- Protest to musi być uciążliwy i widoczny dla ludzi. A nie, że policja zepchnie nas na bok i drogę odetnie, że praktycznie nas nie widać - narzekają rolnicy protestujący pod Poznaniem w okolicach gminy Tarnowo Podgórne. Na blokadę w centrum nie zgodził się wójt.
W całej Wielkopolsce odbyło się 20 lutego 29 protestów rolniczych. Drogi i węzły dojazdowe blokowało we wtorek ponad 8 tys. osób i 5950 pojazdów. Doszło do jednego incydentu: zdenerwowany mężczyzna chcący ominąć blokadę uszkodził ciągnik jednego z protestujących.
Od samego rana rolnicy ponownie będą blokować najważniejsze węzły komunikacyjne Poznania. Zapowiadają, że planowany na 20 lutego protest nie będzie mniejszy niż poprzedni, ale bardziej rozproszony, a więc nawet bardziej uciążliwy. Potrwa cały dzień, bo od 9 aż do 18.
- Protestowaliśmy za rządów PiS, protestujemy i teraz. Ta akcja nie ma żadnej barwy politycznej. Chcemy pokazać mieszkańcom miast, jak bardzo jesteśmy wkurzeni - mówi Emil Lemański, jeden z protestujących rolników.
Wielkopolscy rolnicy, sympatycy i członkowie Agrounii, a także przedsiębiorcy zablokowali w środę, 9 lutego kilkanaście wielkopolskich dróg. Największa blokada miała miejsce w Koszutach, gdzie 30 lat temu też miały miejsce wielkie protesty rolników. Wtedy z Andrzejem Lepperem na czele.
Blokady, które rozpoczęły się we wtorek rano, mają potrwać od 24 do 48 godzin. W Wielkopolsce rolnicy zapowiedzieli w sumie cztery protesty
Nerwowo było na blokadzie rolników w Koszutach (Wielkopolska). Michał Kołodziejczak, lider AgroUnii, został skuty kajdankami przez policję. Płonęła słoma i opony. Nie wytrzymał jeden z kierowców tira, który ruszył lewym pasem i chciał przerwać blokadę.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.