Zapomniałem, że jestem w kinie. Może dlatego, że z autopsji kojarzę te charakterystyczne, niemal jednakie amerykańskie motele. A może bardziej dlatego, że "The Florida Project" właściwie nie jest filmem, ale rodzajem podejrzanego, prawdziwego życia w kiczowatych barwach. Z być może najlepiej grającymi dziećmi w historii.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.