W Poznaniu ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska zapowiedziała powstanie międzyresortowego zespołu ds. nielegalnych odpadów. Problem w tym, że bardzo potrzebujemy realnej walki i likwidacji bomb ekologicznych. Już teraz.
Mieszkańcy terenów w okolicy nielegalnych składowisk obawiają się, że odpady szybciej zapłoną, niż w sposób legalny znikną. Ale rząd PiS woli szukać winnych, niż zająć się rozwiązaniem problemu.
Politycy PiS wymieniają siedem lokalizacji, w których Niemcy mieli podrzucić nielegalne odpady. Sprawdziliśmy jedną z nich. Odpady są niemieckie, ale zwieźli je polscy przestępcy. - Częściej widzę tu dziennikarzy niż polityków - mówi sołtyska.
W Wielkopolsce wiadomo o 30 miejscach nielegalnego magazynowania odpadów niebezpiecznych. W starych szopach, na pustych działkach, a nawet na terenach żwirowisk są beczki, mauzery, pojemnik wypełnione olejami, farbami, jak również substancjami rakotwórczymi, toksycznymi i niebezpiecznymi dla środowiska.
Po wielu miesiącach poszukiwań niemiecka policja zatrzymała Dariusza U., właściciela nielegalnego składowiska w Szołajdach w Wielkopolsce. Oskarżony jest o sprowadzenie zagrożenia dla ludzi i środowiska. Bo nielegalnie magazynował niebezpieczne odpady.
O tym, że z wielkopolskiej wsi Szołajdy trzeba wywieźć niebezpieczne, rakotwórcze substancje, wiadomo od wielu miesięcy. Urzędnicy nie zrobili nic, by pomóc mieszkającym tam ludziom. - Czujemy się bezsilni i pozostawieni sami sobie - mówi wójt Marek Kowalewski.
183 m sześc. niebezpiecznych chemikaliów składuje na swojej nieruchomości 34-letni Daniel U. Teraz usłyszał zarzuty. Jednak problem wciąż nie został rozwiązany. Bomba ekologiczna we wschodniej Wielkopolsce nadal tyka.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.