Na spotkaniu, które zorganizował w piątek późnym popołudniem wiceprezydent, pojawiła się dobra wiadomość. Ale tylko dla połowy najemców i właścicieli lokali usługowych w strefie zero. Reszta wyszła z niczym.
"Temat umarł " - miał usłyszeć od urzędników Jakub Tepper. Po wyłączeniu z użytku fragmentu ulicy w strefie zero podobnie jak wiele innych osób nie może prowadzić swojego biznesu. Pomoc dla przedsiębiorców po tragedii deklarował sam prezydent Jacek Jaśkowiak.
Warzywniak pani Iwony i jej męża stoi na rogu ul. Kraszewskiego i Sienkiewicza. To granica strefy zero, którą wyznaczono po tragicznym pożarze kamienicy na poznańskich Jeżycach. Zła strona tej granicy. Sklep został zamknięty i rodzina z dnia na dzień została bez dochodów.
Szukają nowych lokali, próbują zatrzymać pracowników. Biznesmeni z poznańskich Jeżyc opowiadają nam o życiu po wielkim pożarze.
- Sprawa została umorzona na podstawie opinii biegłych, którzy uznali, że nałożyło się w tym samym czasie wiele elementów dotyczących projektowania, budowy i użytkowania hali. Żadna konkretna osoba błędu nie popełniła - informuje prokurator Łukasz Wawrzyniak.
Hala miała być już wiosną, ale uczniowie szkoły sportowej z os. Pod Lipami będą mogli z niej korzystać dopiero w przyszłym roku. Miejska spółka tłumaczy, skąd wzięło się opóźnienie.
- Nie ma się czego bać. Meteoryt też może mi spać na głowę - mówi rolnik, którego spotykam na polu przy uszkodzonym wiatraku. Nadzór budowlany: - Właściciel, zarządca czy użytkownik nie mają obowiązku powiadamiać nas o takim zdarzeniu jak urwana łopata śmigła. To jest tylko awaria, a nie katastrofa.
W czwartek od rana na miejscu wybuchu pracowali eksperci z dziedziny pożarnictwa i gazownictwa oraz nadzoru budowlanego. - Druga kondygnacja jest całkowicie zniszczona. Zawaliła się na pierwszą, w której brakuje ścian szczytowych - opisuje rzeczniczka pilskiej policji, sierż. Magdalena Mróz
Nie byłoby katastrofy w Puszczykowie pod Poznaniem, gdyby nie świadome złamanie prawa przez kierowcę pogotowia - uznał sąd. I zaostrzył wyrok.
Choć do katastrofy doszło w czerwcu ubiegłego roku, do tej pory nie wiadomo kto za nią odpowiada.
Zarzut nieumyślnego spowodowania katastrofy tramwajów na rondzie Starołęka postawiła prokuratura motorniczemu poznańskiego MPK. W katastrofie rannych zostało 27 osób, a straty liczone są w milionach.
- Prokurator zdecydował o wszczęciu śledztwa - informuje Łukasz Wawrzyniak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Osobne postępowanie w sprawie zawalonego dachu hali sportowej na os. Pod Lipami prowadzi nadzór budowlany. Tymczasem prezydent Jacek Jaśkowiak wskazał już przyczynę katastrofy.
Bezsporne jest, że na przejeździe w Puszczykowie pociąg zmiażdżył karetkę pogotowia. Prokuratura chce zamknąć jej kierowcę w więzieniu. Obrońca namawia do nadzwyczajnego złagodzenia kary: - Sąd ma być sprawiedliwy, a nie odważny.
- Wjechałem na przejazd, żeby się ratować - przekonuje kierowca oskarżony o spowodowanie pod Poznaniem katastrofy. Ucierpiało kilkanaście osób. Kolej wyceniła straty na 1,5 mln zł.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.