W Poznaniu ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska zapowiedziała powstanie międzyresortowego zespołu ds. nielegalnych odpadów. Problem w tym, że bardzo potrzebujemy realnej walki i likwidacji bomb ekologicznych. Już teraz.
W Zielonej Górze zapłonęła hala z nielegalnie składowanymi toksycznymi odpadami, które podrzuciła firma z wielkopolskiego Budzynia. W Polsce są setki takich miejsc. I firm działających w ten sposób.
Mieszkańcy terenów w okolicy nielegalnych składowisk obawiają się, że odpady szybciej zapłoną, niż w sposób legalny znikną. Ale rząd PiS woli szukać winnych, niż zająć się rozwiązaniem problemu.
Usunięcie nielegalnego składowiska toksycznych odpadów w niewielkiej wsi Szołajdy wyceniono na 8 mln zł. Tyle że roczny budżet gminy to 12 mln zł. Rząd PiS nie chce pomóc, wójt szykuje się na najgorsze.
Po wielu miesiącach poszukiwań niemiecka policja zatrzymała Dariusza U., właściciela nielegalnego składowiska w Szołajdach w Wielkopolsce. Oskarżony jest o sprowadzenie zagrożenia dla ludzi i środowiska. Bo nielegalnie magazynował niebezpieczne odpady.
Na płocie firmy zajmującej się kasacją aut na poznańskiej Starołęce pojawił się baner z napisem "Spalarnia. Odbiór i utylizacja odpadów niebezpiecznych". - Tuż pod naszym nosem, 50 metrów od domów, ma działać coś takiego? - pytają mieszkańcy.
- Nawet nie chcę o tym myśleć, że przez pandemię koronawirusa wszyscy zapomną o naszych niebezpiecznych dla zdrowia i życia odpadach - mówi Marek Kowalewski, wójt gminy Chodów.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.