- Takie miejsca trzeba chronić, dzięki niemu do miasta trafia czyste powietrze - mówi mieszkanka poznańskiej Wildy. - Inwestor spotykał się z nami, przekonywał, że może dołożyć pieniądze na remont szkół, że zbuduje nam park - relacjonuje miejska radna.
Właściciel lasku na skraju ulic Biskupińskiej i Beskidzkiej w Poznaniu zapewnia, że tnie, bo zobowiązują go do tego przepisy. Poznańscy leśnicy załamują ręce: - Już dwukrotnie zgłaszaliśmy sprawę na policję.
Właściciel lasu położonego w klinie zieleni na skraju ulic Biskupińskiej i Beskidzkiej w Poznaniu chce oddać miastu 13 hektarów ziemi. Twierdzi, że za darmo, ale na pozostałą część terenu ma pomysł, który dziś blokują przepisy.
Działacze z kolektywu Rozbrat i założyciele Wolnego Ogrodu Miejskiego Bogdanka zarzucają władzom Poznania, że wykorzystują instrumentalnie ich działalność, a działkę na Sołaczu chcą oddać deweloperowi. Miasto odrzuca te zarzuty
W obawie przed zabudową skłotu Rozbrat i ogródków działkowych społecznicy wraz z anarchistami chcą, by ten teren ochronił miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. - Deweloperzy nie dyskutują, oni zabudowują - mówią.
Petycja wpłynęła do urzędu miasta w poniedziałek. Zarówno działkowcy, jak i mieszkańcy osiedli na Winiarach nie chcą, by na terenie zielonym stanął kolejny blok.
Część ROD Dąbrowskiego na poznańskich Winiarach może zostać zabudowana, jeśli miasto da zielone światło i pod zabudowę przygotuje miejscowy plan. O to, by zachować klin zieleni w całości, walczą działkowicze i mieszkańcy, którzy chcą zielonych, nie betonowych Winiar.
Ten bardzo atrakcyjny teren położony w pobliżu trasy PST to łakomy kąsek dla deweloperów. - Przykład Bogdanki pokazuje, że już dzisiaj musimy walczyć o zachowanie tak potrzebnej w Poznaniu zieleni. Nie można wszystkiego zabetonować - mówi Mikołaj Jaroszyk, jeden z organizatorów społecznego protestu na Winiarach.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.