star Trek' powstał w 1966 roku, w samym środku zimnej wojny, wyścigu zbrojeń i walki o opanowanie kosmosu między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim. Powstał zaledwie pięć lat po Gagarinie, trzy lata przed 'małym krokiem dla człowieka, a wielkim dla ludzkości' w wykonaniu Armstronga stającego na powierzchni Księżyca i dziewięć lat przed połączeniem w przestrzeni kosmicznej statków Sojuz (ZSRR) i Apollo (USA).
Jedenaście lat przed 'Gwiezdnymi wojnami', Hanem Solo, imperium i Darthem Vaderem.
"Ada, to nie wypada" czyli polska w rozkwicie na progu zagłady (1936)
reżyseria: Konrad Tom
scenariusz: Konrad Tom
w rolach głównych: Loda Niemirzanka, Antoni Fertner, Kazimierz Junosza-Stępowski, Aleksander Żabczyński
Na czym polega urok przedwojennego kina? Może na elegancji, może na savoir-vivrze, a może na qui pro quo. Ono było kwintesencją tamtego humoru, a 'Ada, to nie wypada' jest kulminacją qui pro quo lat trzydziestych. To wtedy polska kinematografia znajdowała się w rozkwicie. Powiedziałbym, że porzuciła wszelkie dramatyczne tematy na rzecz bujnego rozwoju komedii.
Zastanówcie się, Państwo - czy kiedykolwiek polska komedia znajdowała się w lepszej kondycji niż wówczas? Za czasów Barei... Ejże, mówimy o komedii uniwersalnej, a ta przedwojenna takową była. Potrafiła wydobyć komizm ze wszystkiego i wszystkich. Co za sztuka!
emisja: poniedziałek godz. 14.40 (TVP Historia)
(1997)
8 z 10
"Titanic" czyli jaka piękna katastrofa (1997)
reżyseria: James Cameron
scenariusz: James Cameron
w rolach głównych: Kate Winslet, Leonardo Di Caprio, Billy Zane, Kathy Bates
Mówcie Państwo co chcecie, ale ja uważam, że ten romans i ta historia Kate i Leo idealnie pasuje do zatonięcia 'Titanica'. Tu nie dało się zrobić filmu o samym wypadku, o pomyłce kapitana, o jego beztrosce, o niedopełnieniu obowiązków. Nie wystarczało nakreślić pasażerów legendarnego transatlantyka - bogaczy, elitę towarzyską, ale i podróżujących w trzeciej klasie. To wszystko za mało. Historia 'Tiranica' potrzebowała romansu, potrzebowała legendy, która mogłaby ją równoważyć.
Ta opowieść taka jest. Jamesowi Cameronowi udało się coś niezwykłego. Nie ożywił 'Titanica', przeciwnie - wpakował do jego wraku dodatkowy mit. Niebywałe, ale równie mocny jak oryginalne zatonięcie niezatapialnego statku!
emisja: poniedziałek godz. 14.40 (Polsat)
(2014)
9 z 10
"Noe: Wybrany przez Boga" czyli Biblia w ujęciu tolkienowskim (2014)
reżyseria: Darren Aronofsky
scenariusz: Darren Aronofsky, Ari Handel
w rolach głównych: Russell Crowe, Jennifer Connelly, Anthony Hopkins, Emma Watson, Logan Lerman
Fantasy?! - oburzą się głęboko wierzący. - To znaczy, że cała Biblia to zwykły wytwór wyobraźni?! - dodadzą zdegustowani mym wypocinem. Otóż niekoniecznie. Fantasy oznacza dla mnie po prostu sposób postrzegania świata. Uduchowiony, pełen kontaktu z tym, czego nie widać. Pełen wiary w to, że świat nie ogranicza się jedynie do tego, co ogarniamy umysłem. Że jest znacznie szerszy.
Darren Aronofsky wydobył z historii o Noem, potopie, apokalipsie właśnie ten klimat. A do swej historii wplótł Upadłe Anioły, stworzenia jakby żywcem wyjęte z tolkienowskich sag o Hobbitach i Władcy Pierścieni. I tego porównania ani pojawienia się tych postaci w filmie "Noe. Wybrany przez Boga" nie traktuję jako zarzutu, ale raczej jako nazwanie tego, co od dzieciństwa czułem. Biblia ma więcej z Tolkienem i jemu podobnymi niż można by się spodziewać.
A właściwie odwrotnie. To Tolkien i jemu podobni mają więcej wspólnego z Biblią...
Darren Aronofsky tak samo nie wziął sobie Upadłych Aniołów z sufitu (czy niebios), jak John Tolkien nie wymyślił z niczego swoich bohaterów. Inspiracją była m.in. praksiążka, w której w Księdze Tobiasza właśnie o Upadłych Aniołach czytamy - i o Asmodeuszu, i o Szamdanie, przez którego Noe przecież spił się i leżał nietomny.
Te motywy nie są pomysłami Darrena Aronofsky'ego, choć tak bardzo bał się, by wprowadzić je do swego filmu. Bał się opinii publicznej, oskarżeń o bluźnierstwo, naruszenie tabu i wartości religijnych. Chyba niesłusznie.
"Twarz anioła", czyli kino w roli telewizji, telewizja w roli kina (2015)
reżyseria: Michael Winterbottom
scenariusz: Paul Viragh
w rolach głównych: Daniel Brühl, Kate Beckinsale, Cara Delevingne, Valerio Mastrandrea
Michael Winterbottom ma wyraźne ciągoty do tego, aby wydobywać jakieś wieści z serwisów informacyjnych telewizji czy gazet, by przenieść je na potrzeby filmowe. Działa - powiedzieć by można - na styku kina i mediów. Teraz taka moda, że nikt nie jest pośrodku, wszyscy działają na jakimś styku. Tak, aby za cholerę nie dało się ich za łatwo zdefiniować.
Kino jako medium to pomysł szalenie intrygujący i sam się zastanawiam, dlaczego tak rzadko staje się tematem samych filmów. Michael Winterbottom nie boi się podejmować takiego tematu, a tym razem obiera kwestię medialności kina zupełnie ze skórki, by dotrzeć do samego jądra. Jest nim w filmie 'Twarz anioła' zdanie wypowiedziane przez Kate Beckinsale:
- Dobra rada: jeśli chcesz ludziom opowiedzieć prawdziwą historię, oblecz ją w fikcję. To jedyny sposób, by coś powiedzieć.
Teraz powinienem popełnić akapit mówiący o bezpieczeństwie kina, które na potrzeby swoich opowieści wykupuje pakiet ubezpieczeniowy w firmie Fikcja sp. z o.o. Wolno mu wtedy pokazać i powiedzieć to, na co dowodów nie ma, w imię praw jakimi rządzi się rzeczona fikcja. Wolę jednak ten akapit poświęcić Kate Beckinsale, która wygląda w tym filmie tak oszałamiająco, tak wspaniale, tak seksi, że właściwie nie wiem, czy chcę oglądać coś jeszcze. Nawet ciemną stronę Sieny.
Wszystkie komentarze