"Ludzie nie tolerują dzikości" - powiada bohater tego filmu, tajemniczy Karl Ruprechter, który poprowadził trzech turystów do boliwijskiego lasu. Niemal na śmierć. Bo dzikość nie toleruje też ludzi.
Eric Liddell miał sporo szczęścia, nie tylko dlatego, że był jednym z najlepszych biegaczy czasów przedwojennych i zdobył złoto olimpijskie w Paryżu w 1924 roku, ani dlatego, że żył jak żył. Także dlatego, że stał się bohaterem może najlepszego filmu o sporcie w dziejach, jakim są "Rydwany ognia". Tym bardziej nie zasługuje na takie ujęcie, jakim jest film "Na skrzydłach orłów".
Z biegiem lat proporcje w twórczości Woody Allena zaczynają się zmieniać. Rośnie procent filmów, z których dawniej 82-letni dzisiaj amerykański... przepraszam, nowojorski reżyser stworzyłby jedynie wątek większej, lepszej historii. Taki jak wypadku "Na karuzeli życia".
Oby nie umknęło Państwu to, że twórcami tego filmu są Grecy. I to Grecy niepospolici, bo Yorghos Lanthimos wyrasta na jednego z najbardziej oryginalnych twórców kina ostatnich lat. "Zabicie świętego jelenia" to niemal antyczna tragedia sięgająca Olimpu.
- Chodzi o to, żeby nasze dziedzictwo nie zginęło. Żeby zostało przekazane kolejnemu pokoleniu - pada przy wigilijnym stole. Tak? Czyli właściwie co takiego?
Kenneth Branagh nie dostrzegł delikatnej różnicy, jaka dzieli klasykę od staroświeckości. Myślę, że w wypadku ekranizacji słynnego kryminału Agathy Christie chciał postawić na to pierwsze. Wyszło natomiast drugie. I to w paskudnie postmodernistycznym stylu.
Od nałogu do nawyku droga jest niedaleka. A jednak jedno bardzo wyraźnie się od drugiego różni. Ta różnica sprowadza się do świadomości. "Najlepszy" to film i o jednym, i o drugim.
Kiedy już pojawia się "Wonder Woman" albo ten zaskakujący "Thor: Ragnarok" i wydaje się, że z komiksowej tubki jednak da się wycisnąć resztki pozostającej tam pasty, po chwili wkracza "Liga Sprawiedliwości" z całą mocą daną jej przez uderzenie pioruna, eksperymenty, nieziemskie pochodzenie bądź pieniądze i pokazuje nam, że nic z tego.
Wolałbym, aby bracia Coenowie nie maczali palców w produkcjach innych ludzi, takich jak George Clooney. Bo wówczas wychodzi z tego jedynie ich nieudolne naśladownictwo. Wolałbym, aby sami kręcili swoje filmy, a nie szukali kopistów.
Przeniesienia na polskie warunki i adaptacja do naszych świąt filmów w stylu Richarda Curtisa przeszły sporą transformację. Jednym z jej przejawów jest całkowita rezygnacja z humoru na rzecz ckliwych wzruszeń. Pewnie potrzebnych w tym czasie, ale to jednak już nie to.
Film o głośnym zamachu na Reinharda Heydricha, do którego doszło w Pradze w maju 1942 roku, to zmarnowana szansa na to, by zająć się czymś znacznie ciekawszym od samego tego zamachu - postawą wobec okupacji niemieckiej w czasie drugiej wojny światowej. W tym wypadku - postawą Czechów i Słowaków.
Nikt za nim nie nadążał myślowo. Kto nie myślał dostatecznie szybko, nie miał szans na partnerstwo z Wojciechem Młynarskim - nawet towarzysko. Był genialnym portrecistą świata, Długoszem naszych czasów, zwierciadłem, wreszcie poetą. Można by pomyśleć, że los cudownie go obdarował talentem, nie chcąc nic w zamian. Nic z tego - zawsze chce. Faktura za talent zawsze jest wysoka.
"Blade Runner 2049" - film pod każdym względem znakomity - przegrywa rywalizację w amerykańskich kinach z tym oto komediowym dreszczowcem. Nic dziwnego - można powiedzieć - przecież u nas także "Botoks" górą. "Śmierć nadejdzie dziś" króluje, bo jest filmem udanym, zrealizowanym dokładnie według przepisu, który musi działać.
Doceniam odwagę, którą Darren Aronofsky rzucił na szalę w "Mother!". Jestem pełen podziwu dla bezpretensjonalności i intensywności jego filmu, jego nieoczywistości i ulokowania go w formie religijnej alegorii. Zachwycam się wyrazistością Jennifer Lawrence. Nie zmieni to jednak faktu, że "Mother!" to szarża prowadząca w przepaść.
Nie tak dawno toczyliśmy na Facebooku i Twitterze dyskusję o tym, jak podczas rozmów powinien zachowywać się dziennikarz - pytać jak laik czy też dysponować jakąś wiedzą i korzystać z niej? "Photon" to film, który przynosi odpowiedź i na to pytanie. Właściwie odpowiada na każde. To film, który pokazuje to, czego pokazać się nie dało.
Film Krzysztofa Langa to zmarnowany potencjał na to, aby wymienić klasyczny kryminał na coś znacznie od niego bardziej interesującego - na intrygę. Na dodatek wpisaną w zmiany polskiej rzeczywistości w latach pięćdziesiątych.
W niesłychanym zalewie wszelkich superbohaterów o supermocach, avengerów, kapitanów Ameryk, wobec inwazji komiksowych na duży ekran na niespotykaną skalę, nowozelandzki reżyser Taika Waititi postanowił w "Thor: Ragnarok" postawić wszystko na jedną kartę. Na humor bez granic. Miał rację, to karta bijąca.
Zazdroszczę tym, którzy pójdą na ten film bez świadomości wyniku pokazanego tu finału Wimbledonu w 1980 roku między Szwedem Björnem Borgiem i Amerykaninem Johnem McEnroe. Myślę jednak, że nawet ci, którzy ten wynik znają, będą siedzieli jak na szpilkach. Ten film bowiem aż pęcznieje od emocji.
W nowym filmie Bodo Koxa grupa techników i naukowców pod kierunkiem profesora Emfazego Stefańskiego (granego przez Arkadiusza Jakubika) za dnia tworzy hipnotyzującą ludzi telewizję. Nocami jednak eksperymentuje, jak użyć jej do czegoś pożytecznego. Polubiłem tę scenę, bo choć pokazuje, że czasy się nie zmieniają, to daje nadzieję nawet w świecie Orwella. Nawet tu nie wszyscy zidiocieli.
To chyba dlatego, że przestaliśmy się bać. Nie ma zagrożenia nuklearnego, świat nie skończył się w 2012 roku, jak zapowiadał kalendarz Majów, wciąż nie wylądowali krwiożerczy kosmici, a zmian w środowisku nikt się nie obawia. Nie ma strachu, to i porządnego filmu katastroficznego nie potrafimy zrobić.
Maciej Sobieszczański postanowił dotknąć niezwykle drażliwej kwestii - w czasach walki z określeniem "polskie obozy" umieścił akcję swego filmu w obozie zorganizowanym przez Polaków dla Niemców.
Skandynawskie kryminały to dzisiaj marka porównywalna do szwajcarskiej precyzji, japońskiej miniaturyzacji, francuskiej grzeczności czy polskiej gościnności. I równie nieprawdziwa. "Pierwszy śnieg" to w gruncie rzeczy emocjonalna odwilż.
Zmierzyć się z taką legendą, jaką dla wielu był "Łowca androidów" z 1982 roku, skoczyć na główkę w jego fenomenalną warstwę wizualną, po czym się nie utopić - to duża sztuka. Denis Villeneuve nie stworzył kopii dzieła Ridleya Scotta dla tych, którzy go nie znają. Stworzył własnego "Blade Runnera".
Przepraszam za trywializowanie w tytule, ale "Twój Vincent" naprawdę urzekł mnie prostotą, a właściwie doskonałością tej prostoty. To jest film, który przypomniał mi, że przecież kino to ruchome obrazki. Jakie to oczywiste i wspaniałe.
Można wojnę pokazywać w pełni powagi, martyrologicznie, krwawo, z masą walk, krwi, czołgów i ciężarówek. Można pokazać ją nawet z dystansem, niemal wręcz humorem. Można ja pokazać na wiele różnych sposobów. Ale pokazać ją tak, jak to zrobił Christopher Nolan....? Ten człowiek jest geniuszem.
Co za tempo! - pomyślałem. I to bynajmniej nie z powodu brawurowych scen pościgów samochodowych. Myślę, że tempo "Baby Driver" bierze się stąd, że wszystko w tym filmie jest na swoim miejscu. Wyścigi także
Często trzeci odcinek blockbusterowej serii zjada już własny ogon. Nie w wypadku "Planety małp". Nie dlatego, że ani ludzie, ani małpy człekokształtne ogonów nie mają. Ta seria ma bowiem swój własny rytm i swoją klasę
Ten weekend w kinie opatrzyłbym najchętniej hasłem "Przekonajcie się, Państwo, sami". Jest bowiem kilka propozycji, za którymi stoją ogromne nadzieje i ciekawość. Weźmy chociażby najnowszy film Juliusza Machulskiego. Albo najnowszą wersję Spidermana. Albo pewną nowinkę w horrorze. Pozwolę sobie zaproponować kilka filmów. Proszę kliknąć w zdjęcie.
Pomyślałem: "Przecież thriller nie może sprowadzać się jedynie do oczekiwania na to, co się zdarzy". Po czym dotarło do mnie, że widocznie mam bladego pojęcia o tym, czym jest emocjonalne napięcie. "To przychodzi po zmroku" to dreszczowiec, który potrafił mnie utrzymać w tym stanie przez rekordowo długi czas
Zaskoczony słuchałem, jak po seansie filmu "Volta" w poznańskiej Cinema City Plaza rozległy się brawa widowni. To zdarza się bardzo rzadko i warte byłoby docenienia, gdyby nie fakt, że te brawa nie wróżą nic dobrego. Dla Juliusza Machulskiego mogą być znakiem, że nie musi się wysilać, by stworzyć oklaskiwaną komedię
Pamiętacie Państwo, jak wielkie emocje wzbudziło epizodyczne pojawienie się nowego Spidermana w "Kapitanie Ameryce. Wojnie bohaterów"? Może nie pamiętacie, bo ile razy można oglądać to samo. Tamten Spiderman był zwiastunem głębokich zmian. Nie przypuszczałem, że aż takich
Kiedy ogarnia mnie strach przed starością, powtarzam sobie: to może być całkiem fajny czas, bo wtedy człowiek niczego już nie musi. Michael Caine, Morgan Freemani Alan Arkin - każdy z Oscarem i każdy po osiemdziesiątce - właśnie tak grają w tym filmie. Jakby niczego już nie musieli. Nie ma lepszej recepty na występ
Guy Ritchie ma swój styl kręcenia filmów. Ten styl doprowadził go do wielu sukcesów, więc postanowił go zastosować także wobec legendy o królu Arturze. Wyszło zabawnie, ale chyba zbyt dziwacznie
Komiksy rządzą światem, w każdym razie tym kinowym. Ne mam jednak dla Państwa w tym tygodniu jedynie dwóch ciekawych pozycji komiksowych - o człowieku, który jest komiksowym bohaterem i człowieku, który nie wie, że nim jest. Mam też dwie bardzo interesujące pozycje wojenne i jeden film - moim zdaniem - kompletnie nieudany. Wolałbym jednak, aby Państwo go zobaczyli i ocenili sami. Proszę kliknąć w zdjęcie.
Raz na jakiś czas staroegipska mumia wychodzi z grobowca, aby rzucić klątwę na cały świat. Ta z filmu Alexa Kurtzmana przeklina zdaje się całe kino. A Tom Cruise ze swą zmumifikowaną twarzą nie reaguje w obliczu mission impossible
Kino należy teraz do kobiet. Do takich kobiet, przed którymi można się tylko ukłonić. To znaczy - nie, nie tylko. Można jeszcze stracić dla nich głowę. Ostrzegam zatem. Oto krótki przegląd propozycji kinowych na ten weekend, ustawianych od - w mojej opinii - najsłabszych do najlepszych. Proszę kliknąć w zdjęcia.
Trochę już tego za dużo - pomyślałem. Ja wiem, że Wonder Woman miała fantastyczne wejście w "Batman vs Superman" i należy w związku z tym kuć żelazo jak w kuźni Hefajstosa. Chyba jednak przesadzamy z tym wylewem super bohaterów. Tak myślałem. A tu taka niespodzianka!
Dwa znakomite filmy wojenne z lat siedemdziesiątych, gdy ten gatunek święcił triumfy. Trzy wybitne polskie produkcje. Jeden blockbuster - przyznam Państwu, że przy wyborze propozycji na ten weekend musiałem usunąć takie jak "Faceci w czerni" czy "Uciekająca panna młoda", by było miejsce dla innych. Proszę kliknąć w zdjęcia
Kiedy Czarnobrody pomieszał mi się z Salazarem, a "Latający Holender" z "Cichą Anną", kiedy wszystkie zombie wylazły już ze swych pirackich nor, zapragnąłem prawdziwego filmu o piratach, w których nie ma żywych trupów, voodoo i żaglowców o właściwościach łodzi podwodnych. Są po prostu reje, liny, szable i abordaż
Dziewczyna przywozi do swych rodziców chłopaka - dajmy na to, w Alabamie. Oni nie wiedzą, że jest czarny. On nie wie, jak oni zareagują. Witają go z otwartymi ramionami, ale cały czas coś nie gra. Cały czas siedzi w nich bowiem Ku-Klux-Klan. Myślicie Państwo, że to o filmie "Uciekaj!"? Nie, to kilka zdań o tym, czym ten film mógłby być. Jakże żałuję, że z tej genialnej ścieżki skręcił
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.