Roland Emmerich wywleka oślizgłych kosmitów z ich pancerzy, skorup i statków, wyciąga z wywalonym jęzorem na światło dziennie, by sczeźli niczym Marsjanie w "Wojnie światów" tak, jak sczeznąć musi każda robaczywa myśl, że coś z tym światem jest nie tak. Że coś mu zagraża i że katastrofa jest nieuchronna.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.