W "PolandJa", czyli filmie aspirującym do miana chaotycznego, ale jednak przeglądu polskiej współczesności, mamy tylko jakieś dziwne echa bieżących zdarzeń, które nie formują się w nic sensownego.
Niezależnie od tego, jak skończy się renesans Lecha Poznań pod wodzą Nenada Bjelicy i czy doprowadzi do obfitego baroku, już teraz można powiedzieć, że wokół tej drużyny dzieją się bardzo interesujące rzeczy integrujące ludzi. A tego właśnie szczególnie brakowało w Kolejorzu w ostatnich latach.
Kiedy bowiem po seansie "Milczenia" zastanawiałem się nad tym filmem, doszedłem do wniosku, że już dawno nie otrzymałem z ekranu tak niewielu odpowiedzi. A jednocześnie dawno nie zadano mi w filmie aż tylu pytań.
Dopiero po drugim obejrzeniu "Ataku klonów" dotarła do mnie straszna prawda. Nie wiem jak Państwo, ale obejrzę je w ten weekend raz jeszcze, by się upewnić, że oczy mnie nie mylą. Poza tym z grona filmów, jakie tym razem są do obejrzenia, do jednego mam iście ojcowski stosunek. Pozwalam sobie zatem zaproponować kilka pozycji filmowych w programie telewizyjnym na ten weekend. Uporządkowałem je chronologicznie, od piątku do niedzieli. Wystarczy kliknąć w zdjęcia.
Świat z "To tylko koniec świata" jest trudny do wytrzymania nie ze względu na krzyki i wszechobecną agresję, ale z uwagi na to, co się za nimi kryje. Najłatwiej można by powiedzieć, że to pretensje - każdego do każdego, nie wiadomo dokładnie o co.
"Grey" to jednak nie tyle społeczny fenomen, który nakazuje ludziom gnać w stronę kiczu, gdyż ten zawsze jest bardzo kuszący swą lekkostrawnością. To jednak pokłosie braku sposobu na to, by w jakiś sposób złamać tabu, jakim jest chociażby rozmowa o seksie.
Niektóre filmy potrafią naprawdę zaskoczyć. Tak jest w wypadku propozycji kinowych, które można obejrzeć w ten weekend. Sami Państwo zobaczcie - oto one, ustawione w kolejności od, w mojej opinii, najsłabszych do najlepszych. Aby przejrzeć propozycje, należy kliknąć w zdjęcie.
Tym tekstem prawdopodobnie całkowicie skompromituję się w Państwa oczach. Liczę się z tym, ale o "Lego Batmanie" muszę jednak napisać. Moja wizyta na tym filmie z dwoma smarkaczami na sąsiednich fotelach dostarczyła mi bowiem całej peleryny przemyśleń
"Jackie" to nie film o Johnie F. Kennedym. To rzecz o jego żonie, o której także sporo już powiedziano i która również urosła do miana mitycznej. W dziejach USA nie było bodaj słynniejszej Pierwszej Damy.
Za sukcesem McDonald's stał Ray Kroc właśnie dlatego, że on w odróżnieniu od irlandzkich braci potrafił działać w skali makro. Dlaczego zatem owe bary, do których tylu z nas chodzi w pośpiechu, nie nazywają się dzisiaj Kroc's?
Spory problem miałem z wyborem propozycji telewizyjnych w ten weekend. Przegląd nie może być przecież zbyt długi, a filmów godnych zatrzymania się przez chwilę jest sporo. Oto one, ustawione chronologicznie od piątku do niedzieli. Zapraszam! [KLIKNIJ W ZDJĘCIE, BY PRZEJŚĆ DO MATERIAŁU]
Tamas Kadar twierdzi, że Lech Poznań blokuje jego rozwój. Lech i Dynamo Kijów nie potrafią się bowiem porozumieć co do jego transferu. Zapomniał jednak, że podpisał z klubem umowę do czerwca 2018 roku. Musi więc czekać na decyzję Kolejorza.
Lech Poznań od lat naraża się na zarzut, że jest jedynie przedsiębiorstwem handlowym i prowadzi tylko biznes piłkarski, zamiast podjąć realną, wyraźną walkę o trofea. Odrzucenie 3 mln euro za Dawida Kownackiego to znak, że klub piłkarski to więcej niż sklep z piłkarzami.
Toni Erdmann mówi do swej córki o wyluzowaniu widzianym z perspektywy czasu, które wobec braku tej perspektywy wydaje się nieodpowiedzialną nonszalancją i trudnym do zaakceptowania wygłupem. A jednak jest kluczowe, by zacząć żyć ciekawie. Ciekawie, czyli nierytmicznie.
"Kłamstwo" dotyczy prawdziwych wydarzeń, jakie miały miejsce na przełomie wieków, kiedy to w 1998 roku trafił przed brytyjski sąd pozew o zniesławienie. Wymagał on od sądu ustosunkowania się do sprawy Holokaustu.
Ta książka nie jest "Sztuką uprawiania seksu", nie jest nawet "Sztuką miłości", ale właśnie "Sztuką kochania". Także siebie i swoich potrzeb. Nadzwyczajne jest to, że Michalina Wisłocka napisała ją pod wpływem człowieka, którego już na wstępie nazwała "brzydkim", a który stał się z czasem największą miłością i inspiracją jej życia.
17 lat po "Szóstym zmyśle", do którego tak prostacko porównujemy wciąż całą twórczość N. Shyamalana, "Split" jest w zasadzie jego alternatywą. M. Night Shyamalan tym razem nie nakręcił łamigłówki. Wręcz przeciwnie.
Bez obaw - "Wielki Mur" to nie jest konfucjańska powiastka o filozofii. To jedynie jatka z ogromnym (jak przystało na Chiny) rozmachem. Tak ogromnym, że rzeczywiście chwilami zapiera dech.
Z całą pewnością Emma Stone to fenomen. A "La La Land" jest na to kolejnym dowodem. Powiedziałbym, że miażdżącym, bo raz jeszcze ta aktorka pojawiła się w filmie, który wywróciła do góry nogami.
W westernach sprawa była prosta - dobro stało po stronie kolby i spustu, zło po stronie muszki. "Konwój" w pewnym momencie zaczął mi przypominać polski western.
Pół biedy, kiedy się jest graczem "Assassin's Creed" - wówczas można się rozkoszować detalami filmu Justina Kurzela, niuansami odwzorowania widowiska komputerowego na dużym ekranie. Wówczas niczego nie trzeba dogłębnie tłumaczyć, żadna z zawartych w tej grze bzdur nie wymaga jakichś glos czy omówień. Gorzej, gdy mamy do czynienia jedynie z widzem filmowy, takim jak ja. Wtedy nie mogę przyjąć tego filmu do wiadomości.
Nakręcił zatem Andrzej Wajda swój ostatni film w formie manifestu artystycznego, w którym rzeczywiście zgadza się z tezą, że na rozstaju dróg stać zbyt długo nie można. Głównie jednak z takiego powodu, że wybór na owych rozstajach jest jedynie pozorny.
Czas i jego upływ jest tylko złudzeniem - mawiał Albert Einstein i nazywał go względnym. Twierdził, że iluzją jest granica między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, a teraźniejszość jest ponadczasowa. Według teorii względności bowiem, każdy obiekt i każda istota ma własny zegar, nie istnieje czas uniwersalny dla wszystkich.
Okazuje się, że z dobrego patentu połączonego z rozpoznawalną i lubianą przez ludzi obsadą nie zawsze wychodzi smaczny placek. Dla widza, który stawia jakiekolwiek wymagania kinu rozrywkowemu, ten film jest nie do przyjęcia. Z kilku powodów.
"Paterson" nie jest jedynie zwykłą pochwałą codzienności ani hymnem na cześć radości z tego, co wokół. To film nie tyle o człowieku takim jak Williams, codzienną rzeczywistość opisującym, ale o dodawaniu do niej nowych elementów wciąż i wciąż. Wreszcie o tym, jakie znaczenie ma ulotność.
Gdy człowiek się boi, budzą się demony? - można by domniemywać. Nie, gdy człowiek się boi, budzi się prawda. Zmierzenie się z nią jest niczym innym jak zmierzeniem się ze strachem.
"Pasażerowie" są filmem w zasadzie bardzo interesującym, ale kapitulującym na tej przeszkodzie, której przebrnąć nie jest w stanie wiele filmowych robinsonad. Kapituluje on na spotkaniu widza z nudą, powtarzalnością i na stawianym przed nim wymaganiem nie do spełnienia - wymaganiem cierpliwości.
"Łotr 1" to film, który nie jest żadną boczną ścieżką. Nie mam wątpliwości, że to pełnoprawny epizod "Gwiezdnych wojen", wpasowujący się między części III i IV.
Widzę zatem w tym dziele Nicole Garcia pewien potencjał; rzekłbym że temat to nawet na film ciekawy, przy czym jego sprawna realizacja wymaga porzucenia niezdecydowania, jakim się on cechuje. Za tym porzuceniem postępowałaby bowiem rezygnacja z nudy, którą usłany jest ów film jak sanatoryjny turnus.
Realizując film o legendarnym lądowaniu airbusa 320 linii US Airways na rzece Hudson, Clint Eastwood starał się za wszelką cenę wydobyć z jej wód coś więcej niż tylko wrak samolotu. To daremne, niczego więcej tam nie ma.
Robert Zemeckis to mistrz klina przygodowego, ale już nie mistrz intryg. Nie na intrygę zatem postawił, tworząc ten film. Nie na wzajemne zależności i fabułę, której głównym celem byłoby ujawnienie, kto z Niemcami, a kto nie. Postawił na romans - nie mogło być zresztą inaczej, skoro akcja całej tej opowieści zaczyna się w Casablance
Film Toma Forda daje tak wielkie pole interpretacyjne, że w natłoku myśli, jakie miałem po jego obejrzeniu, mam ochotę zdecydować się na interpretację najprostszą... kto wie, może dzięki temu najwłaściwszą. Mam ochotę spojrzeć na ten film jak na historię o szczególnym odbiorze sztuki. Odbiorze osobistym.
Człowiek przybywa do Nowego Jorku z jedną tylko walizką i jak każdy europejski emigrant w walizce owej przywozi znacznie więcej niż koszule, pastę do zębów i grzebień, które może w niej zobaczyć oficer graniczny. Przywozi cały swój świat, który za chwilę wypuści w całej Ameryce. Każdy nowy człowiek zmienia świat na dobre, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki albo za otwarciem walizki.
Przez ten cały czas, gdy słyszałem o Edwardzie Snowdenie i jego ucieczce ze Stanów Zjednoczonych do Rosji (udzieliła mu azylu) z danymi dotyczącymi inwigilacji niemal wszystkich i niemal wszędzie i to na wielką skalę, wydawał mi się on postacią bardzo interesującą. Oliver Stone rozwiał jednak te wątpliwości.
W wypadku takich filmów jak "Nowy początek" nie mówimy o zwykłym strachu przed innością, tak jak nie mówimy o banalnej odmienności. Tutaj rzecz nie sprowadza się do drobnych różnic, ale do rozbieżności totalnych. Właściwie do redefinicji wszystkiego, co znamy.
Był dawny "Pitbull" filmem anegdotycznym i epizodycznym, co ściśle wiązało go w policyjnymi aktami i wszelakimi historiami, które przecież opierają się na mrocznych anegdotach. Teraz to karykatura.
Niesamowite w Melu Gibsonie jest to, że nie tylko ewangelizuje swymi filmami, ale na dodatek potrafi ową ewangelizację postawić na masochistycznym tle, by w jak najbardziej krwawej męce widzieć przyczynek do odkupienia. W "Przełęczy ocalonych" jednak był zaskakująco blisko od stworzenia całkiem udanego filmu wojennego. Ostatecznie jednak jego maniera wzięła górę.
W legendzie o "wampirze z Zagłębia", czyli Zdzisławie Marchwickim straconym w kwietniu 1977 roku za domniemane zabójstwo 14 kobiet, wszystko jest tak interesujące, że z którejkolwiek strony nie zabrać by się za ten temat, powinno wyjść coś niezwykłego. Maciej Pieprzyca zabrał się za "wampira" od strony, której się nie spodziewałem. I wyszło coś bardziej niezwykłego, niż można było się spodziewać.
Wiwisekcja, jaką przedstawia Arkadiusz Jakubik w "Prostej historii o morderstwie", sprawia, że ani to historia prosta, ani nie o morderstwie. Czy też raczej nie tylko o tym. Powiada bowiem Arkadiusz Jakubik w swym filmie, że morderca tkwi w każdym z nas.
Grzebanie w "Boskiej komedii" niczym w szyfrach Enigmy, tworzenie z fundamentu współczesnej kultury i laickiego religioznawstwa łamigłówki na potrzeby awanturniczo-przygodowego filmu jest pomysłem pozornie miałkim i bluźnierczym. Moim zdaniem jednak pasującym do charakteru tej historii nie mniej niż Arka Przymierza pasowała do nazistów i Indiany Jonesa.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.