Ostrowski lokal na wielkim ekranie pokazuje przechodniom sceny ćwiartowania i opalania mięsa dzikich zwierząt. Ujęcia spływają krwią. - Tędy chodzą dzieci - oburza się jedna z mieszkanek. Jak się okazuje, mimowolni odbiorcy takich treści nie są bezbronni. Pod jednym warunkiem.
Mieszkańcy wymieniają się informacjami i zgłaszają obserwacje lokalnym portalom. Dr hab. Sabina Pierużek-Nowak ze Stowarzyszenia dla Natury Wilk zapewnia: - Nawet kulawy wilk, czy bez jednej kończyny, może sobie świetnie radzić z pomocą całej rodziny.
- Niosłam go w rękach jak ścierkę. Zupełnie nie stawiał oporu. Kiedy wsadziłam go do kontenera, nie reagował, nie ruszał się. Był zimny i wychudzony. Przez futro czułam jego kręgosłup i miednicę - opisuje lekarka weterynarii.
Padło kilkanaście gołębi i kilka kaczek. - Najwięcej martwych ptaków leżało właśnie tam, gdzie owies. Najgorsze jest to, że trzeba było odganiać kolejne ptaki, bo ziarna cały czas były niezabezpieczone - mówią wolontariuszki fundacji Gruszętnik, opiekującej się ptakami.
Wszystko wskazuje na to, że zwierzętom ktoś podrzucił trutkę na szczury. Z pięciu warchlaków przeżył tylko jeden. Wcześniej były dokarmiane przez mieszkańców.
Bóbr jedzący jabłko nad brzegiem Prosny w Kaliszu przyciągnął temu tłum zachwyconych spacerowiczów. - Należy pamiętać, że zestresowane zwierzę może ruszyć do ataku - ostrzega technik weterynarii.
W niewielkiej wsi Ceradz Dolny w gminie Duszniki pod Szamotułami ktoś nielegalnie zastawia na swojej działce wnyki na dzikie zwierzęta. Czyżby przeszkadzały mu mieszkające w sąsiedztwie bobry?
W Poznaniu wciąż wiszą żółte tablice wyznaczające "obszary występowania wścieklizny". - Na początku stycznia będziemy je już zdejmować, bo nie zostały znalezione żadne kolejne zwierzęta zakażone wścieklizną - informuje Grzegorz Wegiera, powiatowy lekarz weterynarii.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.