Przy dźwiękach pieśni żałobnej Majdanu rodzina, bliscy, przedstawiciele władz Poznania, harcerze żegnali poznańskiego wolontariusza Marka Mastalerza, który zginął pod rosyjskim ostrzałem.
- Gdy Ukraińcy dowiedzieli się, że ranny jest Polak, robili wszystko, by go ratować. Ostatnie słowa Marka to było pytanie "Co z Olehem?" - opowiada przyjaciel Marka Mastalerza, polskiego wolontariusza, który zginął w Ukrainie.
"Dziś nadeszła do nas wiadomość, której nigdy nie chcieliśmy usłyszeć: nasz przyjaciel Marek, wolontariusz dostarczający pomoc humanitarną na Ukrainie, zmarł w szpitalu w wyniku odniesionych ran" - poinformował przedstawiciel inicjatywy pomocowej Nehemiasz.
W Ukrainie zyskuje na popularności powiedzenie "wolontariusze mogą znaleźć wiele, może i dla ciebie, córko, znajdą męża wreszcie". Oni są w stanie znaleźć wszystko! Od generatorów spalinowych, przez części do techniki wojskowej, po świeże bułeczki dla emerytów w środku nocy.
Poznaniacy robią wszystko, by obywatele Ukrainy, którzy pojawili się w naszym mieście od czasu rosyjskiej napaści, dobrze się u nas czuli. Największym problemem jest nieznajomość języka, ale i na to mieszkańcy stolicy Wielkopolski znajdują radę.
- Jesteśmy poruszeni męczeństwem Chersonia. W naszym szpitalu pracują Ukraińcy, których rodziny mieszkają w tym rejonie. Uznaliśmy wspólnie, że to właśnie tam przekażemy w pełni wyposażoną karetkę - opowiada dyrekcja poznańskiego Szpitala Podolany.
Na dyżury zgłosiło się już 30 osób, najwięcej matek z małymi dziećmi. - Gorączkują, mają objawy infekcji, są zwyczajnie wykończeni. Ale zgłaszają się do nas też Ukraińcy przewlekle chorzy, którzy pilnie potrzebują konsultacji i leków - opowiadają poznańscy lekarze.
Poznań stara się w jakiś sposób skoordynować wszystkie akcje pomocowe. To trudne, bo w pierwszym porywie serca wiele osób prywatnie zorganizowało zbiórki - bez konsultacji z miastem, organizacjami pozarządowymi, nie bardzo wiedząc, co z zebranymi rzeczami zrobić i komu je przekazać.
Deklaracji pomocy przybywa z godziny na godzinę. Masa ogłoszeń pojawia się m.in. w mediach społecznościowych, powstały specjalne grupy zrzeszające osoby potrzebujące wsparcia i takie, które są gotowe wsparcia udzielić. Mapa ma pomóc zorientować się w tym gąszczu.
Ludzie po raz kolejny szybciej zorganizowali się niż politycy. W całym kraju trwają zbiórki odzieży, produktów pierwszej potrzeby, jedzenia, dziecięcego sprzętu, a także leków, opatrunków. Lista miejsc i zorganizowanych zbiórek w polskich miastach rośnie z godziny na godzinę.
- Cały czas przed przejściem stoi sznur samochodów. Niektórzy czatują po 10-12 godzin, by całkowicie za darmo pomóc, zawieźć w głąb kraju, do docelowych miast. Czasem też proponują mieszkanie, nocleg. Nie zawsze jest to dobrze odbierane, ludzie się boją - opowiada Anastazja Rudiuk, Ukrainka.
W mediach społecznościowych roi się od próśb o pomoc w przetransportowaniu bliskich z Ukrainy. Ale też od ogłoszeń osób, które taki transport chcą zorganizować. I takich, które gotowe są przyjąć uchodźców pod swój dach, zapewnić jedzenie, odzież. I dobre słowa
- Jako chrześcijanie musimy być przekonani, że prawo i obowiązek obrony granic państwowych daje się pogodzić z niesieniem pomocy ludziom, którzy znaleźli się w dramatycznej sytuacji - apeluje abp Stanisław Gądecki, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski.
- Miasto wyglądało jak ze zdjęć po powstaniu warszawskim - opowiadają poznańscy strażacy po powrocie ze zniszczonego wybuchem Bejrutu.
- Dramaty ludzi z Aleppo nie powinny być wykorzystywane do celów politycznych - uważa poseł PiS Bartłomiej Wróblewski. Zdaniem poznańskich polityków PiS, prezydent Sopotu ma "swój interes polityczny" w zaproszeniu syryjskich dzieci do miasta nad Bałtykiem
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.